Dawno, dawno temu, a dokładniej to całe 2.247 lat temu, na świat przyszedł człowiek - polityk, pisarz i prawdziwy Orator - którego nazwisko stało się synonimem bezkompromisowości, stałości poglądów i wierności tradycyjnym wartościom. Katon. A nawet to był to Katon Starszy, bo potem pojawił się Katon Młodszy [też nieźle zasłużony].
Jeśli - mimo jakości polskiego szkolnictwa - ktokolwiek kojarzy Katona, to dzięki lekcjom historii, na których przedstawiane są dzieje starożytnego Rzymu i jego wojen z Kartaginą [wojny punickie]: Hannibal, słoniami przez Alpy, bitwa pod Kannami, etc.
Niewiele brakowało a zamiast uczyć się o Imperium Romanum, czyli Imperium Rzymskim uczylibyśmy się o Imperium Kartagińskim. Prężne państwo [najpierw królestwo, potem republika] - w którego powstanie i rozwój wkład wnieśli uciekinierzy spod Troi - rozlewało się po Półwyspie Apenińskim oraz wybrzeżu śródziemnomorskim zajmując i podbijając kolejne ziemie, poszerzając wpływy i rosnąc ku mocarstwowości. Problem w tym, że jeśli jakieś państwo poszerza swoje granice, to zawsze dzieje się tak czyimś kosztem i prędzej, czy później musi dojść do jakiejś poważnej konfrontacji. W przypadku republikańskiego Rzymu na drodze stanęła Kartagina.
Wojny [dwie] trwały kilkadziesiąt lat], ale w pewnym momencie pojawił się Hannibal - jeden z najwybitniejszych wodzów starożytności - który zaczął Rzymowi robić z ten-tegesa "jesień średniowiecza". I właśnie wtedy, gdy Rzymowi groziło niebezpieczeństwo upadku, w senacie zabłysnął wspomniany Katon Starszy, który swoje mowy zwykł kończyć zdaniem, które dzięki Plutarchowi przeszło do historii: ceterum censeo Carthaginem esse delendam, czyli zresztą wydaje mi się, że Kartaginy powinno nie być, a w wersji krótszej Delenda est Carthago, czyli Kartaginę trzeba zniszczyć.
Po co ten wtręt?
Otóż - delenda est Radyzmin, czyli Radzymin trzeba zniszczyć.
W przeciwieństwie do czasów Katona, gdy Hannibal przez kilkanaście lat pustoszył Italię, nasz Hannibal [a właściwie Hannibalik] usadowiony pokraczną decyzją części mieszkańców w samym środku niszczy i bruka wszystko co najlepsze.
Trzeba zniszczyć Radzymin kumoterstwa, kolesiostwa, dziwnych konkursów na stanowiska urzędnicze, chorych układów, "rodziny na swoim", Radzymin geszeftu wycierającego sobie gębę Bitwą 1920 roku i Janem Pawłem II.
Trzeba zniszczyć Radzymin, w którym wiejscy nauczyciele wuefu, czyli magistrowie od fikołków, decydują o teraźniejszości i przyszłości dziesiątków tysięcy mieszkańców.
Trzeba zniszczyć Radzymin, którego radnym jest człowiek mający kłopoty z wypowiedzeniem składnego zdania w języku polskim.
Trzeba zniszczyć Radzymin, w którym osobą odpowiedzialną za kontrolę finansową Gminy jest niezbyt rozgarnięta chłopka.
Trzeba na cztery wiatry przegnać Hannibalika - niezbyt udaną rodzimą podróbkę kartagińskiego wodza.
Profesor Robert Gwiazdowski zapytał kiedyś [a nawet było to w moim programie]: jeśli ktoś zarobił 100 złotych a mógł zarobić 300, to czy rzeczywiście zarobił 100, czy stracił 200?
Wydaje mi się. nie, nie wydaje mi się - jestem przekonany, że Radzymin to miejsce, w którym ludzie zamiast tracić 200 złotych mogą zarobić 300 a nawet 500, albo - przynajmniej - 345,67. Ale niestety - dzisiejszy Radzymin to czarna paramafijna dziura, w której nawet stówki się nie wyciągnie, chyba że się należy do "rodziny na swoim".
A przecież tak niewiele trzeba by Nasze Miasto [i Nasza Gmina] było wzorem a nie pośmiewiskiem, by zdobywało prawdziwe laury a nie gówniane dyplomiki.
Na łamach "Kuriera Radzymińskiego" prezentowaliśmy różne samorządy: nieodległy Wieliszew oraz odległe Krapkowice, Niepołomice i Pasłęk. Samorządy, które mogą być i są wzorem do naśladowania - pozyskiwanie środków zewnętrznych, funkcjonowanie gminnego urzędu, konsekwentne budowanie i realizowanie strategii. I wszystkie one mają pewną wspólną cechę - można je porównać i porównywać z Radzyminem: liczba ludności, położenie, obszar, itd. Ale porównanie funkcjonowania tych samorządów z Radzyminem przyprawia o dreszcze, zaparcie, wymioty i ból głowy. W takim Pasłęku [jakieś 65% średnich dochodów radzymińskich i ponad 90% radzymińskiego budżetu] do obsługi Gminy wystarczy 50 osób a nie ponad 100 jak w Radzyminie. A co jeszcze dziwniejsze w Pasłęku doskonale sobie dają radę bez ichniejszej odmiany Endju Siarny, czyli wiceburmistrza. W Niepołomicach mają budżet o połowę większy nić Radzymin a w Krapkowicach są równe ulice i basen.
Qrde - czy ktoś jest mi w stanie powiedzieć, dlaczego w Radzyminie jest taki syf a miasto wciąż wygląda jakby przed chwilą wyszli z niego pijani zagończycy Tuchaczewskiego?
Wróćmy na chwilę do starożytnego Rzymu.
Otóż okrągłe 1.559 lat temu pewien wkurzony Wandal wybral się ze swoimi kumplami na dwutygodniową wycieczkę all-inclusive do Wiecznego Miasta. Dzięki tej wycieczce do języka weszło określenie "wandalizm", bo chłopaki zachowywali się jak to w zwyczaju mają np. różnej maści kibole.
Po co ten powrót do zamierzchłych czasów?
Otóż w blokach startowych do burmistrzowskiej fuchy staje Marek-strzaskany-na-hebanik-Brodziak, o którym można zapewne wiele powiedzieć, ale jakoś nic dobrego nie przychodzi mi do głowy. No bo czym tu się chwalić, czym straszyć? Klepaniem burmistrzowskich budżetów? Przeforsowaniem kupna niepotrzebnej Gminie działki od jednego z mieszkańców Nadmy? Podnoszeniem rączki by z budżetu wyparowała kasa dla jakiegoś developera? Zafundowanie najdroższej szkoły w Gminie? A może przekonanie iluś mieszkańców Nadmy, że jest się tak wspaniałym, że zamierzają spieprzyć do sąsiadów wraz z kawałkiem Gminy Cudu?
Jest jeszcze Marzena-rodzina-na-swoim-Małek.
Nadciąga więc paranoja i schizofrenia a wandale już kombinują jak dorwać się do żłobu. I tak jak rozlazły, schyłkowy Rzym padł pod naporem barbarzyńców i w konsekwencji na Zachodzie nastały ciemne wieki, tak wprowadzenie się do budynku przy Pl. Kościuszki wspomnianych person będzie niosło podobne skutki [co mało obrazowo można opisać w następujący sposób - będzie tak samo, a nawet gorzej].
Od lat staram się powiedzieć i pokazać co należy zrobić by Radzymin przestał być skansenem przechowującym wątpliwe tradycje bylejakości, geszeftu i kombinowania; by stał się atrakcyjnym miejscem do życia a nie tańszą alternatywą dla kiepskich warszawskich lokalizacji.
W 2010 na łamach "Wieści" powiedziałem:
Radzymin ma szansę stać się takim lepszym Konstancinem. Może być taki gemütlich, jak większość europejskich miasteczek, np. niemieckich. Tu mogą być kawiarenki z ogródkami, kostka na chodnikach, wymuskane latarenki. Ale brakuje mi tutaj strategicznego podejścia do tematu: czym ma być to miasto? Brak jest w tym mieście takiego Gościa, który weźmie to wszystko krótko za pysk i powie: ma być tak i tak. Który przypilnuje, żeby z kamienicy w centrum nie odpadał tynk, a w rynnach nie rosły chwasty. Żeby spalone ruiny nie straszyły przy głównej drodze, a ulice nie stały w kałużach wody. Potrzebna jest temu miastu dobra wizja rozwoju i Gospodarz, który ją zrealizuje konsekwentnie do końca.
Proszę mi powiedzieć: czy po czterech latach te słowa nie są wciąż aktualne?
Rok później, w grudniu 2011, przygotowaliśmy i przedstawiliśmy radnym ramowy projekt budżetu Gminy. Przy okazji zwróciliśmy min. uwagę, że radzymińskie przedsiębiorstwo wod.-kan. nie jest właściwie zarządzane a ceny za dostarczanie wody i odbiór ścieków nie mają ekonomicznego uzasadnienia. I co się okazuje? Na najbliższej sesji [już po trzech latach] radni będą głosować uchwałę zgodną z tym co przedstawialiśmy, a co wtedy zostało wyśmiane. Można powiedzieć - lepiej późno niż wcale, ale czy rzeczywiście trzeba było czekać kilka lat?
Dwa lata temu dokonały się w Radzyminie dwie zmiany: TKM Marka-hebanika-Brodziaka wreszcie dorwało się do władzy oraz najwybitniejsza siła ekonomiczna, którą można porównać tylko z najgenialniejszym budżetologiem Rostowskim, czyli skarbnik Gminy pożegnała się wreszcie ze stanowiskiem a na jej miejsce przyszedł [cały czas twierdzę, że w niezbyt jasnych okolicznościach] człowiek, który. który się sprawdził [Panie Arturze - swoich słów o Pańskim wyborze na skarbnika nie cofam, ale jestem pod wrażeniem tego co Pan robi].
Wtedy właśnie, w 2012 roku, na łamach "Kuryera" napisałem:
Ten rok będzie trudny - trzeba będzie ponieść konsekwencje ludzkiej głupoty lub nieodpowiedzialności. Mam nadzieję, że dojdzie do gruntownej reformy wydatków oświatowych [tutaj marnowane są kolosalne pieniądze], skończy się preferowanie Nadmy, Słupna i Załubic [np. likwidacja ZTM-Taxi Załubice-Warszawa], urealnione zostaną stawki za dostarczanie wody i odbiór ścieków [niech płacą tylko ci, którzy z tego typu usług korzystają], nie będzie miejsca na dziwne przetargi [a jak powiedział radny Cezary Wnuk w czasie sesji 4 listopada - klepnięcie lewizny to praktyka normalna w Radzyminie], itd. Ten rok przetrwamy, to od przyszłego będzie lepiej.
Nie wszystko wyszło, ale przynajmniej udało się uniknąć katastrofy finansowej a dzięki nowemu Skarbnikowi jakaś dyscyplina finansów jest utrzymywana. Najbardziej wkurza mnie jednak fakt, że zasługi przypisuje sobie koleś, który przez osiem lat praktycznie bezkrytycznie wekslował działania tzw. burmistrza a dziś stroi się w piórka zbawcy, czyli strzaskany na hebanik Piękny Radny.
Nikt nie wie ile Radzymin ma "szaf" i ile jest w nich "trupów", ale obserwując nerwowe ruchy Zbigniewa-oratora-Piotrowskiego można się domyślać, że całkiem sporo. Dlatego pełen audyt Gminy jest potrzebny - bez niego można zapomnieć, że cokolwiek się zmieni na lepsze.
Za miesiąc będziemy wrzucać do urn kartki z zakreślonymi nazwiskami - zastanówcie się Szanowni Czytelnicy, czy chcecie by było jak dotychczas, czy może czas powiedzieć DOŚĆ, pieprznąć w stół i wysłać w p.. w przestrzeń kosmiczną obszczymusrką bandę.
Na zakończenie:
Szanowni radni [obecni i przyszli] choć większości z was wydaje się to nieprawdopodobne i wręcz niemożliwe, to zaręczam - bycie radnym nie zwalnia z myślenia.
Paweł Sieger - (13.10.2014)
Istnieje na świecie wiele stacji telewizyjnych: BBC, Al. Jazeera, CNN. Istnieją też takie o mniejszym zasięgu jak Polsat, TVP, TVN, Russia Today. Wszystkie one mają "coś" do zaoferowania - informacje, publicystyki, reportaże, tańce z sedesami, albo jak one trują, tudzież itd., itp. oraz etc. I choćby nie wiem jakie cuda wykręcano z obrazkiem, nie wiem jakie infografiki się pojawiały, jacy - oczywiście najwspanialsi - eksperci się wypaszczali, choćby nie wiem kto wywijał własnym tasiemcem nad głowami, albo bzykał się w pocie czoła ku chwale gawiedzi i choćby skały srały, to "ch., d. i kamieni kupa", to żadna z nich nie przebije
Telewizji Radzymin
która nie tylko jest najlepsza, najwspanialsza, obiektywna, bezkompromisowa i "dla ludzi", ale również pokazuje i udowadnia, że "zajumanie czegoś komuś" może być OK, bo obowiązują "standarty" jak mawiają różne gwizdki.
Jeśli ktoś myśli, że to jakiś żart primaaprilisowy we wrześniu, to jest w wielkim błędzie - Telewizja Radzymin istnieje i ma się bardzo, ale to bardzo dobrze. A nawet rewelacyjnie, bo jest zgrabnie zarządzana, materiały są najwyższej jakości, aktualność to motto a "standarty" to jej prawdziwa natura. I nie dość, że ma Telewizja Radzymin to wszystko co oferują inni, to ma jeszcze coś extra, co "czyni różnicę". I choć jak każda telewizja, ma oczywiście swoją odmianę "tańca z gwiazdami" [szczerze przyznajmy, że w jej przypadku użycie liczby mnogiej jest raczej nieco na wyrost] to ten taniec jest absolutnie wyjątkowy.
Najpierw jednak malutka dygresja.
Zastanówmy się czego ludzie potrzebują, czego od "mediów" wymagają, czego poszukują? Wydawać by się mogło, że ludzie potrzebują rzetelnej informacji, dobrej publicystyki, rozrywki na wysokim poziomie. Ale tak, oczywiście, nie jest.
Nie jest tak, bo tak jak najbardziej lubimy piosenki, które znamy [szczególnie te z lat chmurnych i durnych], tak i informacji, czy publicystyki potrzebujemy bardziej by się upewnić niż by znaleźć coś dzięki czemu będziemy musieli zmusić kilka zwojowanych elementów istoty szarej do aktywności. Także rozrywka musi być lekka, łatwa i nieskomplikowana, czyli żadne tam opery, symfonie, czy poezje.
Proszę się nie oburzać - ja nie oceniam, ja stwierdzam tylko fakt.
A właśnie - fakt. Przecież fakt, że "Fakt", czy inny "Super Express" ma największe czytelnictwo [jeśli można zapoznawanie się z zamieszczanymi tam treściami nazwać "czytelnictwem"] dowodzi właśnie tego, co wcześniej napisałem.
Jest więc ów fakt faktem, nawet bezspornym, a nawet jest oczywistą oczywistością. Ludzie mają gdzieś wojny i powodzie [no, chyba, że pokazane zostaną trupy], budżety państwa, wybory na stanowiska i polityczne przetasowania w łonie tej czy innej rządzącej opcji. Ludzi takie duperele zupełnie nie interesują. Interesuje ich, że jakiś tzw. [przepraszam za słowo] celebryta wjechał w coś lub kogoś na bani - o tym będzie się przy weselnym stoliczku gadać, że psychopatyczna matka ukatrupiła dziecko - kolejny temat do rodzinnych rozmów przy wielkanocnym stole, że zdegenerowany tatuś zgwałcił teściową, albo kanarka [i nawet bez wyjmowania ptaka z klatki] - znów powód by z sąsiadem w trakcie podlewania ogródka kilka godzin na rozmowie spędzić . Poza tym powszechne narzekanie, że jest źle, że "oni" nic nie robią, że "zwykły człowiek" nikogo nie obchodzi, że żona pije a mąż się puszcza a w sąsiednim "gdzieś" to mają lepiej, albo wójt się urżnął. I jeszcze milion innych rzeczy i spraw.
Byłbym w swej ocenie niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o "marginesie", swoistym "marginesie społecznym". I proszę mi wierzyć, że tego określenia [w nowym znaczeniu] używam zupełnie świadomie. Bo jeśli partia narodowo-socjalistyczna nazywana jest prawicą, partia permanentnego przekrętu i kolekcjonerów zegarków pod wodzą emigrującego na fajną-fuchę-bez-znaczenia socjaldemokraty określana jest mianem liberalnej, czy wręcz liberalno-konserwatywnej, zaś sprawcy totalnej demolki w rolnictwie wciąż mogą udowadniać, że "żywią i bronią", to czyż nie mamy do czynienia z odwróceniem znaczenia pojęć? I jeszcze akceptowanie tęczowatości, to "tolerancja i postęp", zaś niezgoda na homozwiązki to faszyzm i deptanie praw człowieka, a ograbianie przez tzw. "państwo" ludzi z ich pieniędzy to "solidaryzm społeczny" i "sprawiedliwość społeczna".
