Będzie zupełnie inaczej niż w piosence Starszych Panów, w której Wiesław Michnikowski śpiewał:
Jeszcze tylko parę wiosen Jeszcze parę przygód z losem Jeszcze tylko parę zim i refrenem zabrzmisz tym: Wesołe jest życie staruszka Wesołe jak piosnka jest ta Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka I świat doń się śmieje: ha, ha Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka I świat doń się śmieje: ha, ha To, że będzie się dotkniętym przez dla płci indyferentyzm To nie znaczy jeszcze, żeć Miłych wrażeń nie da płeć.
Od dwóch lat w audycji "Odmienny punkt widzenia" rozmawiając z Jerzym Krügerem-Paprotą przybliżamy tematy ekonomiczne, staramy się opisywać znaczenie wybranych danych, faktów i informacji tak dla globalnej gospodarki, jak i lokalnej. Ale przede wszystkim mówimy, co to wszystko znaczy, albo może znaczyć dla "Kowalskiego".
Zajęliśmy się - i to kilkukrotnie - tematem katastrofy demograficznej, która się dzieje. Dzieje się! Nie, że "może się wydarzy" - dzieje się! Przedstawialiśmy twarde dane, wyliczenia oraz pomysły jak z problemem radzą sobie i będą sobie radzić inni. Inni, ponieważ katastrofa demograficzna to nie tylko polski problem - choć w Polsce będzie to prawdziwy doomsday" - to problem, z którym muszą się zmierzyć prawie wszystkie rozwinięte państwa świata. Dość powiedzieć, że w 2018 roku w Japonii sprzedano więcej pieluch dla dorosłych niż dla dzieci. I żeby wszystko było jasne - jak do tej pory nie pomyliliśmy się, tak samo jak nie pomyliliśmy się w sprawie brexitu. Mówiliśmy, że do niego nie dojdzie i co? Wystarczy sięgnąć do archiwalnych audycji i się przekonać. Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Byście poważnie potraktowali to, co przeczytacie dalej a szczególnie część trzecią, ostatnią.
Ludzie zachowują się rozsądnie dopiero, gdy nie mają innej opcji. Ta część w głównej mierze powstaje dzięki danym Głównego Urzędu Statystycznego, choć ostatnio pojawiły się głosy, że coś jest niezbyt hallo z metodologią badań i informacje płynące z GUS-u mogą nie być koszerne. Pożyjemy - zobaczymy. Będzie teraz trochę danych, ale niezbędne jest ich przedstawienie, by zrozumieć wnioski przedstawione w ostatniej części. (Nie)optymistyczne dane z Chrystusa Narodów W 2015 roku mieliśmy w Polsce deflację, co oznaczało, że nawet jeśli ktoś nie dostał przez rok podwyżki, to i tak mógł po upływie tego czasu kupić więcej. Niewiele, ok. 1% więcej, ale zawsze. Zważywszy, że oprocentowanie lokat i obligacji było powyżej zera, oznaczało to, że w taki bezpieczny sposób można było trochę zarabiać. Dziś mamy inflację rok do roku ok. 3%, czyli, jeśli ktoś nie dostał podwyżki, to może kupić mniej. Mamy inflację, ale oprocentowanie lokat i obligacji wcale jakoś nie wzrosło i w efekcie może się okazać - i tak przeważnie jest - że inwestując pieniądze bezpiecznie zwyczajnie tracicie. Ktoś powie, że przecież jednak wzrosły zarobki i efekt inflacyjny został zniesiony. I tak i nie. W koszyku wydatków "Kowalskiego" najważniejszą część stanowi jedzenie a to podrożało od kilkunastu procent (mięso), do ponad 30% (owoce i warzywa). Część podwyżek dopiero przed nami (energia elektryczna, paliwa, składki na ZUS, etc.), co spowoduje, że kolejne ciosy będziemy otrzymywać dopiero po wyborach. Ktoś znowu się wtrąci, że przecież Polska nie jest tak zadłużona jak Grecja, Włochy, Hiszpania, czy Niemcy, więc istnieje spore pole manewru. A poza tym jesteśmy państwem - JUŻ!, Hura! Wreszcie! - rozwiniętym. Zacznijmy od tego drugiego. Otóż Polska nie jest krajem rozwiniętym, bo poza dostępnością i jakością pewnych usług i produktów jest jeszcze odporność na zawirowania wielkiej, światowej gospodarki oraz podatność waluty na gwałtowne wahania. A polska waluta systematycznie się osłabia. I to bardziej niż wynikałoby np. ze wskaźnika inflacji. A teraz zadłużenie. Większość wydatków budżetu państwa to wydatki sztywne - nic z nimi właściwie nie można zrobić. Tylko płakać i płacić. A ponieważ pieniędzy zawsze brakuje (coś takiego jak idea zrównoważonego budżetu nie może się przebić do różnych tępych łbów), to na wydatki trzeba pożyczać. A Polska nie jest w tak komfortowej sytuacji jak Niemcy i musi pożyczać drogo. Jeszcze nie tak drogo jak Argentyna, ale wszystko przed nami (Argentyna kilkadziesiąt lat temu była jednym z najbogatszych państw świata; od tego czasu do władzy dochodzili na dziesięciolecia populiści i teraz mamy "., dupę i kamieni kupę"; jeszcze dotkliwiej skutki prowadzenia gospodarki socjalistycznej możemy obserwować na przykładzie Wenezueli a wcześniej na swoim własnym - PRL-u). To wszystko dziś, ale ciekawiej się robi jeśli spojrzymy w przyszłość. I proszę pamiętać, że chińskie powiedzenie "obyś żył w ciekawych czasach" to przekleństwo.
A więc zrobi się ciekawie. Dlaczego? Realizowany w Polsce model zakłada: - kształcenie ludzi np. w zawodach medycznych, czy technicznych na potrzeby innych rynków (Wielka Brytania, Hiszpania, Niemcy, Francja, itd.); w efekcie dostępność usług medycznych jest coraz gorsza a ich cena coraz wyższa, brakuje wykonawców zleceń infrastrukturalnych a jeśli nawet się znajdą, to żądają pieniędzy znacznie wyższych niż wynikałoby ze wstępnych kalkulacji (powszechny problem w samorządach, które nie mogą zrealizować inwestycji, bo nie stać ich na zapłacenie tego, czego żądają oferenci); w końcu - innowacyjność polskiej gospodarki jest do d. (wytworzenie produktu, czy usługi jest w Polsce bardziej czaso- i energochłonne niż w najlepiej rozwiniętych państwach i to między innymi jest powód, że w Polsce zarabia się mniej) a liczba patentów na mieszkańca jest "mniej niż zero"; - dożynanie podatkami oraz niespójnymi i zmieniającymi się interpretacjami przepisów tych, którzy wytwarzają i zarabiają (wskaźnik PMI, czyli wskaźnik optymizmy spada od dziewięciu miesięcy i jest na poziomie 47 punktów, a więc pesymizmu), przy jednoczesnym kupowaniu za im zagrabione pieniądze głosów ludzi żyjących z budżetu, bądź wobec których budżet państwa ma zobowiązania, np. emeryci; Skutkiem takiego podejścia do majątku obywateli i państwa (zupełnie jakby kraj nad Wisłą był podbity przez najeźdźców z dalekich, mongolskich stepów, albo nazistowskie hordy) jest exodus najodważniejszych, najpracowitszych, najkreatywniejszych. Exodus, który nie skończył się jesienią 2015, ale trwa i będzie trwał. Ale o tym trochę dalej. Szanowny emerycie - masz przerąbane po całości Dzieci w Polsce jest mało i będzie coraz mniej, ale Was, emerytów, będzie przybywać (choć nie tak szybko, bo patrząc po jakości służby zdrowia można wnosić, że długość życia na emeryturze nie będzie się wydłużać, ale raczej skracać). A skoro Was będzie więcej, to będziecie coraz ważniejszą i coraz silniejszą grupą wyborców, czyli to do Was będą trafiać pieniądze, którymi rządzący będą starali się kupić Wasze głosy. Problem w tym, że tych pieniędzy będzie coraz mniej a oczekiwać coraz więcej.
Wyjaśnienie. Obywateli Najjaśniejszej i Odrodzonej ubywa. I nawet gdyby wskaźnik dzietności skoczył w przyszłym roku z obecnych 1,3 do minimalnej wartości zapewniającej zwykłą zastępowalność pokoleń, czyli 2,1, to i tak dopiero za dwadzieścia lat ci ludzi trafią na rynek pracy. A przez dwadzieścia lat będzie sporo wyborów, w których nie tylko pojawiać się będą obietnice zrobienia banknotami komuś dobrze, ale takie działania będą podejmowane. A skoro nadciąga spowolnienie (niektórzy w oparciu np. o dane z rynków europejskich, czy wskaźnik FED-u mówią, że to nie będzie spowolnienie, ale prawdziwy kryzys i to mocniejszy niż ten sprzed dekady), to pieniędzy w budżecie będzie brakowało i to z roku na rok więcej, bo: - mniej ludzi będzie pracowało - więcej będzie na garnuszku państwa Bardzo ostrożne szacunki mówią, że do 2040 roku populacja w Polsce skurczy się o jakieś trzy miliony ludzi. Ale jeśli rządzącym przyjdzie do głów by: - podnosić podatki; - wykorzystywać wszystkie dostępne sposoby (oraz kilka niezbyt legalnych) wyciągania pieniędzy od pracujących a przede wszystkim od firm; oraz - odpowiedzią na kryzys by zachować spokój społeczny będzie również coraz szczodrzejsze rozdawnictwo; To wtedy populacja zmniejszy się nie o trzy miliony, ale pięć, albo i więcej. I nie da się tego załatać "spolonizowanymi imigrantami z obszarów bliskich kulturowo". Po pierwsze dlatego, że wcale tak wielu do Polski nie chce przyjeżdżać, po drugie ci którzy już przyjechali i nie mają zamiaru wracać do siebie i tak w połowie myślą o drodze dalej na zachód. A w Europie już się zaczęła walka o pracowników.
By nie być gołosłownym dwie informacje z rynku niemieckiego (obie za konserwatywnym "Die Welt"): 1. 18 sierpnia 2019, zapowiedź materiału video: Branża budowlana w Niemczech przeżywa rozkwit, ale wiele firm z trudem radzi sobie z zamówieniami. Mają tylko jeden problem: brakuje im ludzi. Pracowników jest mało, a młode pokolenie niechętnie widzi swoją przyszłość na budowie. Między innymi dlatego - brak pracowników - niemiecki rząd zdecydował się wprowadzić ułatwienia dla osób spoza Unii Europejskiej, które zdecydują się przyjechać do Niemiec i pracować. 2. 15 sierpnia 2018, cytat: W Niemczech coraz więcej osób z wyższym wykształceniem pochodzi z zagranicy - wynika z analizy Instytutu Badań nad Niemiecką Gospodarką (IW) w Kolonii. Odsetek specjalistów - absolwentów uczelni wyższych urodzonych poza Niemcami wzrósł z 13,6 procent w 2007 roku do 18,7 procent w roku 2017. To zaskakujące, bo w ciągu dekady liczba niemieckich absolwentów uniwersytetów wzrosła o ponad jedną trzecią do 10,1 mln osób. Bardziej dynamicznie rozwinął się jednak napływ imigrantów o wysokich kwalifikacjach. W tym samym czasie ich liczba podwoiła się - z ok. 1,16 mln do 2,32 mln. - Ogromne znaczenie ma napływ z krajów UE - mówi autor analizy Wido Geis-Thoene. Z danych za 2017 rok wynika, że najwięcej z urodzonych za granicą absolwentów wyższych uczelni, bo aż 235 tys. pochodziło z Polski. Jeśli do tej informacji dodamy informację nr 1, to możemy być pewni, że już za kilka lat ów "drenaż mózgów" będzie dotyczył także Ukraińców, czy Białorusinów (i pomysł na "polonizację bliskich kulturowo nacji" poszedł się.).