Skoro więc słowom nadaje się nowe, odwrotne znaczenie to i ja określeniu "margines społeczny" nadaję nowe, pozytywne, znaczenie - "margines społeczny" to ta mniejszość [bardzo malutka mniejszość], która nie zgadza się na dyktat kretynów, oszustów, piewców "politycznej poprawności", gardzi tabloidami, ma w dupie discopolo, nie ekscytuje się telewizyjnymi programami z cyklu "jak oni stawiają klocka", "Fakty" TVN są dla nich czymś na kształt Die Deutsche Wochenschau zmiksowanymi z konferencjami Urbana w stanie wojennym a Jarosław Wspaniały jest tak samo wspaniały jak EU-Prezydent Donaldu, czy RP-Prezydent "łączący się w bulu".
I teraz możemy wrócić do Telewizji Radzymin, w której znajdujemy wszystko co "tabloidowym" ludziom jest do życia potrzebne a nawet niezbędne i co powoduje, że "bibisi", czy inne "sieneny" są do d.: znajdujemy "rzetelną" informację, "wysokich lotów" publicystykę, "wyrafinowaną" rozrywkę oraz dobrze odmierzoną garść wiadomości sportowych. A wszystko to dzięki wybitnej, inteligentnej, niesamowitej, wspaniałej, niepowtarzalnej, jedynej-w-swoim-rodzaju, zachwycającej, porywającej-tłumy, oratorsko-piewczej personie. Personie zbawczej, nadającej-właściwy-sens oraz danej-od-boga.
Wszystko to dzięki Piotrowskiemu Zbigniewowi, czyli nieporównywalnemu Jedynemu Gwizdkowi, bo - przecież - Zbigniew na produkcyjnej taśmie, Zbigniew z księdzem od fundacji, Zbigniew z weteranami, Zbigniew z Wikingami, Zbigniew kanonizuje, Zbigniew pieśnią "chwali Pana", Zbigniew dmie, trąbi oraz wspomina Tę Wizytę. i wszędzie zgodnie z najlepszymi "standartami" [i proszę mi nie poprawiać standardów na standardy - Gwizdek ma standarty i basta].
Jak w każdej dobrej telewizji najważniejsza jest produkcja własna, ale czasem można sięgnąć po produkcje zewnętrzne. Jakoś-takoś przyjęło się, że aby sięgnąć po produkcję nie-własną należy mieć odpowiedni papier, czyli np. umowę licencyjną. Oczywiście, istnieje mnóstwo ludzi, którzy nic sobie z tego nie robią i bez wyrzutów sumienia dysponują cudzą własnością. Ale czy piractwo [to delikatne określenie, bo właściwym jest kradzież] przystoi instytucjom?
W polskim systemie prawnym istnieje coś co się nazywa "ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych" i w tejże ustawie znajdujemy dwa ciekawe artykuły: wykorzystywanie cudzego utworu może nastąpić tylko na mocy pisemnej umowy [art. 53], zaś rozpowszechnianie takiego utworu bez odpowiedniej zgody zagrożone jest karą więzienia [art. 116].
Dlaczego o tym wspominam? Otóż na stronie www.radzymin.pl istnieje zakładka, dzięki której można zapoznać się z bogactwem programowym Telewizji Radzymin. Wśród wielu wyjątkowych produkcji znajdowały się także dzieła, których właścicielem jest Telewizja Polska. Ktoś zapyta: i co z tego?
Ponieważ też chciałem wiedzieć, odpowiednie pytania zadałem. Ale wcześniej, zanim wysłałem do Przeszacownego Urzędu pismo, dzięki któremu miałem nadzieję na pogłębienie wiedzy i zdobycie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania i wątpliwości, postanowiłem udokumentować ofertę Telewizji Radzymin "w temacie obecnych na stronie Urzędu programów TVP" [fragmenty udokumentowania może Szanowny Czytelnik obejrzeć gdzieś tu obok]. Przyszła mi bowiem do ośrodkowego układu nerwowego, a dokładniej to do jego górnej części, myśl niepokojąca: a może ktoś podpierniczył Telewizji Polskiej materiały, dzięki którym Wspaniały Gwizdek wyda się ludowi radzymińskiemu jeszcze Wspanialszy?
Pytania wysłałem w nocy a już rano okazało się, że na stronie Urzędu w miejscu, w którym można było obejrzeć materiały Telewizji Polskiej teraz znajdują się linki do stron TVP [w tym jeden do informacji, że "materiał jest obecnie niedostępny, spróbuj później" - i tak od 26 sierpnia].
Czas oczekiwania na odpowiedzi Urzędu umiliłem sobie korespondencją i rozmowami z Rzecznikiem TVP oraz paroma osobami mniej lub bardziej zaangażowanymi w sprawę.
- Mam nadzieję, że odpowiedź Urzędu nie będzie się różniła od odpowiedzi Rzecznika TVP. - Wesoło podsumowałem rozmowę z "pewną osobą"
- A ja nie mam takiej nadziei. - Smutno odpowiedziała "pewna osoba".
Muszę zaznaczyć, że rozmowa miała miejsce już po otrzymaniu informacji z TVP, a więc kryło się w mojej wypowiedzi nieco złośliwości.
Kilka dni później odebrałem mail z oficjalną odpowiedzią Urzędu i tak jak się spodziewałem odpowiedź była "urzędowo-radzymińska" w treści:
Okazało się, że na stronie Urzędu nie można zamieszczać żadnych materiałów filmowych, bo nie ma odpowiedniej przestrzeni dyskowej, ale Urząd ma umowę z TVP dzięki której można linkować się ze stroną Telewizji Polskiej [ciekawostka polega na tym, że taka umowa nie jest potrzebna, ponieważ w tym konkretnym przypadku nie mamy do czynienia z rozpowszechnianiem cudzego utworu]. Odpowiedź sprowadza się do tego, że: a] Urząd ma umowę na coś na co umowy nie potrzebuje, a na to na co potrzebuje umowy nie ma a poza tym nigdy niczego złego nie zrobił].
Po otrzymaniu "urzędowo-radzymińskiej w treści" odpowiedzi wysłałem kilka pytań uzupełniających dołączając zdjęcia pokazujące, że Urząd rozpowszechniał cudzy utwór [czyli zajumał]. Teraz czekam, jak z tym fantem poradzą sobie "merytoryczni" pracownicy Urzędu.
Sprawa może byłaby i śmieszna, gdyby nie fakt, że złamano przepisy prawa.
Pytania: kto zajumał Telewizji materiały? Na czyje polecenie? Kto usunął je ze strony Urzędu po tym, gdy wysłałem pytania? Kiedy zajumane materiały zostały usunięte i na czyje polecenie?
A jeśli ktoś obruszy się na użycie słowa "zajumać", to wyjaśniam, że to odpowiednie określenie na coś co w "ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych" określa się mianem bezprawnego rozpowszechniania cudzego utworu.
Różne rzeczy dzieją się w Urzędzie, ale żeby tak na oczach wszystkich? I to tak bezwstydnie? Rozpowszechniać materiał zajumany Telewizji Polskiej [proszę zwrócić uwagę, że materiał nie ma logo TVP]?
Oczywiście, istnieje "inna alternatywa" [jak mawiają starożytni górale chicagowscy z Żuław]:
Ktoś przechodził z tragarzami niosącymi złoto, mirrę i kadzidło oraz inne liczne dary dla Gwizdka, ale jakiś matoł wśród darów umieścił nie-prezent, a materiał poglądowy do użytku wewnętrznego; i ten materiał poglądowy do użytku wewnętrznego został przez przypadek zamieszczony na stronie Urzędu [oczywiście] przez pomyłkę i przez niezbyt rozgarniętego informatyka, który dba o "standarty", ale zupełnie nie zakumał, że jumanie w taki sposób jest niedopuszczalne i że od jumania jest ktoś inny; jednak dzięki merytorycznym pracownikom udało się błąd wychwycić, naprawić a winny całego zamieszania i przestrzegania "standartów" oraz narażenia gwizdkowatości na szwank zostanie przykładnie ukarany, publicznie rozstrzelany, wykastrowany, poćwiartowany i - na koniec - wyszydzony w odpowiednim "Piśmie Nadbużańskim"; zaś wszystko to będzie miało miejsce w czasie kolejnej wiekopomnej oratorskiej oracji Wielkiego Oratora składającego rączki do modlitwy, wznoszącemu ócz swych powab ku niebu [Niebu?] w trakcie uwznioślającej patriotycznej imprezy [tym razem] na cześć otwarcia nowej spłuczki klozetowej u Pani-Zdzisławy-ze-wsi.
Taaa.. Zobaczymy jak do sprawy odniosą się organa ścigania.
Mokotowskie a nie wołomińskie.
Paweł Sieger - (09.09.2014)
Jakieś pięćdziesiąt lat temu w Kabarecie "Dudek" zaprezentowany został skecz pt. "Książka życzeń" wykonywany przez Jana Kobuszewskiego.
Aby dalsza lektura tekstu miała sens, Szanowny Czytelnik powinien przypomnieć sobie tę genialną satyrę na PRL [a młodszy Czytelnik, który nie ma bladego pojęcia o urokach życia w najwspanialszym ustroju, poświęcając kilka minut zdobędzie ciekawą wiedzę o funkcjonowaniu systemu, w którym proletariusze wszystkich krajów byli wzywani do łączenia się]:
http://www.youtube.com/watch?v=ZzivIBKepP4
Skąd przyszedł mi do głowy pomysł by na łamach KR przypominać "zamierzchłe czasy" i stare kabaretowe numery?
Otóż pomysł naszedł mnie nagle, niespodziewanie i z pełnego zaskoczenia by natychmiast bezwzględnie mą myślą zawładnąć, gdy tylko przeczytałem, że:
- "Zgadzam się w pełni z dokonaną przez Pana wnikliwą analizą w przedmiotowym zakresie i dziękuję jednocześnie za życzliwe zainteresowanie tym bardzo ważnym problemem."
- "Uprzejmie informuję, że [.] Straż Gminna dokonała weryfikacji przedmiotowego zgłoszenia"
- "[.] zważywszy na wagę problemu właściwe merytorycznie komórki UMiG Radzymin zintensyfikują działania prewencyjne [.]"
- "Informuję, że Pana uwagi i spostrzeżenia będą przedmiotem analizy przez merytorycznych pracowników Urzędu."
- "Celem moim jest kompozycja uniwersalna komunikacji ZTM jak również kolejowej z Wołomina i w przyszłości Radzymin - Warszawa Gdańska."
- "W planach najbliższych priorytetowym zadaniem będzie budowa przedszkola publicznego i gimnazjum. [11 września 2012]"
I na koniec:
- "Zgadzając się w pełni z Szanownej Pani argumentacją, co do potencjału historycznego i społecznego Zabytkowego Zespołu Parkowego im. Ks. Eleonory Czartoryskiej, uprzejmie informuję, iż mamy zamiar - w 2012 r. - ubiegać się o środki zewnętrzne z UE na rewitalizację tej zabytkowej części miasta. W najbliższym czasie przystępujemy do przygotowania niezbędnej dokumentacji projektowej." [18 listopada 2011]
Tych kilka przykładów to wybór odpowiedzi Zbigniewa Burmistrza Piotrowskiego [oraz działających w Jego imieniu urzędników] na pytania zadawane poprzez zakładkę "Zadaj pytanie Burmistrzowi Radzymina" na stronie www.radzymin.pl. Dla leniwych odpowiedni link:
http://www.radzymin.pl/asp/pl_start.asp?typ=11&menu=120&strona=1
Proszę poczytać protokoły z sesji Rady, albo posłuchać nagrań, proszę przeczytać autoryzowane [albo i nie] wywiady z włodarzami Radzymina [przy okazji: czapki z głów przed "Kurierem W", który odwala niesamowitą robotę dywersyjną demaskując ludzi rządzących Gminą!... a może to tak przypadkiem i zupełnie mimowolnie?...], proszę wreszcie wsłuchać się w oficjalne wystąpienia person a potem proszę spróbować odpowiedzieć sobie na jedno pytanie:
Czy rzeczywiście To Miasto i Ta Gmina zasługują by rządzili nimi ciecie malinowi? Czy w Jego Imieniu mają przemawiać ludzie, dla których polszczyzna jest takim wyzwaniem jak dla większości z nas suahili, albo ujgurski? Czy reprezentować mają nas alternatywnie uczciwi i alternatywnie inteligentni ludkowie? I proszę nie mylić inteligencji z cwaniactwem!
Istnieje sobie taki wynalazek, który to wynalazek wynalazł pewien wynalazczy amerykański żyd [podkreślam ten fakt, ponieważ niewątpliwie jest to kolejny element żydowsko-masońskiego spisku zmierzającego do opanowania całego Weltu, by wprowadzić New World Order oraz Syjonistyczny Związek Sowiecki XXI wieku; a tak by the way - szacuneczek i pozdrowionka dla słuchaczy Ojca Dyrektora]. Ten wstrętny wynalazek nazywa się facebook [czyli pejsbuk.ho, ho, ho - to taki cienki żart.] i na tym fejsbuku istnieje sobie "Forum Radzymina", do którego należy ponad 3.000 osób, które sobie gadają, pytają, radzą się, radzą sobie i poradzają kumplowi oraz komentują. Zajmują ich rozkłady jazdy, uliczne biegi, wiejskie spotkania, ścieżki, kanały, niezbyt bezpańskie psy i pańskie chodniki oraz.
Tu następuje dramatyczna pauza.
Oraz drobne, ale równie dramatyczne wstrząśnięcie ziemią do kaktusów i storczyków.
.!!!
Oraz zajmują ich sprawy najważniejsze dla niewielkiej lokalnej społeczności: przetargi, konkursy, budowy, uchwały, oświadczenia majątkowe, urzędnicze decyzje, etc.
Jednak z tych ponad 3.000 osób tylko kilkadziesiąt przejawia jakiekolwiek wyartykułowane zainteresowanie sprawami lokalnymi [czyli "uczestniczy w życiu społecznym" na fejsbuku]. A ponieważ ostatnie wybory pokazały, że ludek radzymiński ma wszystko generalnie w dupie [w wyborach do europarlamentu niespełna siedemnastoprocentowa frekwencja; ciekawe, czy w zbliżających się wielkimi krokami wyborach samorządowych przekroczony zostanie próg 20%], to prawdopodobieństwo, że Radzyminowi trafi się i objawi ktoś przytomny oraz nieobciążony genetycznie na mózgu jest dość niewielkie.
A może się mylę? Może istnieje alternatywa [albo jak mawiają niektórzy: inna alternatywa] by nie kontynuować [i znów - jak mawiają niektórzy: by kontynuować dalej] to radzymińskie brnięcie w gnój, marazm, bylejakość i gównosłowie podpierające się Autorytetem Jana Pawła II i pamięcią Bitwy Warszawskiej?
Do zadumania się i ku przestrodze "Taka gmina" [też "Dudek"]:
w wersji oryginalnej - http://www.youtube.com/watch?v=sc92BoqT6n0
i nowszej - http://www.youtube.com/watch?v=P_L_E79szxo
Między innymi dzięki pewnemu "Towarzystwu" możemy dowiedzieć się jak Radzymin wyglądał kiedyś oraz czym i jaki był. Nie trzeba również wiele wysiłku by w sieci znaleźć stare zdjęcia Miasta, czy bardzo ciekawe dokumenty.
Dla nowych mieszkańców to wszystko pewnie jest nowe, ale dla pozostałych oraz tych którzy się interesują to żaden news - to miasto, ten nasz Radzymin, ćwiczyło wzloty i upadki: gdzieś na jego obrzeżu [Łąki] znajdują się ślady najstarszego osadnictwa - potem trochę lokatorskiej ciszy, ale coś się ruszyło i dzięki różnym Radzymirom ruszył handel, bo miejscówka blisko skrzyżowania, ale nie za blisko, bo gdyby blisko, to jakiś zamek, czy insze bunkry średniowieczne by zaistniały w geografii lokalnej przestrzeni..., jakiemuś "herbowemu", który szukał ukojenia duszy i sposobu na wydanie kaski spodobał się ten dziwny padołek i coś powstało, coś zostało wybudowane, coś kilkaset lat temu zaczęło żyć.
Jak wspomniałem - były wzloty i upadki, mieszały się tradycje, języki, religie i tak jakoś - czyli naturalną koleją rzeczy - powstała sobie żydowsko-polsko-niemiecka "Lebensraum". Niestety, w okolice dotarli bandyci promujący ustanowienie innej "Lebensraum" i wszystko się zmieniło. Potem przez kilkadziesiąt lat niewiele się działo, bo przedstawiciele opcji wprowadzającej kolejną odmianę "Lebensraum" mieli Radzyminowi za złe pewną ważną Bitwę i dopiero dwadzieścia parę lat temu nadszedł czas, gdy mogło ruszyć budowanie własnej "Lebensraum". Mogło ruszyć i nawet jakoś ruszyło, ale niezbyt szybko. Gdzie indziej ruszyło ostrzej, nawet z kopyta, a tutaj jakoś się ślimaczy.
I niewiele wskazuje, że coś się zmieni, bo ludzie mają wszystko w dupie. Zlewka i olewka. Oraz "rodzina na swoim" w wykonaniu ludzi "CHonoru".
Czy nie jestem aby złośliwy i zbyt krytyczny? Czy nie wymagam zbyt wiele? Gdy zawodnik jedzie na zawody [np. mistrzostwa, czy inne igrzyska] z przeświadczeniem, że jest w szczytowej formie, że jest najlepszy i nikt mu nie podskoczy, to zajęcie innego miejsca niż najwyższy stopień podium, to porażka, zawód, nawet wtedy, gdyby było to miejsce drugie. Dla outsidera, który nigdy nie liczył się w walce o medale zajęcie innego miejsca niż ostatnie będzie sukcesem a zdobycie złota będzie wstrząsem dla wszystkich, włącznie z samym zdobywcą trofeum [trochę jak reprezentacja Danii w piłce nakopanej w pamiętnym roku 1992, gdy weszła do turnieju w miejsce wykluczonej Jugosławii i zdobyła Mistrzostwo Europy].
Wydawać by się mogło, że Radzymin jest skazany na olimpijskie złoto a tu okazuje się, że nawet dupy z ławki nie rusza by choć spróbować rzucić młotkiem, machnąć przez bark, popłynąć [nawet z prądem], skoczyć ponad poprzeczki, ścignąć się [i z czarnymi też]. Totalny uwiąd starczy w tym ciele.
I teraz jest odpowiedni czas by przypomnieć inny skecz [również z zamierzchłej peerelowskiej przeszłości]:
http://www.youtube.com/watch?v=WnqGl4P6V7M&list=PLhbZ4YPZlK4PfO3y3JzmlD1obAM6oZAc1&index=28
Kilka lat temu w programie, który sobie wymyśliłem [i nawet zrealizowałem] prof. Robert Gwiazdowski zapytał:
Czy jeśli ktoś mógł zarobić 300 złotych a zarobił 100, to czy zarobił 100, czy stracił 200?
I to jest pytanie o Radzymin, to jest pytanie dla Radzymina: coś zyskał, czy sporo stracił? I dlaczego?
Paweł Sieger - (12.06.2014)
W samym centrum Radzymina jest placyk, przy placyku stoi budynek, a w budynku pod światłym przewodnictwem Burmistrza w trudzie i znoju o lepszą przyszłość walczą urzędnicy. Sam placyk, jak przystało na centralny punkt miasta o kilkusetletniej historii, robi oczywiście za parking, którego z wysokości cokołu dogląda cieć w czapce maciejówce.
Nie można się jednak na takie rozplanowanie przestrzeni publicznej zżymać, jeśli przypomnimy sobie, że w Warszawie podobną funkcję pełni Marszałek Piłsudski przy Placu Zwycięstwa, niegdyś znanym pod nazwą Adolf-Hitler-Platz. Ot, taka mała polska specjalność - twórcze i bardzo interesujące łączenie przeszłości z teraźniejszością.
Można nawet rzec, że radzymińska wizytówka, czyli Kościuszko-Platz, jest swoistą alegorią Miasta i Gminy Cudu: trochę przeszłości w postaci narodowego bohatera, liszajowate fasady kamieniczek z jednej strony, dumnie wznoszące się ponad miastem kościelne wieże z drugiej, a w środku "chonorowy" Burmistrz zajęty organizowaniem "interesujących" przetargów, konkursów i uchwał oraz składaniem kolejnych obietnic [także na papierze] - a więc w czystej postaci zlewanie, niekompetencja, nieudacznictwo i brak jakiejkolwiek wizji owinięte w patriotyczno-kościelne szatki. A wszystko by przed wzrokiem wścibskim ukryć realizację lokalnej wersji programu "rodzina na swoim".
Czas na małą dygresję:
Podobno w telewizji najlepiej "chodzą" tasiemcowate seriale - o lekarzach, dzielnych policjantach i jeszcze dzielniejszych partyzantach, priwislanskich złotych familiach, czy kiepskich i patologicznych polskich rodzinach. Podobno tak właśnie jest.
Podobno.
Koniec małej dygresji.
Podejrzewam, że właśnie tej medialnej modzie Radzymin zawdzięcza powstanie swojej własnej serialowej produkcji - uchwały w sprawie ulicy Kredytowej.
W ramach wstępu ciekawostkowa zagadka matematyczna:
Oblicz ile kosztuje utwardzenie około 100 metrów ulicy w centrum miasta jeśli:
a] utwardzenie 300 metrów gminnej ulicy na wsi kosztowało trochę ponad 20.000,00 złotych
b] budowa ok. 150 metrów drogi do Mennicy kosztowało 150.000,00 złotych [bez VAT].
Oczywiście, ponieważ w punkcie a i b nie zostały podane precyzyjne dane, to wynik musi być w przybliżeniu. Dlatego by zbytnio miłośników królowej nauk nie męczyć sam odpowiadam. Ale żeby jednak nie było tak, że ta część artykułu to podłe kalumnie i oszczerstwa skorzystamy z nieocenionej pomocy i fachowej wiedzy rzeczoznawcy, która [tak, tak - to kobieta; i jeszcze będzie o niej mowa] stwierdziła, że wartość odtworzeniowa ok. 100 metrów owej ulicy w centrum miasta [przypominam - tylko utwardzonej] to prawie 130.000,00 złotych. Tak więc odpowiedź na matematyczną zagadkę jest następująca:
W centrum Radzymina utwardzenie drogi kosztuje tyle ile drogi wybudowanie na radzymińskich kresach. Jaki z tego wniosek? Że w Radzyminie nie należy budować dróg, tylko je utwardzać? Nie! W Radzyminie utwardzanie dróg [niektórych] jest bardzo drogie, dlatego należy je tylko budować.
Oczywiście pojawia się jeszcze kilka innych możliwości:
1. Utwardzenie wiejskiej drogi zostało wykonane w sposób skandaliczny [dziura na dziurze i fakt, że uszkodziłem tam zawieszenie zdają się potwierdzać takie przypuszczenie];
2. Budowa drogi do Mennicy została wykonana za śmiesznie małe pieniądze i wszyscy powinniśmy się z tego cieszyć;
3. Utwardzenie ul. Kredytowej to jakiś przekręt i ktoś próbuje przewalić budżet Radzymina na kaskę
4. Utwardzenie ul. Kredytowej było w rzeczywistości budową drogi, co - w związku z tym, że pozwolenia na budowę nie było - jest złamaniem prawa [w tym miejscu jeszcze jedna ciekawa informacja: całe to "utwardzanie" ulicy Kredytowej zajęło raptem tydzień, a więc szkoda, że model robiący za byłego ministra od struktury i zegarków nie wiedział, że istnieją w kraju nad Wisłą tacy specjaliści, bo gdyby wiedział już dawno cała Polska przykryta byłaby grubą warstwą nakładki asfaltobetonowej.]
5. Wybudowana droga do Mennicy nie jest drogą tylko drogi utwardzeniem [a Gmina wyskoczyła z kaski na "budowę" a nie "utwardzenie"].
Osobną sprawą jest fakt, że właściciel "utwardzonej" ulicy Kredytowej próbuje z Gminy wziąć kaskę za coś co powinien zrobić i tak i tak [bo tak stanowi tzw. "prawo"], zaś Burmistrz zamiast zmusić gościa by robił co musi, podrzuca "Szanownym Rajcom" projekt uchwały [trzy razy podrzuca], na której Gmina może stracić 100.000,00. Albo i więcej.
Niestety - dla Burmistrza i Jego albo Jego urzędników ustaleń/ zobowiązań - "Szanowni Rajcowie" jakoś się jednak opierają [szacun ludzie! szacun!] i pokręcona uchwała co i rusz spada z kolejnych sesji. Ale raczej możemy być pewni, że wróci i odrodzi się jako ten Feniks z tych tam ptasich odchodów. W ten, albo inny sposób.
Gdyby jednak ktoś myślał, że to przypadek odosobniony, to śpieszę donieść i wyjaśnić, że nie. Już wcześniej Gmina wyskakiwała z kaski za coś co jej się należało jak Jarosławowi Wspaniałemu uwielbienie, białozębnemu Donaldu miłość dozgonna, albo miłośnikowi cór Koryntu trzecia godzina gratis. Tak było choćby w przypadku ponad miliona złotych wybulonych na ul. Falandysza, chociaż - jako żywo - obowiązek budowy spoczywał na inwestorach tworzących okoliczne budynki wielorodzinne. A nawet gdyby ktoś się jednak upierał, że obowiązku nie było, to można sięgnąć do doświadczeń [prawie sąsiedniej] Gminy Ząbki, żeby wiedzieć jak zmusić różnych "inwestorów" do płacenia.
W normalnym kraju konsekwencje dla ludzi odpowiedzialnych za marnowanie publicznych pieniędzy są raczej surowe, ale Najjaśniejsza i Odrodzona normalnym krajem nie jest, chociaż - niewątpliwie - może być interesującym obiektem badań dla różnych zboczeńców spod znaku socjologii, psychologii i psychiatrii. Czy Gmina Cudu ma szansę stać się wyspą normalności, gdzie wreszcie nie będzie miejsca na geszeft, kumoterstwo i rodzinne układy zdecyduje się za niespełna rok przy wyborczych urnach. Oraz w gabinetach przedstawicieli organów ścigania, którzy może odzyskają wzrok i się wreszcie dopatrzą tego co każdy nieślepy widzi.
Zostawmy "drogę przy inwestycji niedrogowej" [swoją "drogą" cały ten deal nosi nazwę "ulica Kredytowa"- nomen omen.], bo nie chodzi tylko o tę. I nie chodzi tylko o drogi.
Teraz następuje gwałtowna zmiana akcji i na scenę wchodzą kolejne postacie radzymińskiej tragifarsy.
Niespełna pięć lat temu radni ["Szacowni Rajcowie" jak mawia Zbigniew Burmistrz Piotrowski] uchwalili stawkę opłaty adiacenckiej z tytułu dokonania podziału nieruchomości [w tym miejscu uwaga: osobiście uważam, że idea by nakładać na ludzi obowiązek płacenia za to tylko, że podzieli swoją własność jest totalnie idiotyczna]. Do dziś jednak "Szacowni Rajcowie" nie uchwalili stawki opłaty adiacenckiej z tytułu budowy infrastruktury technicznej [a teraz druga uwaga: uważam, że taka opłata powinna istnieć, ale zróżnicowana - dla płacących podatki w gminie niższa, dla niepłacących podatków w gminie znacząco wyższa].
Na podstawie różnych tzw. przepisów rozliczenie opłaty adiacenckiej nie musi się dobywać w formie pieniężnej - zamiast brać kasę gmina może wziąć grunt. Dla każdego w miarę normalnego i czasami myślącego człowieka jasne jest, że - teoretycznie i niezależnie od tego czy bierze się jako opłatę adiacencką kasą czy grunt - chodzi o to by gmina nie tylko nie traciła, ale by coś zarabiała. Tak? Hm.
A co się dzieje w Radzyminie?
Sytuację w Radzyminie zilustrujemy przykładem:
Ktoś, gdzieś podzielił ziemię; w wyniku podziału powstało między innymi coś na kształt drogi wewnętrznej [marne trzysta kilkadziesiąt metrów kwadratowych], czyli taka sobie osiedlóweczka; jedynymi, którzy będą z niej korzystać są mieszkańcy kilku okolicznych domków, które kiedyś pewnie powstaną; ani nie łączy osiedlóweczka ważnych dróg gminnych, ani nie jest niezbędna by móc skomunikować odcięte od świata gminne tereny - najzwyczajniej w świecie nikomu, poza kilkoma osobami, nie jest droga do niczego potrzebna. Ale podział się dokonał i opłatę adiacencką trzeba naliczyć i pobrać. Na zlecenie Gminy Cudu profesjonalna rzeczoznawca wyceniła, oszacowała i podliczyła [dla pełnej jasności - to ta sama osoba, która oceniała i wyliczała ulicę Kredytową] w efekcie czego objawił się - cytując klasyka myśli narodowo-socjalistycznej - porażający wynik skomplikowanych działań: Gminie Radzymin należą się cztery tysie z tytułu opłaty adiacenckiej [osobny temat to ciekawe wyceny profesjonalnej rzeczoznawcy, ale do tego wrócę w kolejnym tekście; na teraz tylko drobna informacja: według Szanownej Pani Rzeczoznawcy ziemia budowlana i uzbrojona w Nadmie, Słupnie i okolicach jest warta jakieś 70,00 złotych za metr kwadratowy. Jak jest - podzwońcie, zapytajcie, sprawdźcie. według przesłanych mi ofert jest to minimum 160,00, ale.].
Wracamy do narracji:
Hm. - zadumał się Burmistrz, gdy temat się rozkminił.
Hm. - zadumał się właściciel, który musi gigantyczną i horrendalną daninę złożyć.
Hm. - zadumała się profesjonalna radca prawny Ż. dbająca by wszystko było w najlepszym pożontku.
Hm. - zadumał się Stirlitz.
Pomyśleli, pomyśleli i uradzili - Gmina Radzymin nie weźmie czterech tysi, Gmina Radzymin weźmie. osiedlóweczkę.
I w ten sposób Radzyminowi przybyła nowa gminna droga.
Oraz zysk ujemny.
I teraz następuje wyjaśnienie [to ze szczególnym uwzględnieniem wyjątkowych walorów intelektualnych "Szanownej Rajczyni" Wołynko]:
Niewątpliwie takie działanie, czyli zgoda na rozliczenie opłaty adiacenckiej w naturze, podyktowane było burmistrzowską troską o stabilność psychiczną właściciela gruntu oraz [dodatkowo] wyjątkowo korzystną sytuacją finansową Gminy. No bo czym innym? Przecież nie jakimiś niecnymi, niehonorowymi, podłymi układami.
Dlaczego więc sprawa śmierdzi na kilometr, albo i dwa?
Otóż, gdyby osiedlóweczka była cały czas w prywatnych rękach, to za jej utrzymanie odpowiadałby prywatny właściciel - musiałby naprawiać, odśnieżać, finansowałby uzbrajanie i rozbrajanie. Trochę by go to kosztowało, ale miałby tę radochę, że żaden cieć malinowy nie wjechałby bez zaproszenia - prywatne, więc wara. A w kasie Gminy przybyłyby cztery tysie.
Jest jednak inaczej - w kasie czterech tysi nie ma, ale jest za to: obowiązek odśnieżania [koszt], uzbrajania i rozbrajania [koszt], modernizowania [koszt], utwardzania i rozmiękczania [koszt]. Same koszty.
Pytam więc: czy taki deal miał sens? I kto, oprócz właściciela, który podrzucił Gminie śmierdzące jajo, na tym zarobił? I żeby wszystko było jasne - szacun dla właściciela za inicjatywę, pomysłowość i skuteczność.
Jaki więc Gmina miała interes w zrobieniu takiego dealu? A może inaczej: jaki interes miał Burmistrz - czy kto tam przygotował odpowiednią uchwałę - w zrobieniu takiego dealu?
Ani strażak, ani glina
Tylko belfer i rodzina -
Taka gmina
Żaden honor, tylko "mina"
To nie hotel, lecz melina -
Taka gmina
I to może być wyjaśnienie tego i wszystkich innych dziwnych wydarzeń w Gminie Cudu i Jana Pawła II.
A teraz z zupełnie innej beczki:
Jest w Urzędzie osoba wyjątkowo kompetentna - fajna blondyneczka w okularkach, robiąca za Kierownika/ Kierowniczkę Referatu Geodezji i Gospodarki Gruntami - która działając z upoważnienia Zbigniewa Burmistrza Piotrowskiego regularnie mnie informuje w związku z pytaniami i zapytaniami, które "ze swej strony" regularnie do Urzędu wysyłam.
Dzięki Niej dowiedziałem się, że Urząd "zasadniczo" nie ma wiedzy czym dysponuje [chodzi o majątek nieruchomościowy] a pytania o to czym dysponuje wymagają uzasadnienia jaki to ważny interes społeczny skrywa się [niecnie] za moimi wrednymi pytaniami.
Teraz wyjaśnienie:
Każdy może zadać jakiemukolwiek urzędowi pytanie a urząd musi odpowiedzieć. Jeśli jednak odpowiedź to informacja przetworzona, wtedy taki "inkryminowany" urząd może zażądać uzasadnienia: jaki interes, chłopie, społeczny się za tym kryje. Chłop wyłuszcza jaki i gdzie ma interes a urząd decyduje, czy chłop ma odpowiedni interes.
I to się nazywa radzymińska po c. sprawa.
Wyjścia są dwa: bawić się z urzędem w "kto ma fajniejszy interes", albo zatrudnić niezależnego rozjemcę. Np. jakiegoś transparentnego prokuratora. Transparentnego, czyli w żaden sposób niezwiązanego z Radzyminem.
Ponieważ z zabaw w fajniejszy interes wyrosłem jakoś tak w czasach "bohaterskiego generała, który uchronił Nasz przed Sowietami", to postanowiłem na stare lata poprosić o pomoc transparentnego rozjemcę. Niezwiązanego z Radzyminem.
O efektach poinformuję.