Mniejsza populacja, mniej pracujących, więcej pobierających kasę z budżetu, coraz gorsza konkurencyjność gospodarki, słaba innowacyjność, sraczka legislacyjna, niejasne przepisy, uznaniowość urzędów skarbowych, które nawet jeśli przegrają, to i tak nie chcą wykonać wyroków sądowych, wszystko to przepis na powtórkę z PRL-u i (nie)piękną katastrofę. I żeby wszystko było jasne - odpowiedzialność za ten stan rzeczy nie ponosi tylko Jarosław Kaczyński i jego ekipa, ale on, jego ekipa i wszystkie wcześniejsze, w tym ta której przewodziło Słońce Peru, czyli liberał, który odkrył w sobie socjalistę a do budżetu domowego dorabia tak jak kilka milionów polskich obywateli - na emigracji. Utrzymanie dotychczasowego tempa rozwoju (a nawet szybszego) jest możliwe tylko jeśli: - w ciągu kilku najbliższych lat do Polski trafi nawet do pięciu milionów pracujących; - system podatkowy będzie prosty i niezmienny a promowana będzie pracowitość, oszczędność i rodzina zamiast wyciągania łapy po cudze; - sądownictwo (w tym szczególnie gospodarcze) nie będzie mieć zadyszki jak astmatyk wbiegający bez maski tlenowej na Mount Everest; - powstanie nowa ustawa o podatku VAT (dopóki VAT obowiązuje w Unii Europejskiej, to musi obowiązywać i w Polsce, ale należy stworzyć nową - o pomoc można poprosić choćby Centrum im. Adama Smitha; choć z drugiej strony pamiętajmy, że sam twórca obowiązującej i już ponad pół tysiąca razy zmienianej ustawy o podatku VAT powiedział w jednym z wywiadów, że połowa departamentów Ministerstwa Finansów pracuje nad tym jak tej ustawy nie zmieniać. ciekawe, czyż nie?); - i najważniejsze: P R Y W A T Y Z A C J A a nie nacjonalizacja; prywatyzacja szkolnictwa, służby zdrowia, systemu emerytalnego, usług publicznych, etc. wraz z wprowadzeniem CAŁKOWITEGO ZAKAZU prowadzenia jakiejkolwiek działalności gospodarczej przez tzw. państwo i samorządy i zakazu zadłużania, czyli zrównoważony budżet; Oczywiście, ktoś powie, że przepis na sukces gospodarczy nie jest aż tak prosty. Historia jednak uczy, że najprostsze rozwiązania były najskuteczniejsze a jak powiedział Ronald Reagan: "rząd nie rozwiązuje problemów, to rząd jest problemem", czyli należy ograniczyć rolę rządu (dla konserwatywnego libertarianina jak ja każdy rząd jest podstawowym problemem a koncept "państwa' jest zwyczajnie poroniony, bo państwo to organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym i dlatego należy je zniszczyć; niestety, szanse na doczekanie urzeczywistnienia tej pięknej idei są nikłe). Minister Sasin niedawno powiedział wreszcie coś z sensem: obniżamy podatki, bo ludzie sami lepiej wiedzą jak wydawać pieniądze. No właśnie! Sami lepiej wiedzą, więc ich im nie zabierajcie! Niestety, nie zanosi się by w najbliższej dekadzie ministrowi udało się powiedzieć kolejną rzecz z sensem, np. "kapitalizm jest dobry, liberalizm gospodarczy jest dobry, socjalizm jest zły, rozdawnictwo jest złe". A ponieważ nic nie wskazuje by wszystkie opcje czarowania rzeczywistości już zostały wykorzystane, to jeszcze sporo wody upłynie w Wiśle zanim ludzie zaczną się zachowywać racjonalnie i pogonią socjalistyczną hołotę. I właśnie dlatego masz Szanowny Emerycie, i Ty, Szanowny Przyszły Emerycie, przerąbane po całości. Powiedziałbym, że "chcieliście takiej Polski, to ją macie", ale niestety ja też dostanę po dupie i nie jest mi z tego powodu do śmiechu. I na zakończenie dwie rzeczy: 1. informacja i 2. przepowiednia: 1. Informacja: w latach 2015-2015 na program modernizacji polskiej armii miało zostać przeznaczonych 130 miliardów złotych (między innymi na przynajmniej trzy nowe okręty podwodne, modernizację czołgów, samolotów, uzbrojenia, systemów radarowych, obronę przeciwlotniczą krótkiego, średniego i dalekiego zasięgu z prawdziwego zdarzenia, itd.); modernizacji nie ma, ale ze 130 miliardów wydano prawie 70 na kiełbasę wyborczą, czyli bezsensowne rozdawnictwo: 500+, mieszkanie+, piórnikowe, trzynasta emerytura.; ciekawe jak cienko zaśpiewacie, gdy rosyjskie dywizje przetoczą się przez Polskę? 2. Przepowiednia: wkrótce na wizytę do lekarza rodzinnego będziemy czekać z pięć lat, zabieg nastawienia złamania kości udowej będziemy zamawiać dla wnuków a średni wiek pielęgniarki będzie oscylował w okolicach wieku egipskich mumii.
Na pocieszenie: Ponieważ będzie się działo, to nie będziemy się nudzić, więc zaoszczędzimy przynajmniej na kosztach rozrywki: kino, teatr, koncert, książka.
P.S., czyli. Post scriptum do tekstu, czyli (wybiórcza) ocena jego pierwszej wersji przesłana przez jednego z ekspertów Centrum im. Adama Smitha: Dziękuję za bardzo dobry i bardzo wartki tekst. Ma niesamowite tempo::)). Ale "Z czego jutro..." , że przywołam J. Derridę i E. Roudinesco. (.) Lud PiS nie jest wyjątkowy. A może zadajmy pytanie dlaczego u nas w Polsce nie istnieje rynek kapitałowy? Trzydzieści lat nic Polak nie zarobił? Prywatyzacja poszła się trzepać, NFI poszło się trzepać, giełda to pusty śmiech w sali notowań. Nie powiem - miło.
Pamiętacie ów film sprzed lat prawie siedemdziesięciu? Dwie stare ciotki [sorki LGBT, tym razem nie chodzi o Was.] i siostrzeniec, który odkrywa prawdę o rodzinie? "Rodzina, rodzina, ach rodzina. Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest. Lecz kiedy jej nima, samotnyś jak pies".
Podobno społeczeństwo, naród, wspólnota jest jak rodzina. W dobrej, staromodnej rodzinie jest babka i dziadek, którzy opowiadają jak było za Niemca, albo Ruskiego [chyba, że to babka i dziadek z Wysp Dziewiczych, wtedy ktoś inny jest na tapecie i ma przejechane]. Opowiadają dyrdymały i wspominki z młodości - babka i dziadek - przy świątecznym stole. Czasem coś się dziadkowi, lub babci wymsknie i w łeb zaczyna brać drzewo genealogiczne, ale wyjaśnia się śniadość cery i kolor oczu. Dziatki słuchają, albo i nie - bo czym prędzej chcą spieprzyć do facebuka, czy innego chooy-wi-grama, by podzielić się z innymi przygłupami wiekopomnymi i bardzo gównianymi informacjami oraz zdjęciami z procesu wydalania masy kałowej.
Dziadek opowiada, babka durnowato się uśmiecha, ojciec wali browca, dzieci spierniczyły w swój świat. I jest cool.
To znaczy - nie jest cool, bo dziatwa ma w el doopie wspominki dziadkowo-babcine i liczą się tylko lajki a rodzinne historie i wspominki to sobie ojciec i matka mogą w el doope wsadzić. Dobrych, staromodnych rodzin niet, połowa dzieci ma matkę i ojca, ale nie ma rodziny [niektóre z onych dzieci mają matkę, ale info o ojcu jest im raczej niedostępne]. Czyli mamy tak zwany qurva-postęp zwany progresem i ten progres postępowy jest bardzo progresywny.
Ale zanim do meritum mała uwaga/ zbiór pytań. Załóżmy, że nie macie prawa jazdy a chcielibyście je mieć. I to na legalu a nie z Ukrainy, czy Słowacji. Oznacza to, że należy zdać egzamin teoretyczny i praktyczny. Zdanie egzaminu merytorycznego zależy od imbecylowatości kursanta i/ lub zasobności kieszeni, zaś teoretycznego od sprawności w przemieszczaniu się po drodze i/ lub zasobności kieszeni. I teraz załóżmy, że na legalu chcecie zdać ten egzamin, nauczyć się prowadzenia pojazdu mechanicznego na kategorię X, ale macie w Waszej szkółce "L" do wybory tylko dwóch nauczycieli nauki jazdy: Nauczyciel 1 - niewidoma baba z wizjami o świecie, czasie, przestrzeni oraz relacjach międzycząsteczkowych, która to baba w swoim życiu raz jechała autobusem, ale ma - zasadniczo - wizję teorii i praktyki jazdy; Nauczyciel 2 - Robert Kubica. Kogo wybierzecie, by Was nauczył jeździć samochodem?
Oczywiście, zwolennicy swobodnej jazdy bez trzymanki i challengerów o nagrodę Darwina wykluczamy z sondy ulicznej przeprowadzonej na papierze cyfrowym.
Dlatego wydaje się - tak podejrzewam - że większość jednak wybierze Roberta Kubicę a nie ślepą babę z wizjami.
To teraz pytanie. A nawet kilka pytań:
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, o którym nie wiadomo by poobracał nawet lalkę Barbie, jest alfą i omegą w sprawie wychowywania i edukacji dzieci, pożycia małżeńskiego i relacji męsko-damskich?
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który do sklepu na zakupy chodzi tylko wtedy, gdy potrzebne jest odpowiednie foto, wie cokolwiek o budżecie domowym?
Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który od trzydziestu lat żyje z publicznej kasy - a więc z podatków, a więc z Waszych pieniędzy - wie jak robić biznes? No, chyba, że jednak coś wie o srebrze.
Dlaczego uważacie, że Słońce Peru, które nieco ponad 25 lat temu w swoich poglądach niewiele różniło się od Janusza Korwin-Mikkego, ale po drodze odkryło w sobie ducha, duszę, serce oraz wrażliwość socjal-demokraty, to dobry kandydat na Prezia Najjaśniejszej i Odrodzonej Którejś-Tam?
Dlaczego uważacie, że sztucznie roześmiany zrobioną szczęką intelektualny i moralny dadaista jest/ może być wodzem naczelnym od-sm-rodzenia?
Dlaczego szalony szarpacz drutów, którego atakuje piątkowy wieczór a którego kumple spieprzają, gdzie pieprz rośnie, to wciąż [dla dwóch, czy piętnastu osób] lider i gwarant zmian?
Skąd w Was takie pokłady wiary, że wśród geszefciarzy bawiących się polityką jedni są dobrzy a inni są źli, skoro cała Historia pokazuje, że dobrych było raptem ze dwóch i wszyscy trzej, co do jednego, zdechli podle srylion lat temu?
I teraz zgrabnie wracamy do starego filmu o morderczych ciotkach.: Czasem, nawet bardzo często, czuję się jak bratanek zaglądający do ciotek, który przekonuje się, że coś jest niezbyt halo a trup w piwnicy ścieli się gęsto. Ludzie, zasada ograniczonego zaufania na drodze ma swój odpowiednik w życiu - NIE WIERZCIE POLITYKOM. Jeśli ktoś chce Wam zrobić dobrze, to znaczy, że niezły przekręt się szykuje i Wy za niego zapłacicie. Ciotkami będą wymuskani politycy a arszenikiem obietnice.
OK - musi się pojawić temat wolności. Prawdziwej. Ale to w innym tekście.
Będzie znów o "dymie olsztyńskim", ale najpierw małe wyjaśnienie użytego w tytule określenia. By się nie rozwlekać wystarczy powiedzieć, że hunwejbini, czyli Czerwona Gwardia, byli najbardziej lojalnymi, najwredniejszymi i najbrutalniejszymi bandziorami na usługach chińskiej partii komunistycznej - taki trochę odpowiednik Schutzstaffel, czyli SS, w III Rzeszy.
Dziś jakby pierwotne znaczenie wyblakło - może między innymi dlatego, że gdy czerwonym gwardzistom odbiło i zaczęli wymykać się spod kontroli, to Umiłowany Mao postanowił całą organizację wysłać albo do piachu, albo na wieś by się reedukowała. Dlatego dzisiaj, gdy mówimy o hunwejbinach, mamy na myśli wiernych i mocno anencephaliacznych "gwardzistów", typy podłe, służalcze, gotowe do wykonania każdego zadania - dla wodza, albo w imię jakiejś "ideologii". Można również w ten sposób określać - i jest to zdecydowanie łagodniejsza wersja - różne przydupasy, czy mocno ograniczonych w samodzielnym działaniu członków jakiejś grupy.
24 kwietnia w Sejmie dwóch takich niewydarzonych członków - niejaki Babalski i Szmit - podzieliło się ze światem dźwiękami, które wydawali paszczami. Nagranie trwa ponad siedem minut i jedyne co można powiedzieć o zawartości informacyjnej poselskiego przekazu, to to, że dziecko z zespołem Downa lepiej - czytaj: precyzyjniej, logiczniej - komunikuje się ze światem. Ale nie wymagajmy zbyt wiele od członków PiS-u.
Zaczął Szmit - po swojemu, czyli bez sensu, ładu i składu. A żeby nie było, że się do biednego hunwejbina dopierdzielam, to wystarczy posłuchać co bredził w audycji, do której go zaprosiłem: http://www.polskalive.pl/index.php/news/450/69/Bezmiar-niesprawiedliwosci---24-10/d,podcast_szczegoly/
Nie dziwię się więc, że członek wypluł z siebie min.:
"pomieszanie pojęć", "pomieszanie prawdy historycznej z ewidentnym kłamstwem". Wypluł, bo albo nic innego robić nie potrafi, albo dostał partyjny prikaz [o takiej możliwości świadczyłoby to, że musiał podeprzeć się czytaniem z kartki, co też onemu wyszło po pisowsku, czyli do dupy]. Oczywiście, żadnych przykładów, bo po co? Obrzucić kogoś gównem licząc, że jakiś półmózg łyknie temat. Z drugiej strony - jak mawiają starożytni górale: "wyżej dupy nie podskoczysz", więc i od Szmita nie ma co wymagać jakiejś subtelniejszej reakcji na synapsach.
Za to ten drugi członek PiS-owy rozwalił mnie dokumentnie. U Szmita coś tam się na zwojach czasami dzieje, ale u tego drugiego. Porażka.
Ale czego wymagać od pseudo-homo-sapiensa. [pseudo-: "pierwszy człon wyrazów złożonych będących nazwami i określeniami osób, rzeczy lub zjawisk, które nie są tym, co udają lub naśladują" - słownik języka polskiego]. Poza tym, jaką wiedzę historyczną może mieć koleś, który nie zna historii miasta, w którym się urodził a nawet - jakąś kaczą ironią losu - był tego miasta burmistrzem.
Pobredził, pobredził i sobie poszedł. Oczywiście, przedstawienie jakichkolwiek przykładów mocno przekracza zdolności intelektualne niejakiego Babalskiego.
Ponieważ członkowie PiS-owi wspomnieli również coś o konieczności prowadzenia właściwej polityki historycznej, to ja już się boję, co to się będzie działo, gdy kato-naziści dojdą do władzy. Problem w tym, że ilekroć jakieś "państwo" zabiera się za robienie "polityki historycznej", tylekroć kończy się to dla kogoś mało przyjemnie i całkiem boleśnie.
A tak naprawdę, to wystąpienie "zacnych inaczej person"
[tutaj link: https://www.youtube.com/watch?v=v09FHFCnIUc ]
było tylko pretekstem do pochwalenia się, że ziarnko zaczęło kiełkować - wywiadu udzieliłem, oburzenie i krytyka się wylały, ale efekt jest taki, że takiej ilości informacji o wojennej i powojennej historii Prus Wschodnich jeszcze nie było [najświeższa rzecz to wywiad z Otto Kruszyńskim, którego miałem przyjemność poznać a nawet nagrać Jego wspomnienia].
No, więc lawina [na razie lawinka] ruszyła i może już niedługo będzie można spokojnie porozmawiać o Prusach, podobnie jak to ma miejsce ze Śląskiem.
Amen.