A na zakończenie:
Płacze dzieciak, wyje psina,
Gdzieś ktoś kogoś czymś zarzyna -
Taka Gmina
Jaki powód, czyja wina
Czy to skutek, czy przyczyna -
Taka Gmina
Tylko urżnąć się na chrzcinach
I wziąć zwiać do Wołomina -
Taka Gmina
I zobaczymy, czy nad Burmistrzem Radzymina wciąż rozpięty jest parasol ochronny i kolejny rok tkwić będziemy w beznadziei fundowanej przez intelektualnie i/ lub moralnie koślawych.
Taka Gmina Radzymin.
P.S.
Drobne uzupełnienie, które powstaje na świeżo po powrocie z sesji Rady Gminy [o której to sesji mowa gdzieś tu obok/ wyżej/ niżej]:
Miałem okazję dwukrotnie zabrać głos - w obu przypadkach sprawa dotyczyła majątku Burmistrza oraz sposobu zarządzania gminnym majątkiem. Za pierwszym razem pretekstem były gminne drogi, za drugim dyskusja o finansowaniu/ tworzeniu/ budowaniu lokali komunalnych z pieniędzy uzyskiwanych ze sprzedaży gminnego majątku. W obu przypadkach wykorzystałem oficjalny dokument wytworzony przez Głównego Winowajcę w Naszym Otoczeniu: oświadczenie
Zależało mi by "Szanowni Rajcowie" zmusili neuroprzekaźniki na synapsach do wydajniejszej pracy zastanawiając się nad takimi oto problemami:
Dlaczego Gmina kupuje grunty pod drogi, albo i same drogi, po zawyżonych cenach [odpowiednie uchwały przygotowują urzędnicy, nad którymi kontrolę sprawuje Główny Winowajca i za których pracę jest w pełni odpowiedzialny], skoro 1 metr kwadratowy drogi [piszę bez skotów by nawet "Szanowna Rajczyni" Wołynko miała okazję zrozumieć o co kaman, chociaż - podejrzewam - szansa na to niewielka] jest wart 1 złoty a przejęcie niewielkiej drogi wewnętrznej [np. w ramach rozliczenia opłaty adiacenckiej - o tym w tekście wcześniej] generuje tylko koszty. I tutaj uwaga: możliwe, że droga, o której w swym oświadczeniu pisze Burmistrz warta jest jednak 13 złotych. tylko co zrobić z wartością gruntu pod domem i wokół [zapis z "Oświadczenia"], który jest wart. 12,66 złotych, czyli mniej niż droga? Czy to jest 1, czy 13 złotych - mało ważne, bo i tak daleko do ponad 70 złotych za ul. Jaśminową, i grubo ponad 100 za ul. Kredytową.
Oraz drugi problem:
Jakim cudem prawie pięćdziesięciotrzymetrowe mieszkanie [dokładnie 52,78 m kw.], którego właścicielem jest Burmistrz jest warte 35 tysięcy złotych [słownie: trzydzieści pięć tysięcy]?
Wbrew pozorom to całkiem poważna sprawa, której clou sprowadza się do jednego - oświadczenie majątkowe Burmistrza jest [przynajmniej w części] kłamliwe i/ lub stanowi poświadczeniem nieprawdy, ale - co ważniejsze - rodzi się pytanie o to czym się inkryminowany osobnik kieruje przygotowując "Szanownym Rajcom" ciekawostki finansowe w postaci kolejnych uchwał skoro tak prosta rzecz jak "Oświadczenie majątkowe" wypełniane jest bardzo "chonorowo"?
By zakończyć czymś optymistycznym kilka cytatów [wybranych] z Głównego Winowajcy w Naszym Otoczeniu:
Pan Prezes robi dobre klimaty w naszą stronę. [sesja - odpowiedź na głos Villi D.]
Musimy zastosować te same predyspozycje dla dzieci. [sesja - przy okazji tematu o dodatkowych miejscach w przedszkolach]
Nie mają standartów by posłać dziecko do przedszkola. [komisja - jak wyżej]
Ta propozycja nobilituje Gminę do takich wyzwań. [komisja - jak wyżej]
Paweł Sieger - (13.02.2014)
Burmistrz Pan Zbigniew Piotrowski stwierdził, że trzeba mieć na uwadze pewną odpowiedzialność za słowa i czyny oraz za zobowiązania, jakie są podejmowane na przestrzeni minionego czasu. - Protokół z Sesji Rady Miejskiej w Radzyminie z 4 listopada 2011.
Jakiś czas temu red. Marek Chrzanowski zajął się sprawą finansów Gminy Radzymin - a to, że zadłużona, a to, że nauczyciele nie dostają pieniędzy na czas, wypowiedziała się też ówczesna Przewodnicząca Rady.
I zaczął się zaczęło.
Nagle okazało się, że wspaniała podwarszawska Gmina, której wodzireje zapowiadali "misia na miarę naszych możliwości" z wynikiem 100.000.000,00 złotych w budżecie [słownie: sto milionów] i perspektywą na powszechną szczęśliwość, inwestycje na skalę programu Apollo oraz rurkę z kremem dla każdego, że ta przewspaniała Gmina jest na skraju bankructwa.
Dżizusie Nazaretański. wow i fu...
Po stu milionach pozostało przykre wspomnienie a nawet czkawka, głupawy uśmieszek v-ce karbowego Endrju S., oraz liczne rozkroki, rozkładania się oraz dziwaczne oracje Primusa-Intera-Paresa Zbigniewa P. Ale gdyby tylko to.
W tzw. "międzyczasie" wydarzyło się coś więcej, coś zupełnie niecodziennego, niezwykłego, nie-do-pomyślenia co. chyba zupełnie przeszło bez echa wśród większości mieszkańców Gminy Cudu, bo gdyż zupełnie ich nie interesuje co się dzieje z ich małą ojczyzną - budżet Gminy musiała uchwalić Regionalna Izba Obrachunkowa, ponieważ wybrańcom narodu radzymińskiego "jakoś nie wyszło".
Od owych wydarzeń upłynęło trochę czasu [bardzo niewiele - w końcu co to są dwa, czy trzy lata] a wciąż dziś Gmina Cudu za sprawą działań wodzirejów bardziej przypomina kiepski cyrk niż małą ojczyznę, choć trzeba uczciwie przyznać, że z drugiej strony [bo i taka istnieje] jest to całkiem niezły biznes ten nasz lokalny cyrk. Oczywiście, tylko jeśli spojrzeć na "zagadnienie" z perspektywy programu "rodzina na swoim", radzymińskiej wersji programu "rodzina na swoim".
Ostatnia sesja Rady Gminy pokazała, że szanowni wybrańcy cudownego i radzymińskiego narodu wybranego mają w dystalnym odcinku przewodu pokarmowego nie tylko tzw. prawo, ale również logikę i podstawowe zasady posługiwania się językiem polskim [mam nagranie z sesji, więc wiem co mówię/ piszę; a może wydaje mi się, że wiem.].
Sesja owa pokazała jeszcze coś - istnieją pytania/ prośby/ wnioski, których spełnienie przez urzędników radzymińskich jest blokowane przez Naczelnego Wodzireja Radzymina. Bo oto okazuje się, że pewne pismo podpisane przez onegoż Zbigniewa Cuda-Wianki Piotrowskiego nie może zostać wydane nawet Radnej [dla informacji odpowiednich vhs-ów: pismo ze znakiem ID.7225.25.2013]. I choć oryginał pisma jest pod ręką, to kopii nie można zrobić bo Wielkie Słówka zakazał. Dlaczego? [Dla jasności sytuacji: pismo widziałem, czytałem i najważniejsze fragmenty - te że Burmistrz się zgadza - pamiętam i nawet gdyby mi ktoś wielkanocne jajka i bożonarodzeniowe drzewko smażył to tak zeznawać będę].
Nie dziwi mnie to co robi i jak się zachowuje Burmistrz Piotrowski w sprawie, o której czytacie Państwo gdzieś to obok na stronie [odniesienie do tekstu Haliny], skoro proste pytanie o nazwisko rzeczoznawcy, która wykonała wycenę pewnej nieruchomości pozostaje bez odpowiedzi od dwóch tygodni a prośba o udostępnienie kopii umów między Gminą a tzw. inwestorem inwestycji niedrogowej również wpadła w "czarną dziurę".
Idąc za ciosem, albo podszeptem Złego, postanowiłem zadać kilka pytań o funkcjonowanie, nazwiska, dokumenty. Mam do tego prawo jak każdy a skoro takie prawo mam, to dla powkurzania niektórych korzystam sobie z niego, gdy mi się jakoś szczególnie nudzi. Niestety, pojawił się błąd zwany errorem, czyli "noł-ansłerem" [na polskie znaczy to tyle co "wal się"] - więc na odpowiedź zapewne poczekam i chyba znowu będę musiał przejechać się do Wołomina by w odpowiednim miejscu złożyć odpowiednie pismo z odpowiednimi informacjami.
Pożywiom - uwidim, jak mawiali starożytni Czukcze.
A teraz z innej beczki.
Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że Burmistrz Piotrowski odebrał wyróżnienie na Forum Nowoczesnego Samorządu. I nie jest to byle co, ale wyróżnienie dla "Miasta i gminy dbającej o finanse mieszkańców 2013". Gdybym był złośliwy, to powiedziałbym, że znam nazwiska niektórych spośród mieszkańców, o których finanse dba Burmistrz Piotrowski, ale. Nie, nie będę ściemniał - jestem złośliwy:
Burmistrzowi Piotrowskiemu należało się to wyróżnienie jak milicjantowi gumowa pała, albo sekretarzowi podstawowej organizacji partyjnej poklepanie po ramieniu i cmok w dziób, bo kto jak kto, ale wspomniany profesjonalista Zbigniew wie jak dbać o interesy niektórych mieszkańców Radzymina [bo o finanse wszystkich mieszkańców troszczy się jak rząd Tuska o zielone wyspy] - o tym też gdzieś tu obok na stronie a wkrótce więcej i o innych ciekawych inicjatywach "gospodarczych".
Z tej samej informacji prasowej o wyróżnieniu dowiedziałem się, że Wielki Orator przemówił był w trakcie uroczystości, czy jakiegoś plenum i nie mogę sobie darować, że jeszcze nie zapoznałem się z tym niewątpliwie demostenesowym opusem. Wiem co i jak ma do powiedzenia Burmistrz na co dzień, więc ciekaw jestem co wyszykował od święta jako prelegent w trakcie tak wiekopomnego wydarzenia jakim - niewątpliwie - było Forum Nowoczesnego Samorządu.
Pamiętając, że Nasz Wódz jest człowiekiem "chonoru" [piszę "chonor", bo mnie uczono czegoś innego pod pojęciem honor, więc by odróżnić te dwie rzeczy w przypadku Burmistrza postanowiłem posłużyć się nieco nieortodoksyjną pisownią], a więc pamiętając o "chonorowości" Burmistrza analizuję sobie różne informacje, plotki, powtórzenia a nawet pomówienia i konspiracyjne szepty, które z różnych stron do mnie dochodzą i już wiem, że kampania wyborcza już się w Radzyminie zaczęła [a za początek możemy przyjąć mocno pokraczne wywody Przewodniczącego Rady o tym w jak genialnej sytuacji finansowej jest Gmina].
Niewątpliwie dowiemy się o niezliczonej liczbie sukcesów, których sprawcą i spłodzicielem był Burmistrz, ale poznamy również przykłady wrażych działań, za którymi kryją się różne indywidua starające się zniszczyć wielkie dzieło burmistrzowskie [oczywiście, tym dziełem jest marsz świetlistym szlakiem ku chwale i powszechnej szczęśliwości].
Ponieważ - na całe szczęście - kręgosłup moralny Burmistrza jest równie sztywny jak pancerz ameby, czy innej meduzy, więc przykładów do naśmiewania się i wytykania kolejnych wtop będę miał całkiem sporo. A co przyniesie przyszłość. Coś przyniesie i ja sam - ale i inni też - w tej przyszłości trochę pogmeram.
Wracając do ostatniej sesji i sprawy z ul. Kredytową to możliwe, że i w tym przypadku będzie jak z drogą do Mennicy - znów Zbigniew Piotrowski będzie zarzekał się, że nie wiedział, że został wprowadzony w błąd, że honor, ojczyzna i Jan Paweł II a za wszystko odpowiada jakaś urzędniczka, albo inny sukinsyn spod lasu co piasek w trybiki naoliwionej machiny sypie [proszę zajrzeć do protokołów z sesji, poszukać, poczytać a potem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przesadzam]. Możliwe, że i tym razem odpowiednia instytucja się nie dopatrzy, ale podobno różne VHS-y przyglądają się i musimy poczekać by dowiedzieć się co też z tego przyglądania się wyjdzie. I kto przez jakiś czas nie wyjdzie.
Jednak radzymiński brud to nie tylko dziwne decyzje, geszefciarskie uchwały, przejrzyste inaczej konkursy na stanowiska. To również - a w czasie kampanii wyborczej przede wszystkim - to co wypływa. A zaczyna wypływać całkiem sporo. A to info, że na kogoś mają haka, bo sobie gdzieś tam z kimś pozwolił na coś więcej niż "uścisk dłoni prezesa" i o funkcjach to sobie już tylko może pomarzyć, to plotki, że ktoś za coś chce kaskę, że ktoś inny kaski nie dostał i teraz się mści. To dopiero początek, więc im bliżej wyborów tym będzie tego więcej.
Nie dziwi mnie to wszystko co dzieje się w naszym a nie ich Radzyminie, bo w pamięci mam słowa radnego Cezarego Wnuka stwierdzającego radośnie, że nie ma o co kopii kruszyć skoro w Gminie zawsze takie numery, czyli geszefty, odstawiano [cytat z pamięci, ale w odpowiednich protokołach z sesji do odszukania]. Nie dziwi mnie, ale nie oznacza to, że mam dawać na to przyzwolenie. I dlatego piszę o tym co się w naszym [powtarzam: NASZYM] Radzyminie dzieje mając nadzieję, że wkrótce coś się zmieni.
Mam więc nadzieję, że coś się już zmieniło i teraz obserwujemy ostatnie podrygi lokalnej wersji programu "rodzina na swoim", koniec funkcjonowania lokalnego cyrku i wkrótce doczekamy się, że Radzymin będzie zarządzany przez ludzi uczciwych i kompetentnych.
Mam również nadzieję, że starzy mieszkańcy przejrzą na oczy i zrozumieją, że utrzymywanie obecnego układu musi się skończyć a nowi mieszkańcy zrozumieją, że nie mogą stać z boku, bo Radzymin to także ich Dom i nie można pozwolić by Untermensche psuły powietrze.
Przyjrzyjcie się więc jakie "zobowiązania" podjęli Burmistrzowie i Radni i czy się z nich wywiązali. Przyjrzyjcie się czy "mają na uwadze" odpowiedzialność za słowa. Zastanówcie się, czy są ludźmi honoru, czy "chonoru" by za rok móc składać sobie inne życzenia niż te, które ja teraz Czytelnikom składam:
Oby radzymińska stajnia Augiasza została wyczyszczona, niech nowy rok zmiecie raz na zawsze z publicznej przestrzeni ludzi pokroju Burmistrzów i większości Radnych, niech Radzymin stanie się wreszcie wzorem dla innych i niech skończą się cuda-wianki.
Tak nam dopomóż Bóg. I amen.
P.S.
A gdyby ktoś poczuł się urażony moją pisaniną, to wskazuję drogę - pamiętajcie: all roads lead to justice!.
Kodeks karny:
Art. 212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.
Paweł Sieger - (23.12.2013)
Na łamach lokalnej prasy ukazały się myśli skołtunione jednego z moich Najulubieńszych Ulubieńców, noszącego ewangelijne - to ważne - imię Marek. Mój Najulubieńszy Ulubieniec w miejscowym środowisku artystycznym lepiej jest znany pod ksywką Przewodniczący, co - podejrzewam - może mieć niejaki związek z pewną fuchą, którą odwala od pewnego czasu.
Nie bez zazdrości stwierdzić muszę, że - inaczej niż w moim przypadku - Rodziciele Najulubieńszego Ulubieńca wykazali się wielką przenikliwością, wiarą oraz wiedzą o rzeczach przyszłych nadając niebożątku imię jednego z ewangelistów. Dzięki temu Znamienita Persona na całe życie naznaczona została, wręcz skazana, na gwieżdżenie i światłe oraz etyczne przewodzenie plebsowi. Się znaczy na bycie Przewodniczącym.
Niestety, moje pióro nie jest w stanie właściwie oddać Wielkości Ulubionego Ulubieńca, ale - na szczęście - jest w Gminie Cudu dziennikarska siła fachowa, która odpowiednim osobom potrafi zrobić nieutuloną i utuloną w żalu oraz ekstazie artystyczną laskę. I to tak zupełnie od niechcenia. A ja nierozgarnięty boleję, że mnie ten cudowny dar został poskąpiony. Boleję w boleści okrutnej. I zazdroszczę redaktorowi-sąsiadowi wyjątkowych i wybitnych umiejętności.