Załóżmy, że pomimo niezaistnienia jakiejś wielkiej europejskiej, czy światowej wojny, na terenach polsko-niemieckiego pogranicza przeprowadzony zostanie plebiscyt decydujący, któremu państwu maja przypaść poszczególne części obszaru plebiscytowego.
Obszar plebiscytowy ma powierzchnię 312.679 km kwadratowych i zaczyna się na Odrze i Nysie Łużyckiej na zachodzie a kończy na Bugu na wschodzie. A po drugiej stronie jakieś trzy i pół metra sześciennego w okolicach ujścia Odry do Ostsee.
Uczciwie analizując raporty przepływu siły roboczej, popularności różnych produktów [samochody, pralki, młynki do kawy i gumowe lale] zaryzykowałbym twierdzenie, że obszar plebiscytowy przypadłby, w całości, jednej stronie. I to tej, która nie ma białego ptaka w godle.
Są też badania pokazujące, że "gdyby co do czego", to połowa obywateli Najjaśniejszej szybciutko zwinęłaby się za dalekie góry, morza i lasy.
Z drugiej strony widać jednak jakiś renesans myślenia obywatelskiego, choć jeszcze nie w takim wymiarze, jakie być powinno. Widać jak wiele osób - a zawdzięczamy to kurduplowi z Kremla - zrozumiało, że siedzenie z założonymi rękoma niewiele da, gdy "przyjdą podpalić dom, w którym mieszkasz". Stąd taka popularność rozmaitych organizacji i stowarzyszeń paramilitarnych.
A jednak wciąż żywe i bardzo popularne są rozmaite "idee narodowe". Dzięki ex-posłowi Zawiszy oraz dziewczynkom z Ruchu Narodowego wiemy, że Polska sięga od Morza do Morza, czyli od Łaby przez tajny nazistowski ośrodek badawczy do produkcji Vrili w Peenemünde i południowy skraj Estonii aż po Pragę, przejścia graniczne na A-1 z Braćmi Węgrami i Tawan oraz Kilię [a więc daleko za "Przedmurzem Chrześcijaństwa" znanym pod nazwą Kamieniec Podolski].
Dzięki alternatywnie inteligentnym popaprańcom z NPD [takie bardzo cienkie popłuczyny po NSDAP, SA oraz SS] wiemy, że Rzesza rozciąga się od Atlantyku po mury Kremla i od Koła Podbiegunowego po Akropol. Z kolei dzięki sowieckiej tubce NTV wiemy, że Welikaja Rossija stawia bohaterski odpór polsko-amerykańsko-kapitalistyczno-syjonistycznym zagonom starającym się uniemożliwić "przytulenie" różnych braci w wierze i mizerii a Imperium rozciąga się od Atlantyku po Sachalin i od Koła Podbiegunowego po mury Jeruszalaim.
Do powyższych, nowych geografii można dodać jeszcze Wielką Serbię, Wielkie Węgry, Wielkie Chiny, Wielką Mongolię oraz Wielkie Księstwo Lichtenstein.
Gdyby te wszystkie "Wielkie" podliczyć i zsumować, to okazałoby się, że Ziemia musiałaby być ze dwa, albo i pięć razy większa.
Czasem budzą się demony i gdy owe demony się obudzą, wtedy w ludziach budzą się bestie. Zawiści, stereotypy, a nade wszystko niezrozumienie i nieakceptowanie odmienności prowadzi do wydarzeń strasznych i krwawych.
Daleki jestem od stwierdzenia, że to cecha wyłącznie przynależna ludowi zamieszkującemu między Bugiem i Odrą. Absolutnie nie - tak jest wszędzie: dawna Jugosławia, Kaukaz, Bliski Wschód, Afryka.
Niezależnie, czy chodzi o innego religią, kolorem skory, językiem, czy klubowym szalikiem powody dla których demony mogą się przebudzić są dwa: głupota, czyli totalna i permanentna mizeria intelektualna i kompleksy.
A wystarczy trochę wiedzy, wystarczy poczytać, porozmawiać z ludźmi, wysłuchać ich opinii i racji. Nie trzeba od razu się zgadzać, ale w ten sposób ow obcy stanie się mniej obcy. I może będzie się można czegoś i od niego nauczyć. Może on nauczy się czegoś od nas.
Są przypadki niereformowalne i te najlepiej odpalić, ale reszta. Reszta nie jest milczeniem, jest otoczeniem, w którym żyjemy, z którego czerpiemy i któremu nadajemy kształt.
Jeśli więc rezygnujemy z wiedzy poddając się dyktatowi kompleksów i głupoty, wtedy zawsze musimy być gotowi na przykrą pobudkę w wykonaniu demonów.
Załóżmy, więc, że ludzie kupują książki [więcej niż pół na łba rocznie, jak jest dziś w Polsce] i nawet te książki czytają, spotykają się nie tylko by wywalić skrzynkę browca, rozmawiają ze sobą słuchając. Jeśli takie założenie przestanie być założeniem a stanie się faktem, wtedy trudniej będzie o kibolskie i międzynarodowe ustawki a wciskanie ludziom kitu przez pokręcone pasożyty politykami zwane nie będzie tak łatwo przechodzić.
Kamil N. i Zuzanna M. - przez jakiś czas media "żyły" śmiercią, "żyły" historią pary nastolatków, którzy w wyjątkowo brutalny sposób zamordowali rodziców chłopaka
.Mogę się założyć, że przez najbliższe miesiące będziemy świadkami kolejnego serialu, w którym w rolę głównych bohaterów wcielone zostaną nastoletnie bestie. I jak w przypadku historii "matki Madzi" tak i w tej przez media przewiną się dziesiątki "autorytetów" wyjaśniających, omawiających i komentujących. Wreszcie - po roku, albo i dwóch - zapadnie wyrok. I jak w przypadku "Matki Madzi", zwyrodniałego bandyty z Łodzi, który zasztyletował chłopaka stającego w obronie dziewczyny, albo w wielu innych podobnych sprawach sąd prawomocnie zdecyduje by sprawców makabrycznej zbrodni zamknąć na zawsze, albo przynajmniej na 25 lat.
Czy jednak te i takie wyroki są sprawiedliwe? Kara za morderstwo jest tylko jedna - śmierć. Tylko taka kara jest słuszna, sprawiedliwa i choć w części próbuje przywrócić zaburzony ład moralny. Niestety, na jej przywrócenie musimy poczekać.
Przy okazji podobnych spraw szczególnie ujawnia się mizeria polskiego wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Bo choć z jednej strony dość sprawnie prowadzone są procesy w sprawach kryminalnych o przestępstwa przeciw zdrowiu i życiu, to z drugiej strony mamy prokuratorów umarzających sprawę kilometrówek obecnego marszałka Sejmu i Prokuratora Generalnego, który sprawę dostrzega dopiero, gdy ta staje się głośna, polityczna i medialna. Mamy dyspozycyjnego sędziego na telefon, mamy łódzki sąd [o tej sprawie nie jest głośno], który informuje oskarżycieli posiłkowych w sprawie o przekręt na miliony złotych, że rozprawa się nie odbędzie i gdy ci nie stawiają się na rozprawie, która została odwołana, to okazuje się, że sąd sobie zażartował i rozprawa się jednak odbyła. Mamy przypadek sędziego, który po pijaku potrącił rowerzystę, ale którego to immunitetowca nie można pociągnąć do odpowiedzialności bo kumple go bronią, jak niegdyś broniono socjalizmu. Mamy sprawy gospodarcze, w których wyroki zapadają dopiero po kilkunastu latach, wcale częste przypadki skazywania, albo długotrwałego przetrzymywania w areszcie ludzi niewinnych a z drugiej strony cyrk z osądzaniem autorów stanu wojennego.
W jednej z audycji telewizyjnych Wojciech Cejrowski powiedział: wszyscy won, wszyscy sędziowie, prokuratorzy, którzy zaczynali kariery w "peerelu" won, nawet jeśli iluś niewinnych i nieumoczonych zostanie w ten sposób skrzywdzonych.
I, niestety, miał rację, bo nadzieja, że środowisko sędziowskie i prokuratorskie oczyści się samo była tyleż głupia co naiwna. Bo problem nie w tym, że starsze pokolenie sędziów i prokuratorów orzeka i ściga, ale w tym, że młode nasiąka serwilizmem pomieszanym ze swoistą odmianą kompleksu boga.
I choć mam nadzieję i chcę wierzyć, że taka jest mniejszość, to problem nadal nie został rozwiązany. I tu w piersi powinniśmy uderzyć się my - bo zamiast szukać przyczyn zajmujemy się poszczególnymi przypadkami. Widzimy drzewa, ale nie dostrzegamy lasu. Zapewne tak łatwiej - opisać, pokazać dziesiąte i setne morderstwo a potem szybko zająć się kolejnym potworem w ludzkiej skórze; skreślić zgrabny portrecik jakiejś łajzy w todze, która sprzeniewierza się sędziowskiej, czy prokuratorskiej przysiędze i zająć się kolejną łajzą; ale zajrzeć głębiej, odkryć mechanizm chorego systemu, pokazać komu i dlaczego zależy na utrzymywaniu takiego stanu rzeczy. Czyżby zbyt trudne wyzwanie? A może zwyczajnie "niemedialne"?
Dlatego Kamil N. i Zuzanna M. jeszcze przez miesiące będą zajmować szpalty i czasy antenowe, po nich trafią się kolejni a wszystko i tak pozostanie bez zmian - chory wymiar sprawiedliwości i koślawe organa ścigania państwa działającego teoretycznie.
Niestety teoretycznie.
koślawe motto:
Niestety, Polacy mają tę zdolność, że radzą sobie w trudnych sytuacjach.
Urszula Augustyn, pełnomocnik premiera ds. edukacji, poseł/ anka Lawety Obywatelskiej w porannej audycji radiowej.
Teoretycznie Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. To nie ja, to Konstytucja. Niestety.
W praktyce oznacza to, że Rzeczpospolita jest... demokratycznym państwem urzeczywistniającym coś, co nie ma nic wspólnego ani z Prawem, ani ze Sprawiedliwością [i proszę, żeby się Szanownemu Czytelnikowi brzydko nie kojarzyło]. Każdemu zaś, kto by się obruszył, pragnę przypomnieć i wyjaśnić, że np. taki Prezes Trybunału Konstytucyjnego - sam i z nieprzymuszonej woli - wypowiedział tezę, że w swych orzeczeniach Szanowny Trybunał musi nie tylko kierować się literą "prawa", ale musi również uwzględniać stan finansów państwa. Cymes.
Niestety.
Między innymi właśnie dzięki takiemu myśleniu możliwym był wyrok stwierdzający, że choć "janosikowe" jest niekonstytucyjne, to będzie obowiązywać jeszcze przez 18 miesięcy. I nie jest to jedyne takie orzeczenie TK.
Niestety.
Podobna aberracja znajduje się u źródeł koncepcji, która zakiełkowała w głowie najlepszego europejskiego ministra finansów [tak, tak - minister Szczurek takim tytułem musi być teraz tytułowany według miesięcznika "The Banker"]: wykorzystywanie legalnych sposobów, by płacić niższe podatki jest nielegalne i musi zostać przykładnie ukarane.
Niestety.
Teoretycznie Ministerstwo Zdrowia dba, by populacja Rzeczpospolitej była bardzo zdrowa, bo im będzie zdrowsza, tym bardziej będzie można populację wydoić poprzez chore podatki. W praktyce okazuje się, że im więcej Ministerstwa Zdrowia tym więcej chorych i potrzebujących pomocy medycznej.
Niestety.
Sytuacja międzynarodowa jest "niestabilna" a "zielone ludziki" łażą i kombinują, komu zrobić kuku, więc należy dozbroić polską armię wyposażając ją w najnowocześniejszy sprzęt. Myśl wielce słuszna, więc w budżecie państwa znalazły się na to jakieś pieniądze. Problem polega na tym, że cały budżet MON jest dwa razy mniejszy niż skumulowany koszt poboru podatków PIT, CIT, VAT [według prof. Bliklego].
Niestety.
Ostatnio Premier/ ka Kopacz wygłosiła laudację na własną cześć [takie coś nazywa się konferencja prasowa Prezesa Rady Ministrów] i dzięki temu dowiedzieliśmy się, że jest wspaniale, a będzie jeszcze śmieszniej. Oraz że Premier/ ka szykuje się, by okupować trzecią miejscówkę w hierarchii państwowej jeszcze ze cztery lata, ponieważ ma wiele rzeczy do zrobienia, a wszystkie są wiekopomne.
Dowiedzieliśmy się więc - między innymi - że już po 25 latach od tzw. "wolnych wyborów" i wprowadzenia "społecznej gospodarki rynkowej" koedukacyjny rząd rozkminił temat górnictwa i posiada odpowiedni plan. Oj, będzie bolało.
Niestety.
W tym miejscu aż się prosi, by zacytować klasyka myśli podobno minionej, niejakiego towarzysza Wiesława:
Przed wojną Polska stała na skraju przepaści, ale dziś poczyniliśmy wielki krok naprzód.
By następnie zrobić owej myśli delikatny upgrade:
Donald pozostawił nas na skraju przepaści, ale wspólnymi siłami wykonamy wielki krok naprzód.
Niestety.
I można by mnożyć przykłady i pomysły, które lęgną się w głowach zarządzających demokratycznym państwem prawnym, w którym urzeczywistnia się zasady sprawiedliwości społecznej, a co jeden to głupszy i groźniejszy. Ale może warto pamiętać, że III Rzesza też teoretycznie była [przynajmniej w pierwszym okresie swego istnienia] swoistym "demokratycznym państwem prawnym", więc i takie np. "ustawy norymberskie" zostały demokratycznie wprowadzone do porządku prawnego państwa Adolfa H. Oraz inne rzeczy, które o gęsią skórkę przyprawiają.
Niestety.
Chociaż nie zaszkodzi się pomodlić: Boże Wszechmogący, miej nas wszystkich w opiece!
Istnieje w przyrodzie ożywionej takie urządzenie jak wałach.