Macerując się w swej małości, podłości i zazdrości jednak znajduję pokłady szacunu i właściwego dziennikarskiego uwielbienia, więc wierzę, że jeszcze za mojego życia wydane zostaną opasłe tomy mów, wystąpień i egzegez autorstwa znamienitego Marka, kanoniczne teksty Nowego Testamentu, Koranu i Ars amandi zostaną odpowiednio zmienione, zaś jedna z głównych ulic Miasta Cudu będzie nosić Jego Imię [druga dla odmiany nosić będzie imię innego mojego Najulubieńszego Ulubieńca, czyli Zbigniewa Piękne Słówka P.; oczywiście, skrzyżowanie obu ulic - obowiązkowo w formie dracznego ronda - nosić będzie imię Jego Świątobliwości Developera]. Możliwe nawet, że wdzięczni mieszkańcy znamienitego grodu wystawią Piątemu Ewangeliście pomnik przy okazji wywalając w kosmos dziada zaśmiecającego publiczną przestrzeń placu przed Najlepszym Urzędem.
Dlaczego tak niecnie pastwię się nad niebożątkiem? Otóż powodem jest wspomniane wystąpienie gazeciarskie Przewodniczącego Rady Gminy Radzymin, czyli mgr inż. Marka Brodziaka, w którym informuje, że Radzymin wychodzi na prostą.
"Prosta" na którą wychodzi Radzymin nie jest prosta, a liczby i kwoty podane przez Ulubionego Ulubieńca mają się do stanu faktycznego jak dziwka do dziewicy. Oczywiście, można powiedzieć, że powodem jest wykształcenie Przewodniczącego - w końcu dla matematyka 2+2=4, a dla inżyniera 2+2= około 4 [a w przypadku Przewodniczącego równa się około srylion.]. Można też podejrzewać, że powodem wyzewnętrznienia myśli skołtunionych jest jakiś "geszeft na urzędzie", który chce uskutecznić Przewodniczący [jak wieść gminna, tudzież fama, głosi Przewodniczący będzie nowym Burmistrzem]. Inna opcja to taka, że gość - tak zwyczajnie - nie wie co mówi.
Ponieważ Radzymin "wychodzi na prostą", to można się spodziewać następnej porcji geszeftów, uchwał o odpłatnym wykupie nieruchomości oraz kolejnych milionach spuszczanych w ścieki wodociągowej firmy co to jest organizacją "non profit" [jak stwierdziła jej prezes].
Wolę jednak by Radzymin wyszedł na prostą a nie "na prostą". Dlatego postanowiłem zaprezentować Propozycję Zbawczych Praktyk dla Radzymina, czyli - w skrócie PZPR. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś wprowadzi przynajmniej część z tych propozycji. Informuję również, że rezygnuję z należnego mi wynagrodzenia [z tytułu majątkowych praw autorskich] pod warunkiem podania źródła.
I teraz przechodzę do adrema:
Radzymin liczy sobie - oficjalnie - ok. 25.000 mieszkańców. Według niektórych rzeczywista liczba jest większa o jakieś 5 do nawet 8.000. przyjmując dolną granicę, czyli 5.000, możemy powiedzieć, że budżet Gminy byłby znacząco większy [ale nie o 1/5, a więc 20%, ponieważ nie cały budżet pochodzi z podatku PIT; mimo to byłby on wyższy o ok.10-12% a to już jest kwota, za którą można wybudować szkołę!].
Oczywiście, nikogo nie można zmusić by płacił podatki w miejscu, w którym mieszka [w naszym przypadku to Radzymin], ale można robić wszystko by ludzie chcieli tak robić [i teraz drugie oczywiście - dopóki rządzą naszą Gminą ci "co to ja wiem a Pan rozumiesz" to dla naszego i naszych pieniędzy dobra hasło burmistrzowskie powinno brzmieć: szanuj swoją kasę płać podatki poza Radzyminem].
W pewnej gminie na Lubelszczyźnie wszystkie szkoły przekazano w ręce organizacji pozarządowych. W efekcie zaoszczędzono 1/3 środków wydatkowanych z lokalnej kasy. Gdyby podobny manewr przeprowadzić w naszej Gminie oszczędności sięgnęłyby 3.000.000,00 [słownie: trzech milionów] złotych rocznie.
Likwidacja Straży Miejskiej i przekazanie pieniędzy Policji spowoduje, że na ulicach pojawią się dodatkowe patrole policyjne w miejsce StraSZników [tu nie będzie oszczędności finansowej, ale będzie zysk tzw. społeczny].
Mieszkańcy Załubic nie muszą dojeżdżać do Warszawy korzystając z autonomicznej linii autobusowej. Mogą to robić jak wszyscy - dojeżdżać do Radzymina i stąd komunikacją do Stolicy. Oszczędność ok. pół miliona.
Urealnienie stawek za dostarczanie wody i odbiór ścieków, czyli przestawienie spółki wod-kan z organizacji non profit [tak twierdzi jej Prezes] w normalną spółkę prawa handlowego. Nie będzie trzeba dokładać do spółki pieniędzy z kasy miejskiej i nie będzie połowa mieszkańców Gminy dokładała się do czegoś z czego nie korzysta [mam na myśli tych, którzy nie są podpięci pod sieć wod-kan]. [Oczywiście, najlepszym rozwiązaniem jest sprzedaż firmy, wtedy w kasie pojawi się kilkadziesiąt milionów. Ale to rozwiązanie wolnorynkowe a Polacy są - niestety - przesiąknięci socjalizmem. Wszystkim którzy zaczną lamentować, że sprzedaż spółki spowoduje wzrost cen pragnę przypomnieć, że istnieją przepisy prawa zabezpieczające interesy mieszkańców - to raz. A dwa - w wielu polskich gminach zdecydowano się na taki krok i jakoś tragedii nie ma].
Utrzymywanie małego, gminnego szpitala [jedynego w Polsce] nie ma żadnej racji ekonomicznej. Sprzedaż przyniesie mieszkańcom same korzyści: w kasie gminnej pojawią się pieniądze a w kolejnych latach nie trzeba będzie też ich wydawać, jakoś usług medycznych się poprawi. Obawiam się, że z tym będzie pomysłem najgorzej - dopóki ludzie nie zrozumieją, że "zdrowie" to taki sam biznes jak każdy inny, dopóty będą domagać się kaczych przywilejów płacąc jak za zboże za coś co można mieć niedrogo. Niestety - znów na przeszkodzie stoi ten socjalistyczny jad.
I na koniec:
Przeprowadzenie pełnego audytu [zewnętrznego] i wytoczenie spraw o odszkodowania wszystkim, którzy narazili Gminę na straty finansowe. Też uzbiera się kilka milionów.
Zdaję sobie sprawę, że wprowadzenie takich zmian spowoduje, że kręcenie lodów będzie mocno ograniczone, ale czy rzeczywiście zależy nam by nasza Gmina była pośmiewiskiem?
Paweł Sieger - (02.12.2013)
To będzie tekst o nas - mieszkańcach małych ojczyzn zmagających się z lokalnymi problemami bezsensownie wtapianymi w ogólnokrajową sieczkę informacyjną.
To będzie tekst o nas, ale zanim "o nas", najpierw "o nich".
Pod koniec pewnego tygodnia, ale nieodległego, do dymisji podał się minister, niejaki Sławomir. Najlepszy premier po tej po tamtej stronie Gór Skalistych oraz Wodogrzmotów Mickiewicza dymisję przyjął dodając, że tak zachowują się ludzie honoru. Powodem decyzji najwybitniejszego drogowego Starego Świata jest fakt, że jakiś prokurator się czegoś dopatrzył w temacie niezgłoszonego do rejestru korzyści zegarka i postanowił, że należy wystąpić o uchylenie immunitetu poselskiego byłemu już ministrowi. A były minister zapowiedział, że sam zrezygnuje z immunitetu. Oczywiście, honorowo.
Pierwsze skojarzenie: prokuratura jest cięta na ludzi honoru. I to jakich ludzi honoru - na ludzi honoru z certyfikatem honorowatości od Premiera. przyznacie Państwo, że niewielu obywateli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej może pochwalić się takim zaświadczeniem - toż to zupełnie jak bezterminowy certyfikat przydatności do spożycia wystawiony przez najlepsze na świecie sowieckie służby weterynaryjne.
Ale to pierwsze skojarzenie zaraz przyćmiła jakaś myśl wredna: zaraz, zaraz, tu wcale nie chodzi o zegarek. A skoro nie chodzi o zegarek to o co? Zapewne o różne niejasności przy przetargach drogowych [w końcu tzw. opozycja już zapowiedziała złożenie do NIK wniosku o przeprowadzenie kompleksowej kontroli w resorcie, któremu światle przewodził były minister].
Natychmiast okazało się, że minister Nowak może być przykładem dla wszystkich ze szczególnym uwzględnieniem zegarmistrzów, kół gospodyń wiejskich oraz tajnych przez poufnych szpiegów, konfidentów i prowokatorów. Otóż były minister zapowiedział, że sam zrezygnuje z immunitetu [oczywiście, honorowo] zaś np. tacy posłowie Kaczmarek, czy Kamiński to nie są honorowi, bo nie chcą zrzec się immunitetu.
Jakby nie oceniać najwybitniejszych osiągnięć najwybitniejszego drogowego Odrodzonej, to przyznać trzeba, że decyzja by zrezygnować z ministerialnej fuchy wraz zapowiedzią, że zrezygnuje z parasola ochronnego poselskiego immunitetu jest nieczęstym przypadkiem właściwych zachowań w świecie polityki. I tej ogólnokrajowej i tej lokalnej. Bo choć niezbyt chce mi się wierzyć, by Sławomir Nowak sam z siebie zdecydował, by zachować się odpowiednio, to jednak tak zrobił.
Nie będę się znęcał nad innymi przedstawicielami wielkiej, krajowej polityki. Mam nadzieję, że przynajmniej nad częścią z nich w najbliższych wyborach poznęcają się wyborcy.
Popatrzmy jednak na ludzi, którzy odpowiadają za działanie naszych małych, lokalnych ojczyzn. Ludzi decydujących o drodze, oświetleniu, wodociągu, budowie nowej szkoły, czy sfinansowaniu kolejnej bogoojczyźnianej imprezy. Przyjrzyjmy się osobom, które znamy, możemy spotkać w sklepie i na targu. Tym, które mieszkają wśród nas. Skazany wójt, który stosuje kolejne sztuczki by jeszcze miesiąc, jeszcze pół roku utrzymywać się na stanowisku, radni, którzy nie widzą nic złego w tym, że członkowie ich rodzin dostają pracę w urzędach, zatrudnianie na gminnych i powiatowych stanowiskach tzw. koordynatorów, czyli osób skompromitowanych, tworzenie nowych etatów by jakiś krewny lub znajomy królika mógł się podłączyć pod samorządową kasę, dziwne uchwały przygotowywane pod wybranych inwestorów, inwestycje realizowane z naruszeniem prawa, albo przetargi na już zrealizowane projekty…
Jak w wielkiej polityce może być dobrze skoro w tej małej, lokalnej nie dzieje się najlepiej? Przecież i w jednym i w drugim przypadku to my decydujemy, kto będzie przez kilka następnych lat decydował o naszym życiu. I w jednym i w drugim przypadku to nasze zaangażowanie, albo przeciwnie - nasza bierność decydują, że nasz Heimat wpada w ręce ludzi złych i podłych, albo tylko ["tylko"!] niekompetentnych.
A może nie ma się czemu dziwić, nie ma co rozdzierać szat, że wszystko wokół toczy się w obłędnym rytmie tworzącym lokalną tragifarsę, skoro "jakie społeczeństwo, tacy jego przedstawiciele"?
Gdzie jest więc honor i odpowiedzialność? Nasz honor i nasza odpowiedzialność mieszkańców małych, lokalnych ojczyzn. Honor, by nie przymykać oczu na zło, które "w naszym imieniu się dokonuje", gdzie odpowiedzialność za decyzje, które podejmujemy pozwalając by niegodni sprawowali w naszym imieniu władzę?
Paweł Sieger - (02.12.2013)
Żyjemy w małych ojczyznach [poza tymi, którzy żyją w dużych ojczyznach]. I jakoś chcielibyśmy - nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy, albo uświadamiamy, ale nie do końca - by nasza mała ojczyzna [chyba, że akurat duża] była zarządzana całkiem znośnie, żeby nie rzec, że dobrze [o wspaniałości nie wspominam - nie żyjemy w Lichtensteinie].
I gdy tak zastanawiamy się nad naszą małą [albo akurat dużą] ojczyzną to nagle nadejść może i zaskoczyć niejaka iluminacja: a gdyby tak jakiś certyfikat jakości? Jakieś-takieś ISO, na ten i ów przykład?
Pozwoliłem sobie na taką zabawę w wykonaniu moich własnych neuroprzekaźników na synapsach, sprowokowany akcją Szanownej Rajczyni Haliny Boneckiej [jak mawia o radnych-lokalesach Wielki-Orator-Radzę-Omiń].
Sięgłem więc do "Wikipedii" [piszę "sięgłem" a nie "sięgnąłem", bo wystarczyło wklepać w klawiaturkę odpowiednie hasło i zupełnie nie musiałem się ruszać]. Wyskoczyły mi jakieś opowieści swobodnej treści, z których jedna spodobała mi się szczególnie okrutnie: ISO 9001:2009, czyli system zarządzania jakością w organizacji, czyli "ukierunkowana jest ona na zrozumienie i spełnienie wymagań klienta […]". Gdy już zakumałem o co kaman, wtedy [znów] sięgłem do różnych info o zarządzaniu organizacją pt. Gmina Cudu.
Tak i tak próbowałem dopasować i za jasną cholerę nic z tego nie wychodziło. I dopiero wszystko się poukładało, gdy doznałem niejakiego objawienia [słonko świeciło, więc poczułem się trochę jak mój Wielce Szanowny Poprzednik Saul, co to w wyniku upadku, urazu głowy i udaru słonecznego stworzył religię co to teraz największa jest na świecie i basta].
Bo przyjrzyjmy się Gminie zarządzanej przez Umiłowanego-Przywodcę et consortes:
- niewątpliwie w Gminie doskonale rozumie się potrzeby klienta [a niektórzy są w stanie nawet podać jego nazwisko i budowlany profil działalności];
- rozumiejąc potrzeby onego klienta spełnia się - albo próbuje się spełnić - jego wymagania [jakaś droga, jakiś projekt przejęcia czegoś, etc.];
- Drodzy-Wodzireje-Gminni rozumieją także - i spełniają - wymagania drobniejszych klientów: a to komuś posadkę w drodze "bardzo transparentnego konkursu", a to kilka baniek rzuconych od niechcenia na gminny biznes non profit prowadzony przez wybitną managerkę [czytaj: managerkę], jakiś szybki deal bezprzetargowy…
Gdy już pojąłem ów fakt - a nawet fakty - postanowiłem przygotować wniosek do odpowiedniej komisji, by Gminę Cudu nagrodzić właściwym certyfikatem. Oczywiście certyfikatem ISO. Ponieważ jednak wspomniane ISO 9001:2009 nijak się ma do jakości zarządzania w podstolicznej małej ojczyźnie, zdecydowałem do wniosku dołączyć prośbę by dla Radzymina stworzyć osobną kategorię:
ISO sto-srylionów:2013-hej!
Hej!
A teraz podsumowanie, czyli tzw. finał [bo sobie Wredny-Redaktor-Naczelny zażyczył]:
Każda gmina, i ta mniejsza i ta większa, to swoisty rodzaj biznesu: trochę fabryka, trochę spółdzielnia. Niezależnie jednak, czy bardziej fabryka, czy bardziej spółdzielnia musi być odpowiednio zarządzana: kompetentni urzędnicy, kompetentni radni, kompetentni włodarze. Są w Polsce gminy, które odniosły sukces: przyciągnęły spory kapitał, wielu nowych mieszkańców, rozwijają się i pięknieją. Niestety, Radzymin nie zalicza się do tej kategorii. Radzymin zalicza się do kategorii, którą wciąż można określać starym [osiemnastowiecznym] pruskim określeniem: polnische Wirtschaft.
Paweł Sieger - (05.06.2013)
Jak bardzo musi być ograniczony [umysłowo, emocjonalne, czy moralnie] człowiek, który wbrew faktom oraz argumentom głosi i rozpowszechnia kłamstwa? Trochę, więcej niż trochę, bardzo? Jaka dysfunkcja dotknęła Przewodniczącego Gminy Radzymin, że z uporem godnym lepszej sprawy powtarza i rozpowszechnia brednie, za których przygotowanie odpowiada min. Zbigniew Piotrowski?
Nie wiem, ale bez odpowiedzi nie wolno zostawić "epistoły" przyszłego [jak wieść gminna niesie] burmistrza Radzymina:
1. Według Przewodniczącego fakt, że spośród 300 mieszkańców pod wnioskiem podpisało się tylko 30 oznacza, że jest małe zainteresowanie. O tym, czy jest małe, czy duże zainteresowanie zdecydują konsultacje i następujące po nim, lub nie, referendum. Liczba podpisów, która znalazła się pod oficjalnym pismem do Rady Gminy Radzymin to wymóg formalny by Rada musiała się wnioskiem zająć [i tu uwaga: od pół roku brak odpowiedzi na pismo]. Nie wolno więc - chyba że się jakoś upośledzonym - twierdzić, że liczba podpisów to świadectwo niewielkiego zainteresowania.
2. Nie można twierdzić, że "większość właścicieli nieruchomości położonych w omawianym terenie mieszka we wsi Borki", bo większość właścicieli mieszka w Łąkach. W Borkach mieszka raptem kilka osób mających jakieś nieruchomości w Łąkach. Oczywiście, możliwe jest, że Przewodniczący Brodziak miał na myśli, że większość obszaru, którego dotyczy wniosek części mieszkańców wsi Łąki, należy do osób zamieszkujących w Borkach - ale to nie to samo! Czyli co - jednak niezborność umysłowa?
3. Zupełnie kuriozalnym, żeby nie powiedzieć, że wyjątkowo idiotycznym jest stwierdzenie, że "Jeżeli chodzi o część wsi Łąki położoną od strony Beniaminowa, to w mojej ocenie jej mieszkańcy od pokoleń byli i są związani z Radzyminem". Jeśli Pan Brodziak, jako inż. elektryk, dokonuje w swej pracy takich samych ocen i tak samo traktuje swe obowiązki jak zebrał info o mieszkańcach Łąk, to winszuję odbiorcom jego fachowych usług. I jednocześnie zupełnie przestaje mnie dziwić fakt, że w Łąkach co i rusz są problemy z prądem.
4. Według Przewodniczącego "w okolicznych lasach powstały nowe domy" - będę zobowiązany za wskazanie owych domów, które powstały w okolicznych lasach. Nie wiem, czego używa Przewodniczący [ja, zasadniczo, c2h5oh], ale chętnie spróbuję, bo daje niezłego kopa.
5. Pan Przewodniczący jakoś zapomina [nie wie…?] powiedzieć o dysproporcjach w nakładach na poszczególne miejscowości Gminy Radzymin. Dlatego pozwalam sobie wywód Onego uzupełnić:
analizując oficjalne dokumenty Gminy widać dysproporcje w nakładach na poszczególne sołectwa [nakłady w przeliczeniu na jednego mieszkańca w latach 2007-2010, wartości przybliżone]: Nadma - 4.500, Słupno - 2.800, Załubice - 2.700, Radzymin - 1.950, Łąki - 350, Ruda - 700, Arciechów - 150. Nakłady na oświatę, szkoły podstawowe: 10.670,18 - średnie nakłady na jednego ucznia szkoły podstawowej w Nadmie; średnia dla pozostałych szkół na terenie Gminy - 5.805,00 [dane z projektu nakładów na szkoły - 2012]. I jakoś, w związku z tym, nie wzrusza mnie tragiczny los Nadmy…
6. Nie można podnosić jako argumentu przeciw wnioskowi części mieszkańców, że obszar, którego dotyczy ich wniosek to raptem ok. 38 ha, gdy przecież popierany przez Przewodniczącego wniosek innej części mieszkańców dotyczy powierzchni ok. 41 ha [że 3 ha robią różnicę? Że poniżej 41 ha wniosek jest bez sensu a powyżej ma uzasadnienie? Panie Brodziak…]
7. Cytat z Przewodniczącego cytującego przepisy: "ustalenie i zmiana granic gmin dokonywane są w sposób zapewniający gminie terytorium możliwie jednorodne ze względu na układ osadniczy i przestrzenny, uwzględniający więzi społeczne, gospodarcze i kulturowe oraz zapewniający zdolność wykonywania zadań publicznych". Trochę dalej ten sam Przewodniczący pisze, że przeprowadził rozmowę i w jej trakcie rozmawiano o "możliwościach budowy wodociągu od strony wsi Beniaminów, co pozwoliłoby gminie Radzymin na realizację przedmiotowej inwestycji etapowo, bez konieczności angażowania w pierwszym roku dużych środków związanych z budową około 2 km wodociągu "przez las", czyli bez efektu społecznego" - czyli, że do Radzymina jest jednak daleko i przez las, i bez "efektu społecznego", a wystarczy do Beniaminowa i zero kłopotu… Panie Brodziak - gdy już Pan coś piszesz, to poproś Pan kogoś by to przeczytał, doradził i posłuchaj Pan uwag, bo niezbyt Panu wychodzi.
8. O passusie na temat skłócania nie będę się rozpisywał - czekam aż padnie nazwisko wtedy ktoś - zapewne i zasadniczo - weźmie w ryj. Wszystko to każe mi zastanowić się, czy Przewodniczący Brodziak aby rzeczywiście wypowiadał się o Łąkach, bo to co zobaczył - i co mu się wydaje, że wie - jakoś średnio przystaje do tego co ja [i kilka innych osób] widzimy za oknami, czego doświadczamy.
I tyle - na razie - w temacie komentarza.
Paweł Sieger - (25.09.2012)
Ludzie, jak to ludzie, czasami potrzebują cosik sobie zapodać. W żyłę, białą krechę w górny odcinek układu oddechowego przy pomocy nozdrzy, częściej jednak wlewając w trzewia C2H5OH w różnych odmianach. Się zdarza, się zdarzało i się będzie takie coś zdarzać. Większość, zdecydowana większość, zapodających różności niczego specjalnego - poza odlotem - nie oczekuje: dobry humor, podekscytowanie tudzież podniecenie, spidzik niewielki, jakieś niezobowiązujące bzyknięcie, o którym w pamięci śladu nie będzie, albo co.
Istnieje jednak w przyrodzie odmiana homo non-sapiens, która bez dawania sobie tego i owego - czyli, że ani w żyłę, ani w nozdrza, ani C2H5OH - łapie odloty kosmiczne. Tę odmianę można nazwać "homo nonsapiens radzyminiensis", czyli - w wolnym tłumaczeniu na polski - pospolity matoł radzymiński [np. coś na kształt radnego, albo tego lub owego zasiadającego na jakimś stolcu].
Dla takiego wynalazku ewolucyjnego najważniejsze są szeleszczące papierki, koraliki, hasełka i facjaty pod które można się podkleić [oczywiście, to są te najważniejsze sprawy, które następują dopiero po innych najważniejszych sprawach, czyli geszefcie i przekręcie, które to w nowopolszczeźnie zwą się "rodzina na swoim"].
Pospolity matoł radzymiński nie ma niczego czym mógłby zaimponować, niczego ciekawego nie zrobił [a jak zrobił to jest to mocno nieciekawe], niczego nie wymyślił [a jak wymyślił to kupa luda posrała się z nieszczęścia], nie ma niczego do zaoferowania. Poza jednym… Pospolity matoł radzymiński ma Kazia.
A Kazio postawił w tym miejscu klocka! Więc hurrrrrrra optymizm, bo to jest Gmina, w której Kazio postawił klocka. Kazio przyjechał, pogadał - a ponieważ był godzin kilka to i mu się zachciało, więc klocka postawił. I tylko czekać chwili, gdy miejscowy pedofil zacznie w procesji klocka ludowi pokazywać a lud durny na ryj upadnie i za swym włodarzem [i tym drugim też] zakrzyknie "Sieg heil". A potem wszyscy wymurują tablicę, a nawet ścieżkę rowerową z napisem: "Tu Kazio zastanowił się nad losem i postawił klocka. I był to klocek, że ah i och."
Że jaja sobie robię? Wolno mi, bo na swojej własnej stronie owe jaja sobie robię. Więc mi wolno.
Bo choć Jan Paweł II nie jest postacią z "mojej bajki" to w pełni jestem świadom swej wobec Niego małości. I zdaję sobie sprawę jak wielką postacią był [szukaj, szukaj pospolity matole źródła…]. I, powtarzam: choć nie jest to postać "z mojej bajki", to vqrvia mnie, gdy pospolity matoł radzymiński leczy swoje kompleksy i uświęca swe przekręty stawiając na wjeździe do "Gminy Cudu i cudaczków" tablice informujące, że "Gmina JPII". A co ma JPII wspólnego z kretynizmem i przekrętami włodarzy Radzymina? Bo jakoś niezbyt kumam bazę…
No: pytam [się] - co?
Paweł Sieger - (20.09.2012)
tytułem wstępu długiego
Co kilka tygodni w Radzyminie można obejrzeć [za darmo!!!] przedstawienie kabaretowe: Sesja Rady. Są tacy, którzy twierdzą, że to farsa, inni, że tragikomedia. Co by to nie było - jest nice und cool.
Ostatnio jednak w przedstawieniu - oczywiście, za sprawą nieocenialnego Zbigniewa P. - pojawiły się elementy zupełnie nowe jakościowo: honor i moralność [zdefiniowane w sposób dość nieortodoksyjny, ale kto by się tam przypierniczał do takich szczegółów]. Ponieważ radni [czyli Szanowni Rajcowie] nie mogą dać się wyprzedzić Zbigniewowi P., do zawodów włączają się kolejne osoby. Osobiście będę obstawiał radną [Szanowną Rajczynię] Goryszewską, która dorobiła się określenia "Anna "Wilczyca" Goryszewska z Tych Goryszewskich". Dlaczego "z Tych Goryszewskich" to pięknie wyjaśnił "Bürgermeister" Piotrowski w swym zachwycie nad osobą nowego Skarbnika Gminy. A dlaczego "Wilczyca"? Otóż radna [Szanowna Rajczyni] Goryszewska pokazała - i dziś w trakcie Sesji znów - że o cześć, godność i pomyślność latorośli oraz nowy piórnik z węgierskimi flamastrami [też dla niebożątka] będzie walczyć niezłomnie i twardo, czyli tak jak prawdziwy Sowiet, który napierniczał germańską swołocz.
Radnej Annie "Wilczycy" trzeba oddać, że w swym poczuciu i rozumieniu co jest honorowe i etyczne nie da się wyprzedzić Zbigniewowi "Bürgermeister" Piotrowskiemu, choć walka będzie trwała do samego końca [a tu jeszcze pytanie: ilu zawodników dołączy… i ciekawe kto wyznaczy nowe standardy nie-ortodoksji…]. Bo radna Anna "Wilczyca" nie widzi nic niestosownego w fakcie, że jej latorośl została Skarbnikiem Gminy [w wyniku, oczywiście, uczciwego konkursu] a ona sama pełni funkcję Przewodniczącej Komisji Rewizyjnej [która nadzoruje i opiniuje min. pracę burmistrza i skarbnika]. Skoro przepisy pozwalają to jest OK. A gdy trzeba to radna Anna "Wilczyca" rzuci się do gardła, gdy ktoś ośmieli się coś o latorośli powiedzieć nie tak jakby sobie Anna "z Tych Goryszewskich" życzyła.
I takie właśnie teatrum dziś mogliśmy podziwiać - czyli wyrzut szczęki ku tchawicy - gdy pewnej Radnej przyszło do głowy zwrócić się z zapytywaniem do latorośli Anny "Wilczycy" [nawet z pewnym redaktorem zaczęliśmy obstawiać wynik starcia, jednak zanim obstawiliśmy, to Anna "Wilczyca" postanowiła więcej się nie pastwić nad biedną ofiarą i życie jej darować gardła nie przegryzając…]
Ale i latorośl daleko od rodzicielskiej jabłoni nie padła [to, że kwalifikacje zawodowe ma takie jak moralne, a te są takie jak radnej Anny "Wilczycy" i Zbigniewa "Bürgermeister" Piotrowskiego to rzecz dość oczywista, chociaż gówno warta]. Otóż latorośl przeprosiła [miało być inteligentnie i złośliwie a wyszło jak zwykle po radzymińsku], że nie zabrała na Sesję Rady maszynki do drukowania pieniędzy, bo to by wszelkie problemy rozwiązało [a potem dalej w ten deseń]… Biedne dziecię "Wilczycy" jakoś nie załapało czego dotyczyło pytanie - no, ale do tego by rozumieć co kto mówi to jest potrzebna inteligencja, a tej w Radzyminie, w okolicy Sterczącego Tadzia brakuje [statystycznie to brakuje nawet bardzo; a skoro brakuje statystycznie, to oznacza, że skoro jest tam kilka inteligentnych osób, to reszta ze swym poziomem napiernicza w dno od spodu; i jeszcze jedno - nie należy mylić cwaniactwa z inteligencją, bo cwaniaków to przy Sterczącym Tadziu jest całe mnóstwo].
Tytułem rozwinięcia krótkiego
Tak… Więc, ten-teges, teraz o tym co mnie tak totalnie rozpierniczyło. Ex-Skarbnik mnie rozpierniczyła!
Jak wieść gminna głosi, Ex-Skarbnik załapie się na fuchę w Urzędzie jako koordynatorka od liczydła, czy inna menadżerka od arkusza kalkulacyjnego, czyli niech będzie z Urzędem związana, wtedy nie chlapnie. A ponieważ oraz gdyż i albowiem latorośl Anny "Wilczycy" rzeczywiście dysponuje wymienionymi przez Zbigniewa "Bürgermeister" Piotrowskiego niezwykłymi przymiotami: posiada matkę, matka jest w Radzie, z matką rozmawia latorośl przy śniadaniu, obiedzie, kolacji oraz w czasie kąpieli, nie ma latorośl wiedzy, nie ma i doświadczenia, ale ma fajną biblioteczkę, to oznacza, że ktoś w miarę kumaty musi mu pomóc; a ponieważ nie może to być Ex-Skarbnik - bo to ma być przecież ktoś kumaty - to, jak inna wieść gminna głosi, już tacy różni wydzwaniają do ludzi, którzy w konkursie - uczciwym! - na Skarbnika Gminy odpadli, by ci zgodzili się za kasę latorośli pomagać. Oczywiście, wieść to parszywa i podła, problem jednak w tym, że równie parszywa i podła jak ta z lutego br., że nowym Skarbnikiem Gminy zostanie latorośl Anny "Wilczycy" Goryszewskiej z Tych Goryszewskich, czyli Artur "Latorośl-Prawie Doktor" Goryszewski.
Ex-Skarbnik zabrała na Sesji Rady głos i był to głos zabrany w typowym dla niej stylu, czyli wymagającym wsparcia tłumacza pracującego wespół z psychologiem [bo styl Ex-Skarbnik ma niepowtarzalny i jedynymi personami, które z porównywalną gracją i sprawnością posługują się przywiślańskim narzeczem, jest Lechu "Elektryk" Wałęsa oraz czasami Franciszek "Polacy nic się nie stało" Smuda]. Otóż Ex-Skarbnik po raz kolejny poinformowała zgromadzonych, że RIO jest do dupy, na niczym się nie zna i nie potrafi liczyć. Ale ona, Ex-Skarbnik, wie, potrafi i naprawi a Zbigniew "Bürgermeister" Piotrowski zaręczył, że w tym zbożnym dziele będzie pomagał [czyli, że katastrofa jest jeszcze bliżej i będzie jeszcze fajniejsza].
Do spółki więc Ex-Skarbnik i Niby-Skarbnik zapewnili, że będzie fajnie, a nawet lepiej, w związku z czym przychodzi mi do głowy myśl, że wcale nie trzeba Radzymina bombardować, polewać kwasem i zaorać - wystarczy tylko trochę poczekać a owa Trójca do spółki z oddaną onej sprawie koalicją zrobią co trzeba by po Gminie Cudaczków nie pozostało nawet wspomnienie.
Tytułem zakończenia i bez sensu
Nie wiem, może to oczekiwanie na nasz kolejny zwycięski mecz nastroiło mnie tak radośnie, ale faktem jest, że poczułem się totalnie rozpierniczony, czyli rozerwany jak szrapnel nad okopem.
I jak tu nie wierzyć Kopernikowi, który stwierdził, że gorszy pieniądz wypiera lepszy, co w życiu przekłada się na: kretyni i swołocze wypierają inteligentnych i uczciwych…
O radnych Oddanej Koalicji pisać dziś nie będę, bo mi się nie chce, a poza tym i tak nie ma o czym.
P.S.
Jak przewidywałem - Grecy pojechali do dom.
Paweł Sieger - (25.06.2012)
Kilka miesięcy temu - a dokładnie pod koniec lutego Anno Domini 2012 - dowiedziałem się, że nowym skarbnikiem Gminy [Najwspanialszej, Jedynej, Niepowtarzalnej, Cudownej i Cudacznej] zostanie wybitny ekonomista, człowiek z UDOKUMENTOWANYM doświadczeniem [w firmie rodzinnej], mąż zaufania własnej Matki [prywatnie Przewodniczącej Komisji Rewizyjnej], niespełniony badacz w pogoni za stopniem i tytułem DOCHTÓR NAUK WSZELAKICH, cudowne dziecię Ziemi Radzymińskiej, czyli niejaki Goryszewski. Postanowiłem podziałać [czyli popsuć komuś trochę krwi jak to mam w zwyczaju] i wykonałem telefon do Szanownej Pani Sekretarz z informacją i pytaniem o nowego Skarbnika Goryszewskiego [w lutym 2012]. Nieco zaskoczona Pani Sekretarz odpowiedziała, że stanowisko Skarbnika może sobie Burmistrz obsadzać jak chce [prawda!] i nikogo nie musi się pytać o zgodę i żadne procedury go [czyli Burmistrza] nie obowiązują.