Wałach to jest takie coś organicznego, co posiada cztery kopyta, słuszną masę, jest wykorzystywane do przemieszczania się, transportowania, orania oraz różnych terapii. Ale najważniejsze, że wałach nie narobi problemów alimentacyjnych, ponieważ nie posiada ten-tegesowego uzupełnienia. Znaczy się - wałach nie posiada cojones. Hodowcy i właściciele czterokopytnych chwalą sobie odjęcie ogierowi cojones bo to uspokaja danego osobnika, łatwiej się takie coś tresuje, kształtuje, czyli - znaczy się - wykorzystuje na wciąż. Można więc stwierdzić, że wałaszenie wprowadza spokój i harmonię w stadzie. Oraz w domu i zagrodzie.
Jak wiemy - dzięki filmowi "Rejs" oraz telewizyjnemu technikum rolniczemu - koń to takie zwierzę, które wydaje dźwięki paszczą. Oczywiście, zwałaszony koń także wydaje dźwięki paszczą, bo odjęcie koniu cojones nie wpływa na wydawanie dźwięków [no, może są tylko troszkę wyższego tonu]. Dzięki wspomnianym pozycjom edukacyjnym wiemy również, że wałach to nie mustang, więc niewiele w nim narowistości, krnąbrności i hardości.
Czemu służy ten wstęp o zwałaszonym koniu, skoro wchodzimy w rok "kozy" [w kalendarzu chińskim]?
By mieć spokój hodowca wykonuje zabieg zwałaszenia na stojącym lub leżącym osobniku przy pomocy czegoś ostrego - np. noża, albo mocnego - np. obcęg. Są jednak takie miejsca na Błękitnej Planecie, gdzie do takiej operacji wykorzystuje się ministerstwo edukacji oraz tzw. mainstreamowe media i to się wtedy nazywa rozwój i postęp cywilizacyjny, zaś samo chlastanie obejmuje nie tylko dolne partie, ale także obszar znany pod nazwą ośrodkowy układ nerwowy ze szczególnym uwzględnieniem tych jego części, które odpowiadają za myślenie.
Dzięki postępowemu wałaszeniu otrzymuje się stado pokornych osobników, z którymi można zrobić wszystko. I choć właściciel stada powinien o sporo rzeczy zadbać - odpowiednia edukacja, zdrowie, jasne kolory wieku mocno przechodzonego - to wie, że żeby mieć święty spokój musi się kierować starożytną maksymą bono domino quot servi tot amici, malo domino quot servi tot inimici [dobry pan ilu ma niewolników, tylu też przyjaciół, zły zaś pan ilu ma niewolników, tylu wrogów]. I trzeba przyznać, że nikt nie jest w stanie przegonić Europy w dziele tworzenia licznych zastępów przyjaciół a panowie są wyjątkowo mili i sympatyczni.
I jeszcze ciut chińszczyzny: rok kozy to czas, w którym przeważa energia jin, czyli bierność, uległość, chłód, zima, generalnie i zasadniczo tzw. żeński aspekt natury.
Ojciec uczył mnie, że po to Bóg dał mi rączki bym się bronił a wściekłe bydlęta się odstrzeliwuje. No, ale to było staromodne i reakcyjne wychowanie zupełnie nieprzystające do standardów nowoczesnej Europy. A ponieważ współcześni Europejczycy są mocno zwałaszeni i wchodzą w niemęski rok kozy, to będzie można po nich jeździć jak po łysej kobyle i "robić im z d. jesień średniowiecza" [z jakiego filmu to cytat i dlaczego wybrałem akurat "Pulp fiction"?].
Możemy więc być spokojni, że nasi panowie, nasi europejscy światli przywódcy dalej będą nawoływać do "konstruktywnych działań i dialogu" by na wschodzie kontynentu zapanował pokój i by niezbyt drażnić naprutego jak szpadel niedźwiedzia [zamiast bydlę przykładnie odpalić]; wciąż "podejmowane będą starania na rzecz intensyfikacji integracji, multikulti i równouprawnienia wszystkich pięćdziesięciu płci", zaś kolejne dziesiątki i setki miliardów euro będą topione w chorych pomysłach wylęgających się w zastraszającym tempie w eurobiurokratycznych łbach.
Dzięki współczesnej medycynie dokonujemy prawdziwych cudów, dlatego w nadchodzącym roku życzę sobie by zdarzył się kolejny i Europejczykom odrosły cojones a wydawane dźwięki paszczą były niższe i zaczęły mieć sens.
A pijanego misia na odwyk, albo do piachu.
Amen.
"Już za chwileczkę, już za momencik" choinka z prezentami zacznie się kręcić. A ponieważ rządzi nami koalicja ludowo-obywatelska [coś na kształt "demokracji ludowej" i "milicji obywatelskiej" z minionego, podobno, ustroju], to i władza ludowi przygotowała garść prezentów.
Zanim dalej z koksem - krótki rys historyczny:
Istniało sobie takie państwo pt. "Polska Rzeczpospolita Ludowa". Było to państwo komunistyczne, totalnie totalitarne, z permanentnie regulowaną gospodarką, chorą i przerośniętą, bo liczącą trochę ponad 100.000 urzędników, biurokracją oraz ludem pracującym miast i wsi, który spożywał kawior popijając szampanem ustami swych przedstawicieli.
Na szczęście mamy już wolną Polskę, gospodarkę rynkową i zasadniczo to raczej państwo minimum niż maksimum. Dlatego liczba służb kontrolujących obywatela jest trzy razy większa niż w "peerelu", biurokracja jest ponad pięć razy liczniejsza a wciągający kawior i szampana przedstawiciele ludu nie płacą gotówką tylko służbową kartą kredytową.
23 grudnia 1988 roku opublikowana została tzw. "ustawa Wilczka", czyli ustawa o działalności gospodarczej, dzięki której naród rzucił się z łóżkami i szczękowymi straganikami do zarabiania kasy.
Ustawa na pięciu stronach zawierała 54 artykuły a w konsekwencji aż 14 innych ustaw straciło moc - "komunistyczny" minister "komunistycznego" rządu wprowadził liberalną ustawę, która według wielu wciąż jest niedościgłym wzorem. Ale to były czasy rządu robotników, chłopów i inteligentów pracujących.
Dziś prawie nie ma robotników, chłopów też tylko kilku a cały naród jest wyjątkowo umagistrowiony i wszyscy pracują, chyba że akurat nie pracują bo są bezrobotni.
Współczesny rząd ludowo-obywatelski postanowił sprawić swemu narodowi miłą niespodzianką na święta i do tzw. konsultacji trafił "projekt założeń projektu ustawy - Prawo działalności gospodarczej". Projekt liczy sobie drobne 58 stron [z czego trzy to spis treści], zaczyna się od opisania: potrzeb regulacji, celu regulacji, sposobu regulacji oraz zakresu regulacji, po czym następuje dziewięć rozdziałów podstawowych i sześć uzupełniających. W ustawie mamy też listę tylko 90 koncesji [w "ustawie Wilczka" było ich aż 11].
Żeby było śmieszniej to równocześnie trwają prace nad nowelizacją ustawy o swobodzie działalności gospodarczej a sam projekt zmian to dokument liczący 11 stron.
Litościwie pominę nazwisko vicepremiera od gospodarki odpowiedzialnego za stworzenie tych gniotów, choć z drugiej strony nie można się dziwić człowiekowi - radosna twórczość ma bezpośredni związek z faktem, że w Polsce [jak i w całej zjednoczonej Europie] nie ma żadnego wolnego rynku, tylko budowana jest społeczna gospodarka rynkowa. A przecież swoje dołoży i minister finansów, i minister skarbu a z jakąś inicjatywą Prezydent wyskoczy i posłowie coś od siebie dorzucą. I wszystko by ludowi żyło się dostatniej a ukochana ojczyzna rosła w siłę.
Można powiedzieć, że "słuszną linię ma nasza władza" - linię europejską, oczywiście - ale mnie wydaje się, że lepszy jest inny cytat z innego filmu: I kto za to płaci? Pani płaci, pan płaci. Społeczeństwo".
I właśnie dzięki takim to światłym pomysłom w różnych rankingach światowych - a to swobody gospodarczej, a to przejrzystości systemu podatkowego, a to sensowności przepisów - Polska regularnie plasuje się gdzieś między Burkina Faso a Zimbabwe.
Dlatego z okazji świąt życzę sobie i innym: wstrętna, totalitarna, bezduszna komuno Wilczka wróć!
Każdy przedstawiciel gatunku homo sapiens recens patrzy na świat dzięki mniej lub bardziej wybałuszonemu elementowi ośrodkowego układu nerwowego, czyli gałkom ocznym. Oczywiście pewien procent populacji w wyniku choroby, wady rozwojowej, albo wydarzenia losowego został takiej możliwości pozbawiony, ale zasada ogólna obowiązuje.
Ale nawet ci którzy widzą, widzą świat w różny sposób, co wynika np. z daltonizmu, astygmatyzmu, czy zeza.
Niezależnie od tego, czy jest się [nie]szczęśliwym posiadaczem jakiejś przypadłości, czy nie i tak obraz jest interpretowany gdzieś w odmętach istoty szarej mózgu - tam się pojawia picture, tam następuje interpretacja, tam rodzą się skojarzenia i emocje.
Ja sam - a nawet osobiście - jestem posiadaczem upośledzenia wzroku znanego pod nazwą "zaślepienie". Ponieważ jestem "zaślepiony" to nie dostrzegam troski i heroicznych starań "władzy obywatelsko-ludowej" a tylko geszeft, dawanie ciała i spolegliwość. Ponieważ jestem "zaślepiony", to nie dostrzegam w Premierce Ewie Kopacz Lady Margaret Thatcher tylko niezborną i niezbyt rozgarniętą felczerkę z Rozpaczy Pospolitej; i nie dostrzegam w ministrze Szczurku najlepszego europejskiego ministra finansów, ale bezwzględnego i dość ograniczonego ekonoma, któremu powierzono zadanie przeprowadzenia i przeprowadzania powszechnej grabieży; z powodu swego "zaślepienia" nie dostrzegam również w Szanownym Panu Prezydencie "Wzorca Cnót Wszelakich" tylko Gajowego [już bez wąsa], który nadaje się do sprawowania Najważniejszego Urzędu jak pingwin do latania; zaś w związkach zawodowych widzę jeno pasożyta, dżumę i cholerę w jednym a nie "partnera społecznego".
Możliwe, że właśnie ta moja przypadłość powoduje, że w tym co nas otacza nie widzę "wilczego kapitalizmu", ale bandycki i totalitarny przekręt etatystyczno-socjalistyczny, zaś w Jarosławie Wspaniałym rozpoznaję jedynie lewackiego i narodowo-socjalistycznego wodzusia a nie prawicowego męża stanu.
Jako osobnik "zaślepiony" nie dostrzegam w projekcie Junckera zbawczego pomysłu na uczynienie z Unii Europejskiej siły wielkiej, konkurencyjnej i przewodzącej narodom świata całego, ale tylko przekręt, finansową wtopę oraz marnotrawstwo i niszczenie potencjału.
Podejrzewam również, że to moje skrzywienie powoduje, że nie dostrzegam w "Charlie Hebdo" głosu wolnościowego a jedynie chamstwo, prymitywizm i debilizm totalnie permanentny.
Cóż - od dziecięctwa mam zdiagnozowaną nadwzroczność obuoczną, to i mam problem ponieważ owa nadwzroczność dokłada się do mojego, własnego i wcześniej wspomnianego "zaślepienia".
A. i jeszcze jednym defektem wzrokowym mogę się pochwalić, czyli rzutem okiem na Rosję Sowiecką:
Jakoś nie widzę możliwości dogadywania się ze zdegenerowanym czymś występującym pomiędzy Petersburgiem a Władywostokiem i nie widzę również w niejakim Putinie, czyli zarządcy tej masy upadłościowej, godnej persony - widzę natomiast przestrzeń ludzi zbrukanych, zmasakrowanych i upodlonych zarządzanych przez paracarskie coś, co należy zatopić w smole, wytytłać w pierzu i publicznie obwiesić ku uciesze gawiedzi.
A jak "sowiecka przestrzeń" nie zrozumie - to zbombardować, zalać kwasem, zaorać, potraktować napalmem. I zasiedlić choćby Chińczykami - mniej chlają i zapierniczają w pocie czoła.
Tyle w kwestiach wielkiego świata - teraz o małej ojczyźnie.
Muszę się przyznać, że mimo, iż od radzymińskich wyborów i zmian na szczytach upłynęły już ponad dwa miesiące, to nie widzę jakoś by sprawy zaczęły iść w dobrą stronę. Tak, oczywiście, dostrzegam, że wreszcie zatrudnieni zostali fachowcy od pozyskiwania środków zewnętrznych oraz że można korzystać z magistrackiego parkingu. Jednak, gdy spojrzeć na to co się dzieje w tak nieodległym Wołominie, to chyba mam prawo powiedzieć: istotnych zmian na lepsze nie dostrzegam.
Samorząd, niezależnie od tego jak tzw. prawo definiuje jego charakter i zasady funkcjonowania, jest rodzajem lokalnej wspólnoty zorganizowanej by osiągać wspólne cele. Czasem decyzje o tym co ma być podejmuje cała społeczność [tzw. demokracja bezpośrednia], czasami robią to jej przedstawiciele [tzw. demokracja pośrednia]. Jednak zawsze zasadą nadrzędną jest równe traktowanie wszystkich, uwzględnianie i szanowanie odmiennych opinii [no, może poza tymi, którzy udowodnili, że na szacunek nie zasługują].
Skoro Ustawodawca zdecydował, że polski samorząd jest tak a nie inaczej skonstruowany i działa w takim a nie innym reżimie prawnym, to deklaracje, obietnice, zobowiązania, plany i pomysły wszystkich kandydatów na samorządowe stanowiska należy właśnie poprzez owo "prawo" odbierać.
Na swój, prywatny, użytek określam powiat wołomiński mianem "polskiego pasa biblijnego" - co wynika z oceny głosowań w dotychczasowych wyborach [samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich] oraz wyraźnie odmiennego od Warszawki stosunku do tradycji i religii. Dlatego teraz mały wtręt "religijny" [i proszę mi wybaczyć skrótowość]:
W judaizmie mamy 613 micwot: 248 nakazów i 365 zakazów, ale i tak wszystko wynika z Dekalogu oraz:
Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił i Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego.
W chrześcijaństwie mamy 7 grzechów głównych i 4 cnoty kardynalne, ale i tak - co by się nie mówiło i pisało - wszystko wynika Dekalogu i nauczania Jezusa:
Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.
W islamie mamy siedem filarów wiary, ale i tak wszystko wynika z Dekalogu oraz nauczania Proroka:
Do Boga należy to, co jest w niebiosach, i to, co jest na ziemi - aby mógł zapłacić tym, którzy czynili zło, za to, co uczynili, i aby mógł zapłacić tym, którzy czynili dobro, najpiękniejszą nagrodą. Tych, którzy unikają wielkich grzechów i szpetnych czynów, z wyjątkiem lekkich występków - zaprawdę, twój Pan jest wszechogarniający w Swoim przebaczeniu!
Oczywiście, jest jeszcze buddyzm, taoizm, animizm, etc. Są też niewierzący.
Jakby nie spojrzeć, to swoistym minimum minimorum jest: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, "bo reszta to przypowieści".
A jak ów wtręt ma się do samorządu? Otóż w żadnym "świętym tekście" nie jest napisane: dopieszczaj bliźniego partyjnego bardziej niż bliźniego innego [to w związku z zarzutami wielu mieszkańców Wołomina oceniających obecny "układ rządzący"], nie ma też nakazu: rób łaskę deweloperowi twemu jak sobie samemu [to z Radzymina].
Ktoś może stwierdzić, że przecież błądzić jest rzeczą ludzką. Odpowiem: owszem, ale jeśli ktoś błądzi, to pozwólmy mu spokojnie odnaleźć swoją drogę, nawet litościwie pomóżmy mu w poszukiwaniach ścieżki, ale niech licznik za błądzenie nie obciąża innych - pogadamy o przyszłości błądzącego, gdy wróci na szlak.
Odpowiednio więc należy ocenić tych, którzy "czynili zło", tych którzy dowiedli, że kierowali się pychą, chciwością, czy lenistwem dając szansę tym, którzy kierują się roztropnością, sprawiedliwością i umiarkowaniem.
A poza wszystkim - liczcie kasę, bo nic nie jest tak drogie jak niespełnialne obietnice!
Amen.
Zupełnie przez przypadek natknąłem się na info, że JKM przegrał z palikociarnią proces w trybie wyborczym o nazwanie Go neofaszystą, zaś niejaki Palikot - mając już taki "wyrok" w ręku - zaprasza "neofaszystę" Korwina do debaty [sprawa sprzed dwóch miesięcy].
http://palikot.blog.onet.pl/2014/05/15/neofaszysta-korwin-mikke/
Nawet pobieżne porównanie programu faszystowskiego [czy też jego wersji "neo"] z programem KNP i poglądami głoszonymi przez JKM-a pokazuje, że nie ma między nimi podobieństw, za to są fundamentalne różnice, więc człowiek, który zwolennika idei konserwatywno-liberalnej nazywa neofaszystą jest upośledzony intelektualnie, albo moralnie ponieważ wiedząc, że kłamie, robi to z rozmysłem].
I stąd moje pytanie:
Czy Palikot, to neodebil, czy neosukinsyn?
I to w dodatku patentowany, boć to przeca "filozof".
W jakiś sposób tytułowe pytanie odnosi się również do wybitnego "ałtoryteta" dziennikarskiego Tomasza Lisa, który ubawił mnie swoim kolejnym kretyńskim tekstem: http://tomaszlis.natemat.pl/109521,spieprzaj-dziadu
Przypomniała mi się anegdota o ojcu, który odbierał zapłakaną córkę z przedszkola.
- Dlaczego płaczesz? - Zapytał zatroskany tatuś.
- Bo Maciek mnie uderzył. - Wychlipała córeczka tatusia.
- To trzeba mu było oddać! - Słusznie i roztropnie zauważył tatuś.
- Ale ja mu oddałam przedtem.
No, właśnie. Dla wybitnawego redaktora fakt, że JKM dał w mordę gnidzie [jak sam określił niejakiego Boniego sam sprawca zamieszania], za to, że ten mu wcześniej naubliżał, jest dowodem na to, że "gnida" miała rację. Jest to również argument by rozwinąć koślawą intelektualnie "myśl" i stwierdzić, że JKM rzeczywiście jest nie tylko idiotą i oszołomem, ale również chamem. Pogratulować zdolności niemyślenia [a podobno dopiero ostatnie lata przyniosły zastępy półmózgów wypluwanych przez szkoły średnie i wyższe.].
Jakby się nie znęcać nad "ałtorytetem", to i tak tytułowe pytanie i w jego przypadku pozostaje uzasadnione:
Neodebil, czy neosukinsyn?
Kolejny przykład to rozmowa prof. Roberta Gwiazdowskiego z inną "gwiazdą" dziennikarstwa a przy okazji "ekspertem" OPZZ, czyli niejakim Piotrem Szumlewiczem. http://www.youtube.com/watch?v=KYORc4BPfJg
Poświęciłem prawie pół godziny by obejrzeć program i jedno mogę stwierdzić bez żadnych wątpliwości: "ekspert" OPZZ to zwyczajne chamidło [ciekawe, że "filozof" też.; a gdyby przyszło niejakiemu Szumlewiczowi do głowy by się czegoś z wykorzystaniem "wymiaru niesprawiedliwości' domagać, to niech najpierw poprosi osoby postronne o ocenę swojego zachowania a szczególnie sposobu, w jaki zwracał się do prof. Roberta Gwiazdowskiego].
Jednak pozostaje problem podstawowy [i tytułowy]: neodebil, czy neosukinsyn?
Słuchając komuszych tyrad współtwórcy "Krytyki politycznej" dochodzę do wniosku, że. ma rację, ale tylko w wymiarze socjologiczno-statystycznym. Przecież gdyby jego gównomyśli były czymś wyjątkowym to jedynym miejscem, w którym mógłby się prezentować byłby kiepski kabaret, albo objazdowy cyrk prezentujący potworki natury, baby z brodą, dwugłowe cielęta i "ekspertów". A tu proszę - ogólnokrajowa stacja informacyjno-publicystyczna zaprasza. I, oczywiście, nie ma w moich słowach zarzutu pod adresem twórców programu - zapraszają kogo chcą a ponieważ wynik sprzedażowy, czyli oglądalność, to sprawa najważniejsza, więc robią wszystko by zapraszać takich, którzy ową dobrą sprzedaż, czyli oglądalność będą zapewniać.
Bo gdyby narodek między Bugiem a Odrą [a szerzej rzecz ujmując: między Uralem a Atlantykiem] był rozumniejszy, to dla takich indywiduów nie byłoby miejsca w żadnym studiu.
Ale jest dla nich miejsce i czas antenowy i to jest przygnębiające.
A co do odpowiedzi na tytułowe pytanie, to analizując i występ we wspomnianym programie i kilka tekstów, które znalazłem [i zmusiłem się by przeczytać] raczej nie skłaniałbym się ku tej drugiej a raczej ku tej pierwszej możliwości. Ale może jest jeszcze gorzej i prawdziwa jest trzecia?
Więc:
Neodebile, czy neosukinsyny?
A może to wszystko, ponieważ satietas parit ferociam?ii
____________________________________________________
i Żeby nie było niejasności:
- określenia "debil" używam w pierwotnym jego znaczeniu [medycznym] - "upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim"; oznacza to, że "debil" to człowiek, który ma zbyt mały rozumek by coś zakumać;
- określenia "sukinsyn" nie używam by opisać matkę "sukinsyna", ale by w sposób wulgarny [bo na taki zasługuje] opisać człowieka bez honoru, bez kręgosłupa moralnego, gotowego dla osobistych korzyści zrobić wszystko, nawet największą podłość.
Oznacza to, że w obu przypadkach nie chodzi mi o to by kogoś obrazić. Chodzi jedynie o stwierdzenie faktu, bądź zasygnalizowaniu możliwych rozwiązań pewnego dylematu przy wykorzystaniu alternatywy.
Użycie przedrostka "neo" jest całkowicie uzasadnione, ponieważ dzięki "postępowym zmianom" w naszym świecie i naszej kulturze "ałtorytetami" stają się ludzie, których kiedyś wyśmiewano, którymi pogardzano, których zamykano w przytułkach, którzy stanowili prawdziwy margines społeczeństwa a dziś to właśnie ten margines rządzi i stara się ustalać normy, zasady, tworzyć "prawo".
Oczywiście, istnieje możliwość, że to ja czegoś nie rozumiem i gdyby tak miało być to bardzo i serdecznie przepraszam wszystkich debili i każdego sukinsyna za to co napisałem.
Oraz informuję, że nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za to kto i w jaki sposób wykorzystuje to co robię.
ii Czyli, że "dostatek rodzi zuchwalstwo", bo w dupach się przewraca!
Dzięki "AI -twórcy tekstów dla 'Interii'" dowiedziałem się, że choć na środkowoeuropejskiej nizinie nie występują ogromniaste pytony, krwiożercze krokodyle, podstępne węże, mordercze skorpiony oraz legiony innych zabójczych plag, to jednak mamy grasujący problem. I ten problem jest poważny nawet bardzo i strasznie. Ten problem to:
Polujące na kierowców drzewa!!!
Żeby nie było, że coś piszę pod wpływem C2H5OH, to tu jest odnośnik do wiekopomnego tekstu, który mną wstrząsnął, zmieszał, dodał dwie śliwki w kompot i przyprawił o drgawki: http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo/news-szokujace-dane-drzewa-naprawde-zabijaja,nId,1433395
I co? Kumacie czaczę, czy trzeba wyjaśnić?
Trzeba jednak wyjaśnić.
Więc wyjaśniam - przeczytajcie uważnie zlinkowany tekst i odpowiedzcie sobie na kilka pytań:
- skoro największym problemem na drogach są piesi [dane z tzw. artykułu - 1.130 pogrzebów], to czy nie oznacza to, że w pierwszej kolejności należy zlikwidować pieszych, tym bardziej, że wycinka tysięcy drzew spowodowana jest tym, że gdzieś przy pomocy drzew wyprawiono zaledwie 51 pogrzebów?
- skoro piesi najczęściej giną i świetlane głąby z ulicy Wiejskiej zdecydowały, że muszą "perypatetycy" nosić odblaski, to może zamiast wycinać - oznaczyć?
Info dodatkowe:
skoro raport NIK-u wskazuje stan dróg jako najczęstszą przyczynę dodatkowej roboty dla księdza i grabarza, to czy to oznacza, że należy zlikwidować drogi? I niech mi ktoś zaraz nie wyskoczy, że w "stanie dróg" ujęte są "krwiożercze drzewa".
Chciałbym poznać statystykę:
Ile osób rozpieprzyło się na drzewie, bo próbowały uniknąć zderzenia z mijającymi się TIR-ami [to argument jakiegoś debila w komentarzu do tzw. artykułu], albo bo akurat strzeliła im guma i nie była to prezerwatywa [argument z gumą też z komentarza], ile osób rozpieprzyło się bo jechały nawalone jak stodoła a ile wreszcie testowało przyczepność zdartych letnich opon w środku zima stulecia na ostrym łuku wracając z niewątpliwie trzeźwej imprezy w lokalnej remizie by uczcić świeżo zakupioną starą toyotę sklepaną z ursusem?
Rozwala mnie "logika" tekstów jak ten z "Interii". A jeszcze bardziej rozwala mnie świadomość powszechnej akceptacji dla upośledzenia.
Jak najlepiej zlikwidować problem? Coś tam trzeba wyciąć, ale zawsze na zasadzie, że choć boli brzuch, noga, czy obojczyk, to ponieważ ośrodek bólu jest w mózgu, to trzeba łeb upierdolić [chociaż. z drugiej strony. jakby się kilka łbów upierdoliło, to od razy byłoby fajniej], czyli skoro debile oraz kilku pechowców rozpieprzają się na amen-mać o drzewa, to trzeba wypierdolić w kosmos wszystkie przydrożne drzewa.
A tu przecież wcale nie chodzi o drzewa [ale ich szkoda i ktoś, gdzieś, kiedyś odpowie za tę zbrodnię.]. Tu chodzi o to, że ludzie traktowani są jak debile, imbecyle, czy wręcz idioci .
A jeszcze bardziej o to, że ludzie - choć tak są traktowani - godzą się na to. I jeszcze piszą jakieś gówniane teksty.
Qrtzschę - może więc ludzie w swej masie są debilami, imbecylami i idiotami?
To w takim razie po kiego wała się vqrviam?
Za chwilę wybory do "najlepszego koryta w galaktyce", czyli Parlamentu Europejskiego. Jako, że jesteśmy częścią dość dziwnego państwa pt. Unia Europejska [tak, tak - Najjaśniejsza i Nieodrodzona jest tylko drobną częścią całości], to szykują nam się zasadniczo najważniejsze wybory ze wszystkich nadchodzących.
Według statystyk tylko połowa pełnoletnich obywateli Najśmieszniejszej ruszy dupsko by głosować a z tych którzy się ruszą tylko 15% kuma czaczę a dokładniej rzecz ujmując - tylko 15% rozumie tekst bardziej skomplikowany niż wywiad z celebrytką w tygodniku serwującym przepisy kulinarne i program tv. Oznacza to, iż w sposób odpowiedzialny i przemyślany o tych, którzy przez następnych 5 lat będą ustanawiać kretyńskie "prawo" zadecyduje 7.5% polskiej populacji. Bo reszta ma to głęboko gdzieś, albo nie jest w stanie wyliczyć ile jest 2x2.
Jednak.
Jednak, jak powiedział [podobno] Churchill, "są kłamstwa małe, są wielkie kłamstwo i jest statystyka". Więc my sobie tę statystykę wsadźmy. no tam, sobie ją, tę statystykę wsadźmy i przejdźmy do meritum, czyli clou.
W wyścigu o dary brukselskich niebios startują przedstawiciele najrozmaitszych partii, organizacji, stowarzyszeń oraz oddziałów samopomocy i wsparcia bez zadęcia: niezbyt rozgarnięte pseudoekologiczne pasożyty, postnazistowskie popaprańce, geszefciarskie jaczejki, miłośnicy alternatywnego seksu, wspominacze ch[w]ały narodowej oraz odjechańcy.