Poprosiłem więc Sąsiada by pchnął odpowiednie pytanie w tej sprawie [do Szanownej Pani Sekretarz, ofkoursik] i po jakimś czasie okazało się, że "Burmistrz Transparentny" zdecydował o transparentnym wyborze Skarbnika. Żeby się tacy różni nie przypierniczali Burmistrz postanowił odwalić teatr [w tym przypadku bardzo kiepską groteskę], czyli wybór… Ogłoszono przetarg na Skarbnika i tu zaskoczenie… Zupełnie nieoczekiwanie wygrał… Prezes warsztatu samochodowego. Człowiek doświadczony w nadzorowaniu wbijania stempli w dowodach rejestracyjnych… Posiadacz Matki Rewizyjnej, kiepskiego garnituru i problemów z językiem ojczystym…
And the winner is Mister… [chętnie w tym miejscu przeszedłbym na niemiecki, ale odpowiednikiem angielskiego "winner" jest… i to mi przeszkadza…]
Oczywiście [] wybór był przeprowadzony zgodnie ze standardami, podpaskami, szczepieniami, zaleceniami komisji do spraw wyżywienia Etiopczyków, postulatami niedopchniętej Szczuki oraz innymi i żywotnymi potrzebami… - czyli był przeprowadzony "po bożemu, dzisiejszemu, gminnemu i po polsku". Wygrał więc najlepszy kandydat o czym zaświadcza sam Burmistrz w swej laudacji. I - tu niespodzianka!!! - wygrał owe zawody na wielkiej skoczni… tak - Pan Goryszewski wygrał je transparentnie.
Dość powiedzieć, że kandydat - a obecny Skarbnik - jest młody [!], nie ma doświadczenia, ale to dobrze [!], ma fajną biblioteczkę z książkami [!!!???] a rodzinę kandydata to Burmistrz zna od potopu biblijnego, szwedzkiego i Premiera Goryszewskiego. Znaczy się, że kolo jest OK i będzie tak samo ["albo lepiej" jak mawiał Franz Maurer].
Nie chce mi się pisać o Szanownej Matce Skarbnika, bo to dość posunięta w latach persona i nie należy wykorzystywać faktu czyjegoś upośledzenia [takiego, czy innego]. Niezbyt chce mi się już pisać o Burmistrzu, bo nim zajmują się inni. Ale "cudaczne dziecię Radzymina", czyli nowy Skarbnik, który sam o sobie mówi, że nie ma wiedzy i doświadczenia i to jest jego atut [!!!!!!!!!], bo inni kandydaci pewnie mieli "złe nawyki" to całkiem fajny temat [bo przecież łatwiej zapisywać czystą tablicę, niż zmazywać i ponownie zapisywać - czyli nowy Skarbnik to tabula rasa…].
Przyszło mi więc do głowy, że ponieważ:
- Transparentny Burmistrz czerpie wiedzę, wsparcie i INSPIRACJĘ z historii rodziny Buschów [to nie ja, to Burmistrz]
- może się zdarzyć, że w najbliższym czasie zwolni się kilka stanowisk w Urzędzie Radzymina
- Radzymin jest Miastem Cudu [albo cudów]
to
- każdy kto stara się o robotę w Urzędzie Radzymina musi być niewyedukowany [a jeśli będzie kretynem, lub choćby imbecylem, to jeszcze lepiej]
- musi mieć kogoś w rodzinie kto zna Burmistrza, albo bzykał kogoś z jego rodziny, lub innej rodziny, która [akurat] jest na topie
- musi mieć fajną biblioteczkę z jeszcze fajniejszymi książkami [pornosy i komiksy o kapitanie Żbiku podrzucę za niewielką opłatą; niewielką, czyli mniejszą niż obowiązujące w okolicach pomnika "sterczącego Tadzia"].
Dzięki temu każdy przetarg, konkurs, albo wybór Miss Zasranego Podkoszulka zostanie wygrany [nawet jeszcze zanim zostanie osrany i obsrany]…
Gdyby Burmistrzowi przyszło do głowy, że właśnie Go szkaluję, to uprzejmie donoszę, że istnieje w kodeksie karnym taki sobie [na ten przykład] artykuł 212 [punkty/ ustępy 1 i 2 bo 3 i 4 nie mają zastosowania]. Istnieje też możliwość dochodzenia swoich praw na drodze cywilnej oraz wykorzystywania podległych mu służb [np. StraSZy Miejskiej].
I na koniec:
odwoływanie się do rodziny byłego Prezydenta Stanów Zjednoczonych - rzeczywiście w polityce istniała i istnieje Jego najbliższa rodzina [ale generalnie i zasadniczo! dzięki wolnym wyborom !!!] - to kolejny dowód, że Prezes firmy Radzymin nieSA jest dość ograniczony jeśli chodzi o wiedzę: coś słyszał, coś przeczytał, ale rozumienie info to jednak problem, bo - przecież - w Radzyminie rodziny wyszarpują postaw sukna, wyciągają umierającemu poduszkę spod głowy, kupują nieruchomości u dziwnych developerów [lub dla nich pracują], tworzą klany zarządzające masą upadłościową lub bardzo konkretnie zalegającą sześć stóp pod ziemią, nadzorują przygotowywanie planów…
Modlę się o dzień, gdy cały ten polski burdel zostanie rozpieprzony w drobny mak…
Herr Gott - es ist nicht zu glauben!!!
Paweł Sieger - (14.06.2012)
Pokolenie temu tzw. Polska Rzeczpospolita Ludowa przekształciła się w Trzecią, Najjaśniejszą, Niepodległą, Odrodzoną, Wolnościową… Polską Rzeczpospolitą Ludową, dla tak zwanego niepoznaka zwaną Rzeczpospolitą Polską.
Się, qrde, zdarza…
Mamy ponad pięć tysi lat Historii [się znaczy tego co jest zapisywane] z czego Ukochana i Najjaśniejsza ma jakieś mniej niż 20% [i to jeśli odpowiednio policzyć]. Zaś dzieje cepaków, czyli "bardzo lokalnego aparatu przymusu" to cień, który towarzyszy Historii od samego początku.
W różnych czasach, w różnych miejscach "bardzo lokalny aparat przymusu" przybierał najrozmaitsze formy, by po dziesiątkach wieków przybrać kształt najwspanialszy, najpiękniejszy i najdoskonalszy… Ów "kształt" przybrał - jako ta larwa i poczwarka zmieniająca się w motyla - za sprawą światłej USTAWY [nie mylić z ustawką] uchwalonej przez zgromadzenie mędrców, autorytetów, bezkompromisowych obrońców, kiepsko wynagradzanych społeczników…, czyli przez tak zwany Sejm [Roku Pańskiego 1997 stworzono coś, czego powstanie zostało ogłoszone, a nawet opublikowane: Dz. U. z 1997 r. Nr 123, poz. 779 z późn. zm. - to cytat].
Piętnaście lat temu "prawnie" opisano funkcjonowanie Drabów Miejskich, czyli Cepaków. I o ile w XV wieku w Polszcze owe określenia dość dobrze oddawały charakter oraz fizyczne walory owej formacji a także jej wyposażenie, o tyle dziś należałoby powiedzieć, że powołano do życia "formację umundurowanych straSZników" i "bezpieczniackich inwalidów", dzięki czemu można leczyć lokalne kompleksy, jeszcze do niedawna za pomocą gminnych fotoradarów łatać budżet, zatrudniać niewykwalifikowanego matoła, którego ciotka ma zięcia, który jest szwagrem kochanka babki klozetowej naczelnika, który podawał do chrztu, czy brit mili krewniaka burmistrza, albo wójta., czyli robić kolejny gminny geszeft.
Niezależnie od tego, czy w mundurze paraduje strażnik, czy straSZnik i z ekonomicznego, i "bezpieczniackiego" punktu widzenia jego paradowanie i onże sam w mundurze to bezsens. TOTALNY!
Kolejne samorządy likwidują, zlikwidowały, albo zamierzają zlikwidować formację Drabów Miejskich - bo gdyż i albowiem nadaje się ona do rozwożenia urzędowej poczty i wezwań [np. w Radzyminie], albo zakładania metalowych ozdobników na koła samochodów… ale niczego więcej - znaczy się, że większego pożytku to z nich nie ma. Nie było. I nie będzie!
A nie będzie, bo Straż Miejska/ Gminna służy do wielu rzeczy, ale z całą pewnością nie do pilnowania i zabezpieczania. Poza tym - gdy sobie pomyślę, że znowelizowana ustawa o Straży stworzy Policję Municypalną i dostaną owi municypalni policjanci, czyli obecni straSZnicy mnóstwo prerogatyw oraz możliwości, a także broń… to - patrząc chociażby na straSZników radzymińskich - ogarnia mnie przerażenie!!! Przerażenie mnie ogrania wielkie!!! Przecież to jak wyposażyć upośledzonego szympansa w przycisk do odpalenia międzykontynentalnych rakiet uzbrojonych w atomowe głowice!
Likwidacja StraSZy Miejskiej/ Gminnej to finansowy zysk - za trochę mniej ma się dużo więcej, bo kasa samorządowa może zostać przeznaczona na Policję i Policjantów [użycie dużych liter jest absolutnie i całkowicie świadome] - a to oznacza, że w gównianym państwie możemy mieć odrobinę szansy by sprawić, żeby ludzie, od których zależy nasze bezpieczeństwo, byli odpowiednio, właściwie traktowani i DOCENIANI. I za całość usługi zapłacimy trochę mniej.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że zawsze się może i w tej Formacji zdarzyć jedna, czy druga menda, albo inny sukinsyn, ale zasada jest prosta: Gliniarz ma być bardzo dobrze wyposażony, świetnie wyszkolony, nie może narzekać na warunki pracy, samochód, czy mundur, ma robić - jak stachanowiec - milion procent normy i wiedzieć oraz czuć, że jest doceniany i szanowany! Szanowany za swą pracę! Bo to się zwyczajnie opłaca - przede wszystkim ludziom. A gdy któremuś przyjdzie do głowy dorobić na boku, albo potraktować przepisy, czyli tzw. prawo, z przymrużeniem oka - wtedy urwać jaja i nakopać w cztery litery.
Dlatego cieszę się, że i w "Radzę omiń" ludziska chcą normalności i mają w el doopie straSZników. Mają ich w el doopie i chcą zwyczajnie i absolutnie Normalności. I bezpieczeństwa.
Paweł Sieger - (12.06.2012)
"Więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, niż się przyśniło waszym filozofom". Owo, po wielokroć cytowane, zdanie z dramatu Szekspira znalazło nieoczekiwanie kolejne zastosowanie, kolejnego adresata. Kolejny matrix, który opisuje rzeczywistość totalitarnie. Niestety, mam na myśli Radzymin, który pod światłym przewodem Bürgermeisterów i Rätesów znalazł się w sytuacji bardzo trafnie opisanej przez - inaczej niż Szekspir genialnego - "artystę", niejakiego towarzysza Wiesława. Onże dziarski i bezkompromisowy - zupełnie jak radzymińscy włodarze - bojownik o szczęśliwość powszechną prostego oracza i zaprawionego cegłoukładacza zapisał się w historii literatury polskiej myślą niezwykłą, porażającą [to z innego klasyka], przenikliwą i totalnie wbetonowującą w glebę oraz sedyment trzeciorzędowy:
Przed wojną Polska stała na skraju przepaści, ale my poczyniliśmy ogromny krok naprzód.
I rzeczywiście: im bardziej człowiek przygląda się temu co się wyczynia w Radzyminie, tym bardziej mu szczęka opada, bo takie cuda normalnemu homo sapiensowi się nie śniły. A o tym, że jaśniesobiepaństwo radzymińskie właśnie wykonują całą gminą zupełnie cyrkową ekwilibrystykę karkołomną pod tytułem ogromny krok naprzód ze skraju przepaści, nie trzeba już chyba nikogo przekonywać.
I wcale nie jest mi do śmiechu - te dwa cytaty [bardzo krótkie, odmienne epoki i absolutnie nieporównywalne persony] w jakiś niesłychany sposób opisują dzisiejszy Radzymin. I to do bólu.
By nie być gołosłownym, by nikt nie zarzucił, że konkretu brak, teraz kilka danych, kilka informacji i cytatów [bo szperanie w danych, liczbach i ogólnie dostępnych informacjach bywa nieprawdopodobnie pasjonujące i pouczające]: Radzymin [13100 ha, 21.194 dusze] sąsiaduje z Nieporętem [9567 ha, 11.931 dusz] -fakt. Budżet Radzymina na 2011 - 67.981.650,00 [przed sześcioma zmianami], budżet Nieporętu - 51.106.119,00 - fakt. W liczbach oznacza to tyle, że Radzymin miast trochę ponad - efektywnie, w rzeczywistości - pięćdziesięciu milionów [50.000.000,00 PLN] w budżecie powinien mieć prawie dziewięćdziesiąt [90.000.000,00 PLN] - oczywiście, gdyby odpowiednio był zarządzany.
Dalej:
Bürgermeister Piotrowski zaciągnął wynagrodzenie [2010] w wysokości 197.949,99 nadwiślańskich złociszy a jego odpowiednik w Nieporęcie 166.431,18 w tych samych biletach Narodowego Banku.
Wydawać by się mogło, że Wójt Mazur powinien jednak zarabiać dwa razy mniej niż Burmistrz Piotrowski [ze względu na liczbę mieszkańców], ale z drugiej strony to raczej powinien zarabiać jednak dwa razy tyle co Zbigniew "Gładkie Słówka" Piotrowski, bo mając dwa razy mniejszą gminę generuje taką samą kaskę, ergo Wójt Mazur powinien zarabiać prawie czterysta tysi w złociszach. A idąc tym tropem - dość brutalnie logicznym - można też stwierdzić, że jeśli wynagrodzenie Wójta Mazura przyjąć jako punkt odniesienia, to Zbigniew P. powinien się cieszyć, gdy zarobi cosik kole osiemdziesięciu tysi a i tak byłoby to o dziewięćdziesiąt tysi za dużo [patrząc jak niekanonicznie zarządza biznesem pt. Gmina Radzymin].
Inna ciekawostka [tym razem z rynku nieruchomości]:
Obaj gminni szefowie posiadają mieszkanka, ale pięćdziesięciodwumetrowe mieszkanko Burmistrza Piotrowskiego warte jest 35.000,00 złociszy a sześćdziesięciodziewięciometrowe mieszkanie Wójta Mazura jest warte 200.000,00. W metrach różnica tylko 17m2, ale w wartości już 165.000,00. Polecałbym każdemu kto poszukuje niezbyt drogiego mieszkania by porozmawiał z Burmistrzem Zbigniewem Piotrowskim - może pomoże znaleźć inne równie okazyjne lokum. A znając jego miłość do bliźniego [niektórzy złośliwie twierdzą, że owego bliźniego nawet widzieli na własne oczy] można być więcej niż pewnym pozytywnej reakcji [czytaj: westchnienie, zatroskana mina, spojrzenie gdzieś w dal, nawet wykonany telefon do przygotowanej na taką okazję osoby…].
Spojrzenie na Radzymin i Nieporęt powoduje, że człowieka nachodzi jedna i zupełnie ogólna myśl: o q…, ale się wpierd…
Bo jakby nie porównywać obie gminy, to okazuje się, że z jednej strony geszeft a z drugiej biznes. Z jednej tzw. polskie przymuły pospolite a z drugie polskie nie-przymuły i nie-pospolite. Z jednej Golgota i kryzys a z drugiej rozwój i nowe inwestycje. Z jednej kolejne poprawki do budżetu, z drugiej realizacja planu. Z jednej janowopawłowobogoojczyżnianoobrończokontratakującowspominkowy geszeft z zatrudnianiem córek i synów w firmach "co to ty wiesz a ja rozumiem" oraz [jak twierdzą niektórzy sami siebie określający mianem dobrze poinformowanych] kupowaniem po wyjątkowej okazji mieszkań w domach co to je buduje niewątpliwie zauroczony w Radzyminie developer. I któremu to developerowi gmina - bo to bardzo dobra gmina, dbająca o biznes oraz samopoczucie - zapewniła fajową drogę dojazdową, za którą musieli zapłacić frajerzy, czyli zwykli mieszkańcy [umówmy się: prawdopodobnie nie po to obniżone zostały ceny dla rodzinki włodarzy by płacić za drogę, po to gmina - chyba - finansuje drogę by kilka skrupulatnie wybranych osób mogło kupić taniej m-X] a z drugiej… się kręci, zwyczajnie się kręci. Oczywiście, daleki jestem od stwierdzenia, że w Nieporęcie nie mogłoby być lepiej, ale jest spora różnica między uwagami stylistycznymi a uwagami zasadniczymi, fundamentalnymi.