Bez bólu, bez przymusu i bez odpowiedniego za swą robotę wynagrodzenia ogłaszam i deklaruję, że będę głosował na odjechańców. Robię to od 1991 roku [pierwsze, tak zwane w pełni wolne wybory] i zrobię też teraz.
Ważne byście sobie Szanowni Czytelnicy uzmysłowili, że ten odległy, geszefciarski Euro-Parlament przygotowuje "prawo", które w Najśmieszniejszej będzie obowiązywało. Tak, tak, to nie pomyłka - tzw. Konstytucja stanowi, że ratyfikowane "prawo" międzynarodowe ma pierwszeństwo przed "prawem" krajowym.
To dzięki tej krynicy cnót i mądrości wszelakich ślimak jest rybą, żarówka 100Watt urządzeniem grzewczym emitującym trochę światła, oscypek wymaga certyfikatu, wędzenie kiełbasy podlega bardziej restrykcyjnym przepisom niż skrobanka, ciotkowe marsze i parady to uniwersalne prawo jednostki a powiedzenie, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny to mowa nienawiści. Przykładów jest więcej i wcale nie trzeba się wysilać by znaleźć kolejne idiotyzmy.
To są naprawdę bardzo ważne wybory, w których po raz pierwszy istnieje szansa by do głosu doszli ci, którzy mówią, że Europa musi wrócić do swoich korzeni i do wartości. Do prawdziwych WARTOŚCI a nie wydumanego pieprzenia niespełnionych debili. Do tego wszystkiego co spowodowało, że byliśmy potęgą kształtującą cały świat.
Niewielu z Was potrafi rozpoznać litery alfabetu innego niż łaciński, ale cały świat jest w stanie przeczytać "Coca-Cola". Mamy 2014 rok - to też nasz wkład. Mieliśmy Ligę Narodów a teraz mamy ONZ [szczerze mówiąc nie ma się czym już chwalić], czyli pomysły jak "ucywilizować reguły międzynarodowego współżycia". To też my. A teraz tzw. "Europejczycy" odwracają się od tego wszystkiego zachowując się jak totalnie znietrzeźwiony przymuł na polu minowym - co pomysł to wtopa i katastrofa.
Że co? Że mocno? A jakim językiem omawiacie, to co się wokół Was dzieje? Że może "szanowny sąsiedzie, pozwolę sobie nie zgodzić się z panem, jeśli chodzi o ujęcie tematu ekonomicznych uwarunkowań kształtowania relacji konsumenckich", czy też może raczej "nie pieprz mi Mnietek, że nie można, tylko powiedz ile i komu trzeba dać by wziąć". Albo coś w ten deseń.
Powtarzam - po raz pierwszy mamy możliwość odwrócić chory trend, skutecznie zawalczyć byśmy to my znów decydowali.
Ale zrobicie jak chcecie, jak uważacie, jak Wam w duszy gra. Albo nie zrobicie nic i dalej będziecie pieprzyć głodne kawałki.
Oczywiście, chciałbym byście się, Szanowni Czytelnicy, w pełni ze mną zgodzili, poparli moich, ale nie jestem dzieckiem i w cuda już nie wierzę. Chciałbym jednak byście zrozumieli, że bezczynność jest zła a gorsza od niej jest tylko bezczynność znajdująca wymówki [musiałem ugotować obiad, musiałam zmienić olej w wózku widłowym, musieliśmy wreszcie zakopać babcię w ogródku, bo lato nadchodzi a odświeżacze powietrza są drogie.].
Idźcie i postawcie krzyżyk, albo "krzyżyk", ale coś zróbcie. Bez tego nie będziecie mieli prawa zżymać się, że jest źle [albo i jeszcze gorzej], że ktoś dobrał się do waszej kasy, czy wydalniczego elementu przewodu pokarmowego.
I jeszcze jedno - jeśli już zdecydujecie się ruszyć ociężałe elementy waszego biologicznego wyposażenia służącego wygodnemu przeglądaniu porno-stron i graniu on-line, to zróbcie to zgodnie z Waszym sumieniem. Bez kupowania ściemy pt. "nie marnuj głosu, bo.".
Jeśli, Szanowny Czytelniku, już kiedyś głosowałeś, to - zastanów się, przypomnij sobie - ile razy faktycznie "zmarnowałeś głos" głosując na zasadzie "byle nie.", albo "nie mój kandydat, ale on ma szanse.". I jak się potem czułeś, gdy okazało się, że mniejsze zło okazało się całkiem sporym złem?
Tak, ten tekst to agitka. To agitka byście coś zrobili pamiętając, że nawet te najbliższe "europejskie wybory" zdefiniują w konsekwencji min. różnych "burmistrzów", zdefiniują całą naszą polityczną, polską rzeczywistość - od Prezydenta po radnego w gminie.
Zasadniczo!
____________
i "Unia Europejska" jest naszym domem, czyli to takie niby Stany Zjednoczone tylko że - przepraszam za wyrażenie - Europy, co oznacza, że bez cojones, ale będziemy tej wydmuszki bronić jak socjalizmu oder niepodległości, chyba, że jakaś niedorozwinięta ruska czy też islamska szuja postanowi zrobić nam z el doopy powódź stulecia, jesień średniowiecza i okopy Św. Trójcy;
ii Co się będę wysilał:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Winston_Churchill
iii żeby nie było żadnych wątpliwości: a] w dzisiejszym świecie odjechane jest to co kiedyś było normalne - rodzina, praca, zaradność, moralność, b] zagłosuję na Kongres Nowej Prawicy
Zupełnie niedawno przytomnie i niesłychanie odkrywczo pewna ministerka najlepszego rządu w układzie słonecznym stwierdziła, że "taki mamy klimat". Zanim o klimacie to słów kilka o owym wiekopomnym stwierdzeniu:
Otóż, cieszy mnie bardzo - i to bez żadnych złośliwości - że zarządzający masą upadłościową pt. PeeReLka bis zaczynają dostrzegać oczywiste oczywistości. Bo nie da się ukryć, że dostrzeganie oczywistych oczywistości jest pozytywnym elementem politycznego realu. Należy mieć tylko nadzieję, że i inne oczywiste oczywistości wreszcie zostaną dostrzeżone. Niestety, dostrzeżenie tych innych oczywistych oczywistości będzie oznaczało, że ludziska mają strasznie przegwizdane i żadne kreatywne księgowości, ani wyszczerzanie wybielonych premierowskich zębów nie ukryje prawdy o totalnym bankructwie.
Wracając do ministerki i klimatu - jest zima - musi być zimno, jest wiosna - musi zalewać, jest lato - musi wiać. Zimą pociągi się spóźniają [jeśli w ogóle jeżdżą], wiosną chłop ma przegwizdane bo uregulowana rzeka wylewa w sposób nieuregulowany dekretem, rozporządzeniem, czy inną deklaracją z konferencji prasowej, jest lato więc wieje w sposób nieprzewidziany i z różnych stron świata co, ewidentnie, wynika z zakulisowych i podłych knowań Jarosława Wspaniałego zmierzającego do totalnego przejęcia władzy, jest ciepła jesień, więc polskie kopalnie nie mogą opchnąć czarnego złota, jest zimna jesień, więc wzrasta zużycie sowieckiego gazu, co tym bardziej uzależnia od Uzależniaczy.
Jeśli nieprzewidywalne coroczne takie same katastrofy klimatyczne to mało, to stwierdzić trzeba, że czasami pojawiają się dodatkowe gratisy w postaci prawdziwie nieprzewidywalnych trzęsień ziemi [te rzadko występują w Polsce w sile większej niż pierdnięcie muchy], fal tsunami [które mogą odczuć obywatele Najjaśniejszej przebywający akurat z krótką wizytą przyjaźni gdzieś z dala od Bugu i Odry], czy wybuchy wulkanów [też raczej nieobecnych w krainie Jana Pawła II, ale mogących skutecznie wpływać na nadwiślańską pogodę].
Problem z takimi gratisami jest jeden i zupełnie podstawowy - choć zdarzają się tysiące kilometrów od Narodowej Skarbnicy Intelektualnej, czyli ul. Wiejskiej, to jednak w sposób istotny wpływają na to co się w bliższej i dalszej, nawet bardzo dalszej, okolicy wspomnianej ulicy dzieje. Jeśli do tego dodamy nieuchronne, dramatyczne, nieobliczalne i niewyobrażalne zmiany klimatu spowodowane globalnym ociepleniem, które przyniesie globalne ozimnienie to taka mikstura jest zabójcza dla każdej cywilizacji, szczególnie dla tak wysoko rozwiniętej jak polska karpacko-bałtycka.
A wszystko to przez skutki dla zwykłego homo sapiensa, bo takie rozchwianie pogodowe bardzo niekorzystnie wpływa na organizm, szczególnie wyjątkowo dręcząc stawy i mózg. Problem w tym, że o ile udręczone stawy mogą skutecznie uniemożliwić zrobienie czegoś głupiego, to w przypadku udręczonego mózgu jest dokładnie odwrotnie - prawdopodobieństwo, że coś głupiego zostanie zrobione wzrasta niepomiernie.
Przyglądając się temu co wyrabiają Wybrańcy Narodu oraz przez nich namaszczeni transparentni urzędnicy oraz obserwując co wyczynia szary człowiek pracy zapierniczający w pocie czoła na roli, w fabryce, albo przy chińskim kompie z amerykańską naklejką dochodzę do wniosku, że żyjemy w czasach totalnie ostatecznych, które charakteryzuje oszalała pogoda i dziwne reakcje ośrodkowych układów nerwowych powodowane przez niespecyficzne spięcia na synapsach. I tak efektem nieprzewidywalnych i katastrofalnych zmian klimatycznych są jeszcze bardziej nieprzewidywalne i katastrofalne decyzje podejmowane przez różnych homo co to są [podobno] sapiens.
I teraz mała dygresja:
Pod koniec obrad kongresu wiedeńskiego pieprznął wulkan Tambora, czego skutki boleśnie odczuli w roku następnym mieszkańcy północnej półkuli - rok 1816 nazywany jest rokiem bez lata: zima w czerwcu, permanentne gradobicie, zamarznięte latem rzeki i jeziora, słabe, albo zniszczone plony, głód, drogi napęd do konia, czyli owies, choroby, szalejąca przestępczość oraz nadanie namiestnikowi Królestwa Polskiego generałowi Józefowi Zajączkowi orderu Świętego Andrzeja Powołańca. Mimo tych strasznościowych katastrof zdarzyły się też rzeczy dobre jak to objawienie światu Cyrulika Sewilskiego, czy wprowadzenie bezpiecznej lampy Davy'ego. Jednak nad niewieloma plusami dodatnimi przeważały plusy ujemne, czyli - jednym słowem - katastrofa z okrasą.
Wiedząc, że straszne zmiany klimatyczne niosą straszne skutki należy być wdzięcznym Opatrzności, że wulkan pieprznął w kwietniu 1815 a nie rok wcześniej, bo wtedy Napoleon pozostałby cesarzem, Prusy nie zestandaryzowałyby miar, Gioacchino Rossini popełniłby operę o Natalii Siwiec, związkowcy z Telewizji Polskiej zaczęliby protest pół godziny wcześniej a wyniki obrad kongresu wiedeńskiego przyspieszyłyby pierwszą, drugą i piętnastą światową wojnę oraz inwazję Marsjan i zwycięstwa bobsleistów z Jamajki w zawodach łyżwiarskich, krykiecie i brydżu sportowym.
Co jednak katastrofa, to katastrofa. Wulkan pieprznął i pozamiatane. Szczęście tylko, że w czasach gdy pieprznął najważniejsi politycy przemieszczali się niecnie wykorzystując nieparzystokopytne, bo pomimo klimatycznego Armagedonu docierali gdzie chcieli, w przeciwieństwie do ich następców, którym pieprznięcie wulkanu na Islandii skutecznie uniemożliwiło oddanie hołdu Najwybitniejszemu Zabitemu Socjalistycznemu Prezydentowi.
I proszę się nie śmiać - niedocenianie roli wulkanów w rozwoju jedynego prawdziwego szkodnika, czyli homo sapiens recens, jest nie do przecenienia. Dość powiedzieć, że jak sobie pieprznęła Święta Helena to skończyło się powstaniem "Solidarności", jak walnęło Krakatau to przez kilka lat słońce było zielone a księżyc niebieski, rozpoczęło się powstanie Mahdiego w Sudanie [patrz: W pustyni i w puszczy] i urodził się Benito Mussolini, gdy. I tak można by mnożyć.
Jaki z tego wszystkiego wniosek? Otóż wiedząc, że różne dziwne i nieprzewidywane zdarzenia mogą wpływać na klimat, a tenże, gdy trochę oszaleje, destrukcyjnie wpływa na cywilizację, musimy stwierdzić, że to co się dzieje z klimatem można określić jako "bramy piekieł", które równym krokiem przekraczają kolejne miliony mniej i bardziej bogobojnych tzw. ludzi rozumnych. Bo czym innym wytłumaczyć nieprzeliczoną liczbę głupot, które popełniamy i to całkowicie z własnej i nieprzymuszonej woli?
I z nikim nie będę się zakładał, że w najbliższych wyborach będzie inaczej, bo będzie tak samo, albo jeszcze gorzej - ludzie posłuchają obiecanek-cacanek i po raz kolejny wybiorą absolwentów placówek dla niedorozwiniętych intelektualnie, albo moralnie.
Przeczytałem właśnie informację, że w Najjaśniejszej i Odrodzonej znalazł się pierwszy upośledzony umysłowo, czyli poszkodowany, co to go bank w zmowie z pośrednikiem naciągnęli na kredyt we "franciszkach" a on biedny, choć przeczytał [podobno ze zrozumieniem] i podpisał, to twierdzi, że został wydymany. Bo nie zrozumiał!
I teraz ważna uwaga: wykształcony, wyedukawony, posiadający certyfikat w postaci matury, albo innego dowodu zapłaty biały nie-debil stwierdza, że nie jest w stanie zrozumieć tego, co inny równie dobrze wyedukowany, ale lepiej przeszkolony matoł, mu podsunął pod nos, więc czuje się wydymany! Cymes!
I tymże cymesem, czyli wydymaniem, musi się teraz zająć sąd, który w pamięci będzie miał precedensowe wyroki z Hiszpanii, Chorwacji, Francji, czy Belgii. Oraz innych bardzo oświeconych państw, krajów i niewiadomo-czego, bo okazało się, że wydymanych jest bez liku. Będzie miał również sąd w pamięci wystąpienie najgenialniejszego Prezesa Trybunały Konstytucyjnego, który stwierdził, że w swych wyrokach TK ma się kierować nie tylko "prawem", ale również stanem państwowej sakiewki. A ponieważ szykuje się niezły, bo węgierski, zamach na bankowozy i osobówki z kratką, to można się spodziewać, że wyrok we wspomnianej sprawie, który nieco uszczupli zasobność banków może posłużyć tzw. nie-rządzącym do wprowadzenia jeszcze ciekawszych rozwiązań dymających na kaskę wszystkich, w tym i białe kołnierzyki. I wszyscy za to bekniemy totalnie. Ale zanim.
Najpierw wyjaśnienie o co chodzi w "wydymaniu":
Mając do wyboru kredyt hipoteczny w walucie krajowej, albo obcej ["franciszki", "eurosy", "dolce", a nawet jeny, juany, orzeszki ziemne i placki odchodów nietoperzy] ludzie decydowali, którą opcję wybrać biorąc pod uwagę dwie rzeczy: oprocentowanie oraz wynikającą stąd ratę kredytu [w której zawarte są od tego kredytu odsetki]. Porównanie pokazywało, że w walucie krajowej odsetki duuuuuże, w odchodach nietoperza maaaaałe.
Ponieważ tytuł tej pisaniny to "Franciszki, ach te Franciszki." dlatego zajmę się tylko kredytami w walucie Helwetów innym zostawiając odchody nietoperza.
Ale najpierw dwie malutkie ciekawostki.
[Info za najlepszą piramidą finansową świata, czyli ZUS-em] - przeciętne wynagrodzenie w roku 2006: 2.477,23 a w roku 2012: 3.521,67 co oznacza wzrost w sześć lat o 1.044,44 czyli o ponad 42%. I trzeba wierzyć w te dane, bo kto jak kto, ale ten kto przewala kasę musi mieć porządek w papierach, by móc uskuteczniać finansowy burdel i geszeft niezbędny do walenia ludzisków w kakao.
Średnia cena ropy w 2006 wynosiła 66,25 a dziś to ok. 105 dolców za baryłkę, czyli wzrost o niespełna 60%.
W 2006 roku "Franciszek" był na poziomie 1 CHF - 2.6-2,9 PLN, czyli stosując wskazany przelicznik "piramidy finansowej" otrzymujemy na dziś kurs od 3,7 do 4,12 PLN za jednego "cehaefa" [CHF - wyjaśnienie dla upośledzonych]. Gdy zaś zastosujemy przelicznik ropowy to otrzymujemy jakieś 4.15 do 4.65 złocisza za wspomnianego "cehaefa".
A dziś mamy coś kole 3.4-3.5 złotego za helweckie papierki.
"No dobrze - powie ktoś - ale mieszkanie, albo dom, który w 2006 roku można było kupić/ sprzedać za np. 500.000 peelenów [PLN] dziś można z trudem sprzedać za [powiedzmy] 350.00, czyli strata jest ogromna w złociszach a gigantyczna w cehaefach! I co? Wyliczenia autora tekstu są o kant el doopy potłuc!"
Odpowiadam [teraz nadeszła wiekopomna chwila na pierwszego "znienacka"! czyli odrobina historii i to historii bardzo historycznej]:
Za górami, za lasami, wielką wodą i wśród nieprzebranych piasków istniało sobie państwo, którego władca miał status boga a powszechną modą było wypychanie nieboszczyków pakułami by potem można było ich wystawiać w kairskim muzeum za co przyjezdni, czyli tzw. turyści, będą bulić kaskę.
Dawno, dawno temu w tej odległej krainie utronowane dziecię różnych Ozyrysów wymyśliło sobie, że potrzebny jest manager [czytaj: manager] od zasobów i postanowiło owo zadanie powierzyć niejakiemu Józkowi. Tenże Józek przez siedem lat pakował w silosy wszystko co ludziska wyprodukowali zupełnie nie przejmując się skutkami. Po siedmiu latach nastąpiło nagłe zdziwko, ponieważ pojawił się kryzys!
Podqoorviony lud zaczął złorzeczyć, ale wtedy Józek szeroko otworzył podwoje zamykając podqoorvionym gęby [oczywiście, gęby wypchał tym co zgromadził w silosach i zupełnie bez znaczenia było, czy zgromadzone dobra nadawały się do żarcia, czy też szlag jasny je trafił, bo przecież głodny, choć podqoorviony, wpierniczy wszystko, nawet zatęchłe, zarobaczone, spleśniałe i śmierdzące, czyż nie?]. Ozyrysowy przygłup na tronie, który zamiast kierować się rozumem pozwolił by senna delirka nim powodowała, ogłosił wszem i wobec, że Józef fajny gość jest i basta a manager z niego wręcz boski, zaś ozyrysiana delirka jest "ok i się-masz-Wiktor", czyli że od Józka należy się odpierniczyć.
I teraz pytanie brzmiące brzmi: czy to przezorny Józek zgromadził zapasy na tzw. "wypadek", czy też durny Józek rozłożył swoim działaniem gospodarkę wywołując kryzys? Dwie odpowiedzi. Dwie filozofie. Ekonomia jest jedna!
A po kiego grzyba ta biblijna przypowiastka?
Kilka lat temu podobno zaczął się kryzys [jeśli wierzyć zapewnieniom "Słońca Peru" to się właśnie skończył, albo jakoś tak w ten deseń]. I onże kryzys wymagał zdecydowanych działań, także takich by ludziska nie robili głupot! Jedną z głupot, które ludziska robili było branie kredytów na dom, stodołę, czy budę w walucie innej niż odbierali wynagrodzenie [czyli w naszych warunkach brali np. w cehaefach a powinni byli brać w peelenach]. Ponieważ takie nieodpowiedzialne działanie jest szkodliwe dla "społecznej gospodarki rynkowej" należało temu przeciwdziałać by "kryzys się szerzej nie rozlał" [a musimy wiedzieć, że nieodpowiedzialne działanie ludzisków było potęgowane przez nieodpowiedzialne działanie banków, udzielających ludziskom kredytów; ponieważ banki nie mają, oczywiście, pojęcia o finansach, więc należy je w ich działaniach odpowiednio ukierunkowywać wykorzystując do tego odpowiednie zapisy, akty i regulacje przygotowywane przez różnych, ale zawsze najwspanialszych, czyli np. przez Wielkiego Liczydłowego ksywka Vincent też].
Dlatego zdecydowano, że ludziska już nie będą brali kredytów w obcych papierach tylko własnych z draczną kurą na awersie, czy też rewersie.
Bezpieczeństwo kredytowe się zwiększyło, w efekcie czego kredyt dostają tylko odpowiedzialni, udzielany jest przez równie odpowiedzialnych a różne Vincenty cieszą się, że zapobiegają swymi światłymi działaniami kolejnym katastrofom.
Prawdziwy efekt zaś jest taki, że skoro mniej ludzisków może wziąć kredyt, to oznacza, że mniej może kupić, czyli w efekcie mniej można sprzedać. A skoro mniej można sprzedać, to trzeba mniej budować a to co jest do kupienia leci na ryj z ceną, bo nie ma nieodpowiedzialnych ludzisków z gotówką pożyczoną od nieodpowiedzialnych banków. Poza tym - skoro mniej się buduje - to do tej roboty potrzebnych jest mniej budowlanych ludzisków, betonujących ludzisków, meblowych ludzisków, ceglanych ludzisków, piaskowych ludzisków, tkających dywany i lepiących garnki ludzisków i wszelkich innych ludzisków, których robota znajdzie się w trzech, czterech, czy pięćdziesięciu ośmiu ścianach [a przecież część tych ludzisków może by też i chciała jakąś budę, czy silos do zamieszkania kupić, nawet biorąc w sposób nieodpowiedzialny kredyt w banku, który onego kredyta udzieli równie nieodpowiedzialnie, czyli w walucie innej niż w peelenach; ale nie mogą, więc będą mieszkać z teściową - fuj!!! - albo zaczną wynajmować cudze miast spłacać ratę kredytu za własne; i to się nazywa "troska" o lud zapierniczający miast, wsi i przybudówek bez pozwolenia na budowę; to się nazywa "społeczna gospodarka rynkowa"].
Między 2006 a dziś kurs "cehaefa" nieco szalał, czyli zdarzyły się "wzloty i upadki", co można wyjaśnić np. zmową korporacyjno-bankowo-żydowską [?], która przekładała się na stratę/ zysk w prywatnym portfelu [wiemy, w którym przekładała się na zysk!!!]. Możemy to również wyjaśnić efektem totalitarnej i permanentnej nadkontroli demolująco-gwałcącej wszelkie finansowe relacje poprzez działania od el doopy strony.
Pytanie:
Czy więc przezorny Józek ochronił Mizraim [Egipt] przed katastrofą, czy też swoimi działaniami pogrążył całe państwo w chaosie? - to po pierwsze. A po drugie - przezorne Vincenty różnej maści chronią usuwając/ odsuwając widmo katastrofy, czy też to właśnie im zawdzięczamy rzeczony burdel?
I teraz drugi "znienacek":
Skoro należy pomóc tym, którzy wpierniczyli się w kredyt po el chooyowym kursie, to czy to oznacza, że ci którzy wzięli kredyt po extra kursie [podchodzącym pod 4 złocisze a teraz niższym] należy dopierniczyć jakiś domiar? Bo sukinsyny zarobiły na kursowej obsuwie?
I na koniec pytanie:
A ile ta pomoc "nierozgarniętym" będzie kosztowała i kto podpierdoli większość z kaski przeznaczonej na pomoc upośledzonym.!!!???
Jako człek próżny, przy okazji "wiekopomnych zdarzeń" [np. emisja czegoś tam, czy reemisja czegoś tam innego] dokonywam wpisania swego nazwiska by zobaczyć "co tam dziś podają". Czasami jest fajnie, ale czasami trafiają się kwiatki [choć czasami - muszę przyznać - to tym kwiatkom trochę pomagam podqrviając tego i owego].
Jakiś czas temu kilku takich nierozgarniętych postanowiło ponapierniczać w klawiaturkę i swe wypociny wysłać. Ja zaś postanowiłem ["ze swej strony"] na owo napierniczanie w klawiaturkę odpowiedzieć też napierniczając w klawiaturkę. I tak kiedyś pojawiło się coś takiego co stworzyło coś o nicku "limba" [na bank skarłowaciała!]:
"Podobno menda lubi atakować czysty organizm [menda, czyli ja - przypis mój]. I chyba to prawda. Przyszedłeś tutaj za Panią Jadwigą. Jesteś na naszym portalu [niepoprawni.pl - przypis znów mój] 1 dzień i kilka minut. Stałym forumowiczom polecam wejście na profil tego osobnika.
Nie pisze o sobie NIC
.Jest tam też podany dokładny czas jego pobytu na naszym portalu.
TO ZWYKŁY SZCZUR !!!!!!! SS-ieger"
A oto i moja odpowiedź
"Cóż…
Zacznijmy od "Adama i Ewy":
1. załóżmy, że jestem wszą - i tu ZONK! Wesz nie występuje w czystym środowisku, tylko wyjątkowo paskudnym, brudnym, zaniedbanym, ergo - jeśli jestem wesz, to limba jest niedomytym gnojem, śmierdzącym palantem, dla którego łazienka i kran z zimną i ciepłą wodą to narzędzia szatana, z brudnymi gaciami przyrośniętymi do przedziałka w dystalnym odcinku przewodu pokarmowego, skarpetkami wynajmowanymi przez laboratorium bakteriologiczne i łbem [to, że pustym to pikuś] na którego naturalnym oleju można wysmażyć narodową diatrybę sraczkowatą. Ponieważ "limba" jest przekonany, że jest czysty, to ja będę się trzymał innej definicji i pozostanę brudny [stosując limbowatą nibylogikę]
albo
2. załóżmy, że jestem szczur [ponieważ nie jestem ze Śląska, ale na Śląsk przyjeżdżam, czyli sobie wędruję, to najwłaściwsze będzie przyjęcie, że jestem szczur wędrowny, czyli rattus norvegicus] - i tu kolejny ZONK! Szczur to bardzo inteligentne stworzonko, które wypracowało sobie klimacik przy ludziu niedopracowującym swego otoczenia. Ludziu nieco brudnym, który spuści w ściek i zużyty akumulator, i przeterminowany wyrób szynkopodobny, i teściową, zesra się sąsiadowi w ogródku, albo obszcza klatkę schodową pomiędzy procesją a strajkowaniem. A, generalnie, wszystko co jest poza jego norką, ludź ma w dupie. Szczur takiego durnego sukinsyna wykorzystuje maksymalnie a gdy trafi się okazja to czymś zarazi i głupola nie ma - się znaczy, że szczur inteligentniejszy.
Obrazić mogę się tylko na człowieka inteligentnego i mądrego - nigdy na przygłupa leczącego [wraz z innymi przygłupami] swoje kompleksy. I jeszcze jedno - nie cierpię ogrodów zoologicznych, ale wizyta [nawet wirtualna] w ZOO dla upośledzonych egzemplarzy gatunku homo sapiens recens sprawia przyjemność. A szczególnie obserwowanie, jak się niemoty vqrviają.
Nie obrażam się więc na idiotów - niech sobie żyją i korzystają z pomocy dobrych ludzi. Albo innych idiotów, z którymi przy wódeczce, albo autowidolu będą rozprawiać w jakimś dialekcie o wyższości wyższej wyższości nad niższą niższością.
Biednyście "limba", oj biedny - Najwyższy rozumku poskąpił…
A teraz popatrzę jak się dalej vqrviacie niemotki."
Tyle cytatów. A o co chodzi w tym wpisie? Niezmiernie bawi mnie i sprawia mi ogromną przyjemność "konfrontowanie się" z matołami. I nie chodzi mi o ludzi z widocznym, albo zdiagnozowanym upośledzeniem umysłowym. Nie. Chodzi mi o kretynów, którzy posiadając prawa wyborcze, mogąc wybierać prezydenta, sejm, płodzić kolejne rzesze matołów plują i rzygają nienawiścią bo to jest jedyne co im zostało dane - niestrawność intelektualna. Bawi mnie to i sprawia przyjemność - ale taką trochę schizofreniczno-masochistyczną. Gdybym w ten sposób nie traktował imbecyli, którzy decydują o moim życiu [prawa wyborcze!] musiałbym się totalnie zapić, albo palnąć sobie w łeb przy pomocy mopa [bo przecież jestem pełnoprawnym, świadomym i odpowiedzialnym obywatelem-wyborcą, więc można mi powierzyć losy kraju w postaci kartki wyborczej, ale żeby mi dać jakąś giwerę… o, nie, co to, to nie… jeszcze by mi przyszło do głowy zakupić 460 sztuk amunicji i sobie poszaleć - a ponieważ nieźle mi wychodzi ta zabawa to mogłoby się okazać, że jest 460 na 460 trafień, no, może byłoby 459 na 459 bo swojego bym jednak nie odpalił; więc lepiej nie, nie wolno dawać broni do ręki świadomym, odpowiedzialnym i pełnoprawnym obywatelom].
Więc się wyżywam na pokurczach synaptycznych, ale mimo to vqrv nie opada [choć pozostaje pod kontrolą].
Taa… I co z tym fantem dalej zrobić?
Na dworze i w lesie czuć, że idzie wiosna. W polityce też robi się coraz cieplej.
Prasa i radio [telewizji nie posiadam] zajmują się sprawami wielce zajmującymi, tak zajmującymi, że muszą się nimi zajmować prawie wszyscy - oprócz specjalistów w danym temacie sprawą zajmują się również inni specjaliści, którzy zasadniczo zajmują się innymi sprawami, ale jak trzeba, albo ktoś ich do studia na gadkę zaprosi, to mogą się zajmować i tym na czym się zupełnie nie znają.
Na tapecie jest min. projekt ministra Gowina przewidujący likwidację pewnego procenta zawodów licencjonowanych - na pierwszy ogień 50 z około 300, czyli do normalności pozostanie jeszcze 250. Ale ruch w dobrym kierunku. Ciekawe jest tłumaczenie:
Przybędzie około 100.000 miejsc pracy, ceny spadną, wolny rynek, czyli konkurencja poprawi jakość. Niby wszystko ok, ale jest jedno małe "ale". 100.000 nowych miejsc pracy, czyli 100.000 nowych podatników. Wiedząc, że jeden urzędas to pięciu bezrobotnych pojawia się pytanie jak szybko w administracji przybędzie 20.000 etatów by skutecznie skonsumować owe 100.000? albo to samo pytanie inaczej: co ma się wydarzyć z/ w administracji skoro potrzebnych jest 20.000 nowych urzędników? Dziś. Bo przy pełnej liberalizacji oznacza to 600.000 nowych miejsc pracy, by móc stworzyć 120.000 miejsc pracy w administracji. Czyli w efekcie pełnej liberalizacji z 600.000 nowych ludzi uczciwie pracujących nie pozostanie nikt za to pojawi się 120.000 biurw-darmozjadów. Gdzieś popełniłem błąd w wyliczeniach? Założeniach?
Zastanawiam się co Gowin robi w tym towarzystwie - przecież to całkiem wporzo man. Czyżby rzeczywiście wierzył, że to co uprawia to real-politik i coś dobrego uda mu się zrobić?
Nie ufam Lawecie Obywatelskiej. Tacy z nich liberałowie jak z pingwina szybowiec - potencjał może i ma, ale wykonanie jakoś do dupy. Z nimi tak samo. Dlatego im bardziej sensowne pomysły [rzadko bo rzadko] padają tym bardziej obawiam się jakiejś katastrofy.
Ostatnio pojawiło się kilka ciekawych [według mnie] artykułów, pod którymi rozgorzały forumowe dyskusje: a to przedruk artykułu "NYT" o tym jak się może skończyć heca z Iranem, a to o wylocie polskich F-16 na ćwiczenia nad pustynią Negev, o sytuacji w Syrii, powojennych zbrodniach na żołnierzach podziemia, czy o "polskich obozach koncentracyjnych". Wszędzie aż roi się od wpisów, których nie powstydziliby się redaktorzy tygodnika "Der Stürmer". Nawet mnie to jakoś strasznie nie dziwi - większość ludzi potrzebuje klarownego i bardzo, ale to bardzo prostego opisania świata: wszystko poukładane, "zero" niejasności, jasna i ciemna strona precyzyjnie zdefiniowane, nie ma wątpliwości kto wróg, kto przyjaciel, kto dobry, kto zły - odpowiedzi na każde pytanie. Tylko dlaczego w ten sposób? A dalej już proste - stürmowe indywiduum gotowy zestaw wyjaśnień podkłada pod dowolny tekst, wydarzenie, sytuację i rozwiązanie gotowe: za wszystkim stoi USrael, Izrael, czy - mniej lub bardziej lokalni - żydzi/ Żydzi, albo ich pachołki [uwaga: zdecydowana większość z tych ludków zupełnie nie rozumie różnicy między żydem a Żydem - dla nich to wszystko jedno]. Czy można z takimi ludźmi dyskutować? Czy można "stoczyć pojedynek na argumenty"? Nie, to niemożliwe. W swym zacietrzewieniu, przekonaniu o słuszności przypominają feminazistki, lewackich aktywistów, sfrustrowanych pseudoekologów, łełropejskich ćwierćinteligentów, czy biedroniowate odpryski gatunku homo sapiens recens.
Biedni idioci nie tworzą opisania świata samodzielnie, zbrojni w wiedzę, doświadczenie, przemyślenia… Oni ten "niezbędnik Szturmowca" dostają od ludzi, których o niedostatki intelektu nie można posądzać. Więcej, często są to osoby, które, gdyby nie antysemickie/ antyizraelskie/ antyizraelickie diatryby, chciałoby się mieć za mistrza, przewodnika, wzorzec, albo choćby za partnera w dyskusji [jak w przypadku Stanisława Michalkiewicza, czy Bogusława Wolniewicza]. I pytanie: czy to poddanie się bardzo prostemu systemowi, który opisuje wszystko to tylko niedostatki intelektu, czy coś jeszcze - jakiś nieprawdopodobny zestaw kompleksów i smutnych doświadczeń, które wpychają człowieka w prostactwo?
Ale najgorsze jest to, że bezmyślne ćmy w "sprzyjających okolicznościach" mogą zmienić się w bestie.
Talmud uczy, że ktokolwiek ratuje jedno życie, będzie mu to policzone, jakby całe Boże dzieło stworzenia ratował. A kto niszczy choćby jedno życie, będzie mu to policzone, jakby całe owo Dzieło zniszczył. I choć całkiem sporo dzieli mnie od pp. Cejrowskiego i Terlikowskiego w "wymiarze religijnym" [choćby to, że nie jestem katolikiem; nawet chrześcijaninem nie jestem] to system wartości mamy - chyba - wspólny: za jego źródło, fundament, czy system aksjomatów przyjmujemy Pismo [choć w nieco różnych wersjach], albo - jak chcą niektórzy - Prawo Naturalne.
Szóste przykazanie - piąte w chrześcijaństwie - mówi: nie morduj. Nie ma rozwinięcia: nie morduj w poniedziałek, albo nie morduj łysych, czy nie morduj upośledzonych. Nie morduj - i koniec! Tu nie ma dyskusji. A mordowanie dzieci nienarodzonych jest mordowaniem i nazwanie tego "aborcją" ukrywa prawdziwe znaczenie, prawdziwy i krwawy wymiar zbrodniczego czynu.
Ale gdy czytam wystąpienia człekopodobnych w rodzaju Łełroposyłanki Senyszyn przychodzi mi na myśl, że może należałoby przemyśleć odstępstwo od zasady i w przypadku niektórych przedstawicieli gatunku "homo [podobno] sapiens" wprowadzić… "aborcję" przymusową.
Pocieszające jest również, że cechuje mnie min. zanik zdolności "para"-logicznego myślenia i przyswajania "para"-racjonalnych argumentów w wersji prezentowanej przez wspomnianą [przepraszam za wyrażenie] "kobietę". Niestety, do niektórych senyszynoidalnych nie dotrze ani argument, ani logiczne wnioskowanie a i wiedza się nie przebije - do tego, "szanowna pani łełroposyłanko", potrzebny jest ruch na synapsach, czyli takich małych cosiach wewnątrz elementu wieńczącego "wyprostowanych".
Mam nadzieję, że - wcześniej, czy później - wspomniana "kobieta" i cała ta nierozgarnięta zgraja przygłupów wyląduje na śmietniku, albo przynajmniej będą musieli spieprzać do jakiejś nory.
Inaczej oznacza to, że "Czas Końca" nadciąga.
Zrobił się "mały dym" z związku z projekcją mojego filmu o polskich obozach koncentracyjnych. Na różnych forach pojawiły się wpisy odsądzające mnie od czci i wiary oraz takie, dzięki którym "serce rosło". Stety-niestety postanowił się też wypaszczyć niejaki Pietraszu [Piotr Pietrasz, radny Katowic, członek, który przeszedł z ramienia na czoło i - też - funkcjonariusz jedynej i prawdziwej, narodowej i totalnie socjalistycznej opcji, czyli się znaczy PiS-deusz]. Ponieważ troszku mnie vqrvił napisałem krótką notkę z prośbą o spotkanie - a tu zdziwko: chłopczyk napisze diatrybkę, ale żeby coś dalej… ni chuu, chuuu, i chó…. chó…. a nawet hó… i też hu… - zero kontaktów. Kolo wykonał manewr pt. "spierdalamy, gdzie oczy poniosą".
I jak tu rozmawiać z różnymi takimi co to służą generalnie do różnych rzeczy [w tym i strzyżenia…]… ale myślenie mają w pogardzie…
Rozmawiałem sobie z Mecenasem Markiem M. Od czasu do czasu trzeba - dla zdrowia psychicznego i dobrego humoru. I to nie są żadne cojones z pogrzebu. Gdy człowiekowi wydaje się, że to właśnie jemu niebo spadło na głowę, wystarczy posłuchać Mecenasa [a jest to prawdziwy wirtuoz słowa] opowiadającego o prowadzonych przez siebie sprawach.
Np. tocząca się od kilku lat sprawa dziewczyny wykończonej przez "placówkę medyczną" [w skrócie: młoda, zdrowa przyjechała do szpitala rodzić, ale nie było właściwego lekarza, więc sobie umarła]. Niedawno zapadł wyrok - oczywiście w imieniu Najśmieszniejszej i Rozlazłej - w którym sędzia orzekła, że skoro wszyscy wiemy, że służba zdrowia jest do dupy, to nie można niczego dobrego od niej oczekiwać. Skoro zaś nie można niczego dobrego się spodziewać po służbie zdrowia, to i żądanie zadośćuczynienia/odszkodowania jest zupełnie nie na miejscu, jeśli "przypadkiem" ktoś zostanie wysłany w podróż na drugą stronę.
Problem w tym, że:
Jest jeszcze jeden wniosek - najważniejszy:
Skoro całe państwo jest do dupy, to znaczy, że i jego "prawo" jest do dupy, a więc nie przejmujmy się nim, tylko bierzmy sprawy w swoje ręce. I, kierując się taką logiką, na miejscu męża nieszczęsnej kobiety wysłanej na łono Abrahama, zapakowałbym do bagażnika i sędzię i gości z "placówki medycznej", wywiózł do lasu i głęboko zakopał… skoro całe państwo jest do dupy, to czym się przejmować? Przecież sprawiedliwość i sprawiedliwość społeczna to dwie, zupełnie różne bajki!
Tak… wychodzi na to, że trzeba zostać bandytą - coś uda się "skręcić" a gdy człowieka złapią, to tylko będzie trzeba zadbać by odpowiedni kretyn w todze zajmował się sprawą.
Św. Augustyn stwierdził, że moralny człowiek nie może przestrzegać złego "prawa". Więcej - moralny człowiek ma obowiązek wystąpić przeciw państwu, w którym obowiązuje złe "prawo".
Można też mieć wszystko w dupie i oddalić się w jakimś fajnym kierunku.
PiS rusza w Polskę by odzyskać wyborców. Rewelka. Kilka nadwornych łajz zacznie straszyć "kaczyzmem" a inne będą się cieszyć z powrotu "wartości". Dla łajz pretekstem do płodzenia kolejnych egzegez będą tzw. liderów wypowiedzi, zapowiedzi, odpowiedzi, czyli zwyczajne pieprzenie. Oprócz łajz jest kilku uczciwych, ale stanowczo zbyt mało…
A Ukochana i Rozrodzona gnije - chociaż dzięki wysiłkom zwykłych ludzi wolniej niż gdyby sobie wszystko odpuścili i pozwolili swobodnie harcować priwislanskim politykierkom. Ludziom się jeszcze chce - kombinują jak tu coś zrobić, zarobić, kogoś wydymać, albo nie dać się komuś wydymać. I - jeśli chodzi o dymanie - wiedzą, że najlepiej dymać "państwo", bo ono i tak, niezależnie od ich woli i chęci, będzie ich dymać. Więc odchodzi wielkie narodowe dymanie: "państwa" przez obywateli, obywateli przez "państwo".
Właściwie to mam w doopie, co się z Najjaśniejszą i Prześmieszną stanie. Totalnie zwisa mi, czy rozpieprzy się w ten, czy inny sposób - bo, że szlag jasny ją trafi, to nie mam żadnych wątpliwości.
I tylko szkoda tych kilku mądrych ludzi, którzy od lat próbują coś wytłumaczyć. Czytam Gwiazdowskiego i zastanawiam się: skąd bierze siły by wciąż i wciąż tłumaczyć oczywistości; skąd tyle samozaparcia, choć gołym okiem widać, że niewielu słucha i rozumie…
Copyright © 2011 Paweł Sieger - siegersraum.com
Created by: IT-LOGIC
Strona używa cookies (ciasteczek). Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.