Ale to wszystko małe miki w porównaniu z wiedzą, którą można było uzyskać na ostatniej sesji. Otóż - ni mniej ni więcej - gdy przyszło do głosowania skandalicznej i bezprawnej uchwały w sprawie finansowania drogi do Mennicy i ogłoszenia przetargu na jej budowę [dodajmy, że chodzi o drogę, która w 75, a może i 83% praktycznie już istnieje] jeden z wesołych radnych stwierdził - i to nie jest żart! - "ale o co chodzi?, że to bezprawie?, przecież zawsze tak robiliśmy! [i podał dowcipniś przykłady] o co tyle hałasu?". Ot, tak, szanowny radny publicznie stwierdził, że Radzymin na przekręcie stoi. Nie od dziś. Przynajmniej tyle ile ówże wesoły radny w Radzie zasiada. I co? Była jakaś reakcja? Żadnej. No, może tylko jedna - Führerin Rady totalnie zamurowało. Na szczęście wcześniej zdążyła zapowiedzieć, że w związku z podejrzeniem niezłego przekrętu kieruje doniesienie do Prokuratury. Mimo to radni pokombinowali jak uchronić szanowny, burmistrzowski der Arsch i - zmieniając treść uchwały - zrobili to czego Burmistrz oczekiwał, czyli klepnęli lewiznę. I jakoś nikomu z nich nie przyszło do głowy, że robiąc to co zrobili najzwyczajniej w świecie stali się współodpowiedzialni za geszeft.
A dlaczego mamy do czynienia z lewizną? Otóż Zbigniew "Gładkie Słówka" Piotrowski [niektóre wraże krtanie mówią: złotousty Piotrowski - a fe!] ogłasza przetarg na wykonanie drogi dojazdowej do Mennicy. Dopiero po ogłoszeniu przetargu powiadamia o tym radnych - się będzie chłopak duperelami przejmował… Ale nie tylko informuje po fakcie o ogłoszeniu przetargu i jakimś porozumieniu, które ma być zawarte [ma być, czy jest zawarte? Oto pytanie, mój drogi Watsonie…] - Bürgermeister Peterson oczekuje, że radni klepną jego decyzję [potrzebna była również i kontrasygnata skarbnik Gminy, której - oczywiście - też nie posiadał; a przecież wystarczyło zejść pięterko i Skarbnik podpisałaby wszystko, włącznie z decyzją o wysłaniu Imć Vice-B. Siarny w bezzałogowy lot na Marsa]. I teraz kilka słów dodatkowego wyjaśnienia. Otóż by ogłosić przetarg, Bürgermeister musi mieć do tego "tytuł": wpisanie inwestycji w budżet, albo decyzję radnych. W przeciwnym przypadku mamy do czynienia z mocno nieortodoksyjnym podejściem do prawa. A za nieortodoksyjne traktowanie prawa można mieć przyjemność z prokuratorem. Ale Rätesy - miast solidarnie przygotować doniesienie do Prokuratury by się od przyjemności uchronić - kombinują jak rozlane mleko do butelki na powrót wcisnąć. Unmöglich. Już pozamiatane.
W tzw. międzyczasie, czyli w trakcie dyskusji nad uchwałą Bürgermeister Peterson pełen oburzenia udowadnia, że nie miał zamiaru otwierać kopert z ofertami, czyli odpowiedziami na ogłoszony przetarg, bo to "prosta droga do kryminału" [qrtsche, Wernyhora jakiś, albo co…], a inkryminowany przetarg ogłosił tylko dlatego by Radzymin nie stracił twarzy [co ma piernik do wiatraka?], a i tak wszystko przez niekompetentną urzędniczkę, która za jego plecami zmajstrowała mu kłopocik [ach… ta burmistrzowska mowa ciała! Ta ekspresja! Ten wzrok wędrujący po twarzach i biustach! Ten wodzirejsko-konferansjerski wokal wyćwiczony w graniu na strunach i nastrojach, lekko zmierzwiony włos, tors rytmicznie wypychany nieregularnym, ale przecież wyćwiczonym i szamańsko kontrolowanym oddechem. Miodzio!!!]. Biedna kobiecina siedziała grzecznie pod ścianą zapadając się w siebie, nieprzytomnym wzrokiem tocząc wokół i już za chwilę, już za momencik wtopiłaby się w ścianę [kiedyś się napaliłem - tego i owego i też tak się czułem i wyglądałem], ale na szczęście red Charyło szybciutko zadał kilka pytań wyekspediowanej w kosmos urzędniczce i dowiedział się [co zostało nagrane], że wszystko co robiła, robiła na polecenie Burmistrza. I to na kilka tygodni zanim ten ogłosił przetarg.
Ciekawe kto i komu zapoda cytacik - nu, pogodim…
Żadnego zdziwka jednak nie ma - ten typ tak ma. Bo odwaga cywilna to w gabinecie na drugim piętrze budynku przy Pl. Kościuszki to jednak towar mocno deficytowy.
Przy wielu okazjach można dowiedzieć się jak to dba się w Radzyminie by urzędnicy nie tylko odpowiednio, ale wręcz nadpoprawnie wykonywali swoje obowiązki; jak to uczy się ich, że tylko dzięki ludziskom mają co do garnków włożyć i że owym ludziskom należy się szacun i cmoknięcie w brudną piętę. Qrtsche - total odlot. Tylko, że jest troszku inaczej - przychodzi chłopina do urzędasa [młody szczyl za biurkiem z kompem], stoi jak pańszczyźniany chłop przed ekonomem, tarmosi w łapkach czapkę, albo inną reklamówkę z Tesco a męska biurwa wciąga lancz rozłożony na papierach i zupełnie od niechcenia rzuca coś na kształt dźwięków [jakieś pomruki, westchnienia i pierdnięcia] całym sobą przekonując pańszczyźnianego, że przylazł zupełnie nie w porę, że przeszkadza Panu Urzędasowi w konsumpcji [czego pańszczyźniany zupełnie nie kuma bo jest zwiedziony opowieściami zza siedmiu gór i rzek oraz wsi murowanych], że przypiernicza się pańszczyźniany domagając się jakiejś informacji [a co to? Urzędnik jest od informowania? Urzędnik jest od siedzenia na arschu i wciągania lunchu-lanczu oraz słuchania co spłynie z gabinetu szefa a nie od przejmowania się jakimiś dyrdymałami] - jednym słowem: cham jeden i już przylazł i mędzi, powietrze zatruwa, jakichś informacji się domaga… [na szczęście byłem tego wydarzenia świadkiem i - to już troszku jakąś perwersją trąca - miałem ze sobą moją ekipę, która wszystko zarejestrowała].
Oczywiście, są w Urzędzie osoby, z którymi można sensownie porozmawiać, kompetentne i bardzo krytyczne wobec tego co się wyrabia. Ale to raptem kilka osób na bardzo, bardzo zbyt dużo zatrudnionych. Bo pamiętajmy - nie jakaś Soraya, czy insza Coca-Cola, ale Urząd jest największym [i najlepszym] pracodawcą w Radzyminie. Jest też trzech, czy pięciu radnych, którzy rozumieją, albo zaczynają rozumieć, w czym uczestniczą - ale reszta… Łapka w górę a po nas choćby potop [a o to jednak nietrudno jak pokazały nieodległe w czasie wydarzenia].
Burmistrzowie, radni, urzędnicy - pukanie w dno od spodu i to z głębokich [dewońskich?] pokładów. To jakaś choroba, tu-mi-wisizm, perwersja, czy niewiedza?
Szczerze trzeba przyznać, że owo panoptikum zafundowali sobie sami uprawnieni do głosowania dokonując takiego właśnie wyboru. A możliwości są przecież tylko dwie - albo nie wiedzieli co czynią [bo niby skąd mają mieć wiedzę…], albo wychodzą z założenia, że normalnie to już być nie może, więc niech będzie przynajmniej ciekawiej [troszku straszno, troszku śmieszno - no bo czym wytłumaczyć fakt, że tylu wśród radnych nauczycieli, którzy, jak wiemy, mają szczególne kwalifikacje do zarządzanie czymkolwiek, szczególnie nauczyciele W-F - prawie 25% składu; że niby "w zdrowym ciele zdrowy duch"? Że najpierw Radzyminiacy muszą nabrać krzepy, tężyzny fizycznej a potem zaczną myśleć? Dżizusie - jakież to dalekowzroczne, przenikliwe, nowatorskie…].
Tak…
Nie ma co się pastwić nad radzymińskimi untermenschami w zarządzie, urzędzie i radzie nadzorczej firmy. Nadają się do tego co robią jak pingwin do prowadzenia karawany na Saharze. Wystarczy stwierdzić, że jest źle. Problem polega jednak nie w tym, że jest źle, ale w tym, że Radzymin geszeftem stoi [to nie ja, to wesoły radny]. I jakoś - chyba - nikomu to nie przeszkadza. A może się mylę?
A dlaczego taki tytuł? Otóż po tzw. rozbiorach w Prusach pojawiło się określenie Polnische Wirtschaft, czyli coś co normalnie w przyrodzie nie występuje poza polskim narodem, który genetycznie jest obciążony by wszystko spieprzyć [i uczciwie trzeba przyznać, że porównując ówczesne Prusy i przedrozbiorową Rzeczpospolitą takie określenie było jak najbardziej uzasadnione]. Dziś mówienie o Polnische Wirtschaft zupełnie nie ma sensu. Z kilkoma jednakże wyjątkami. I jednym z nich jest Radzymin. Niestety.
I dlatego taki tytuł.
Paweł Sieger
(22.11.2011)
Zastanów się o co się modlisz bo Bóg może Cię wysłuchać.
Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie zachowują się racjonalnie dopiero wtedy, gdy nie mają innego wyjścia. Obserwując poczynania radzymińskiej władzy można dojść do wniosku, że wciąż przed Radzyminem jeszcze sporo różnych możliwości.
Z drugiej strony, może jest coś na rzeczy z przepowiednią Majów, że w 2012 roku nastąpi koniec znanego [nam] świata a paraekonomiczna aktywność włodarzy Radzymina jest tylko znakiem, zapowiedzią przemarszu Jeźdźców Apokalipsy. Wtedy okazałoby się, że nie zżymać się powinniśmy na kolejne posunięcia burmistrzów, ale wdzięczni, że Najwyższy w swej łaskawości zesłał nam - jako wybrańcom - dar obcowania z wysłannikami czasów ostatecznych, byśmy prawdziwie przygotowali się do kończącej Historię bitwy na polach Armagedonu. Mnie, osobiście, takie eschatologiczne podejście niezbyt przekonuje a ponieważ jestem człowiekiem chyba małej wiary, będę się upierał, że Radzymin ma pechozol, gdyż za zarządzanie zabrali się ludzie przygotowani do tego jak flądra do latania. Ni mniej ni więcej znaczy to, że w mieście Cudu nad Wisłą spełnia się chińskie przekleństwo obyś żył w ciekawych czasach - ze szczególnym owego przekleństwa rozwinięciem i by twymi przewodnikami byli ciekawi ludzie. A ponieważ PISMO mówi, że poznamy ich - chomątosapiensów - po owocach, to przyjrzyjmy się fruktom owym.
Dzięki niejakiej niefrasobliwości urzędników wpadły mi w ręce [mam nadzieję, że prawdziwe] materiały przygotowane przez dwa Referaty Urzędu: Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska oraz Inwestycji. Zapoznając się z nimi przypomniała mi się rozmowa księcia Bogusława Radziwiłła z Imć Kmicicem na temat wyciągania poduszki spod głowy umierającego. A dlaczego? Otóż dzięki bezkompromisowemu, alternatywnemu i nieortodoksyjnemu zarządzaniu uskutecznianemu zaciekle przez tzw. włodarzy Gmina Radzymin zdycha. Ale kilku misiów [sprytniejszych? bezczelniejszych?] postanowiło wydoić budżet na tzw. maxa. Dzięki temu niektóre miejscowości mają kaski jak lodu - oczywiście, te zasłużone, z potencją, ogromne, niepowtarzalne i nieporównywalne do niczego w skali kraju i kosmosu - a inne wegetują sobie na marginesie - oczywiście, te bez znaczenia i perspektyw, okupowane przez jakiś margines.
Przyglądając się danym ze wspomnianych Referatów widzimy, że np. Nadma, Słupno, czy Załubice otrzymują kilkakrotnie więcej pieniędzy niż wynosi średnia dla całej Gminy: budowane są drogi, chodniki, oświetlenie, kanalizacja, prowadzone są remonty, tworzone specjalne połączenia komunikacyjne [w przypadku Załubic nawet omijające sam Radzymin - co się będą Państwo z tłuszczą radzymińską w "czerwoniaku" bratać, z plebsem kontakcić, nozdrza miazmatami drażnić]. Patrząc na skalę inwestycji w te miejscowości człowiekowi przychodzi do głowy pytanie: dlaczego Radzymin jest jeszcze "stolycom" Gminy - przenieść ją do Załubic, albo jeszcze lepiej takiej Nadmadorf automatycznie przerabiając ją na Nadmastadt. I honor dla Gminy większy i poczucie dumy wzrośnie, inwestory zjeżdżać zaczno łacniej widząc jak poważnie się w Gminie podchodzi do kwestii istotnych, a zwykłe ludziska to jak zjado to już nie wyjado.
Niestety, na drodze ku świetlistości i wspaniałości gminnym włodarzom stanął zjednoczony blok zawistników, którzy - nie mogąc pogodzić się z sukcesami Gminy, widząc rozmach inwestycyjny i sprawność zarządzania cały świat na skraj przepaści gospodarczej pchnęli byle tylko Bohaterom Pracy Socjalistycznej życie utrudnić, kłody pod nogi rzuili [to nie ludzie, to wilki!]. I zachwiał się monolit, stęknął w szwach, ale Naczelny Przodownik Pracy - nic go nie zabija a wszystko wzmacnia - manewr oskrzydlający przeprowadzi i do rozbicia wrażych hufców się szykuje. Cios zada okrutny a srogi dla zwyciężonych będzie sprawiedliwie karząc wiarołomnych. Bo, jak wieść gminna niesie, Naczelny Ekonom - wizjoner, którego wszyscy w kraju, a nawet w równikowej Afryce zazdroszczą Gminie - mając już dość inaczej sprawnego zastępcy [przez lata miał nadzieję, że nauczy się grać na czymś więcej niż tylko fujarka a onże vice piątą i dziesiątą kolumną wrażych zastępów się okazał] postanowił na vicestolcu posadzić personę odpowiedzialną, zaradną, kompetentną, bez skazy i wad, piękną i powabną. A ponieważ szukać nie musiał długo - wystarczy rzut okiem na skład Rady by wiedzieć, że zasiadają w niej sami herosi i tytani - to i od nowego roku, wraz z nowym budżetem i odliczaniem do Majów katastrofy, nastanie der Bürgermeister Zwei.
A bez złośliwości? Nierealistyczne budżety, niekompetencja, brak wyobraźni, doraźne działania, długi, które zatopią Gminę, nieterminowe wypłaty. Niby żyjemy w Najjaśniejszej i Rozrodzonej, ale wciąż o tej małej, radzymińskiej ojczyźnie stanowią ludzie o mentalności sekretarzyny podstawowej organizacji partyjnej, których wiedza o zarządzaniu porównywalna być może do wiedzy o zarządzaniu młotkiem, albo kocią kuwetą.
Dzięki temu można śmiało powiedzieć, że działania dywersyjne na odcinku rozpieprzania gminnych finansów zasadniczo realizowane są zgodnie z planem. A plan ów jest bardzo prosty: przy pomocy zramolałego panoptikum rozłożyć Gminę sprowadzając ją do roli ponadlokalnego skansenu patriotycznoodpustowego.
I masz Grzegorzu Dyndało czegoś chciał - jak sobie wybrałeś tak będziesz miał przegwizdane. Pytanie tylko: czy nie czas już by w Radzyminie zacząć działać racjonalnie?
Paweł Sieger
(19.12.2011)
Pomimo wielu starań kolejnych ministrów od "oświaty" by totalnie udupić szkolnictwo, niedorosłym homosapiensom wciąż udaje się wynosić ze szkoły - poza kredkami, żarówkami i karaluchami - nieco wiedzy. Z roku na rok jest jej mniej, ale nadal troszkę. Wśród rozmaitych przedmiotów wielce w dorosłym życiu potrzebnym, jest i biologia, czy jak tam się ta cholera teraz nazywa. Małe homosapiensy dowiadują się o istnieniu różnych glist, tasiemców, stonek ziemniaczanych i grzybów co to szkody wielkie w dupsku, uprawach i skarbcu narodowym czynią. Jest też i historia, dzięki której poznają rozwój homosapiensowej społeczności od czasów starożytnego kretynizmu do dzisiejszego imbecylizmu.
Jednym z postulatów wyedukowanych postulatorów z tytułami "dr", "doc.", czy "prof." jest takie zamieszanie podręcznikową wiedzą, by rozwijające się ku dorosłości homosapiensyrecensy naumiały się kojarzyć jedno z drugim, np. glistę z Napoleonem, tasiemca z Torquemadą a grzybki z Tuskiem. Ponieważ "na odcinku" jeszcze sporo jest do zrobienia, to o sukcesach w tym zbożnym dziele mówić na razie niezbyt można. A szkoda. Gdyby nieletnie głąby nieco się przyłożyły, łacno odkryłyby sieć nieprzeliczonych związków miedzy Adolfem a niedorozwojem w życiu płodowym, czy Stalinem a zbawczą rolą modlitwy wspieranej knutem. Odkryłyby nawet coś więcej i tym swoim odkryciem podzieliłyby się z dorosłymi homosapiensamirecensami - wszystko ze wszystkim jest jakoś powiązane! A po takim odkryciu - na miarę "de revolutionibus orbium coelestium" - nikogo już nie dziwiłoby to, co dzieje się w cudowności wielkiej mieście i gminie "cudu nad Wisłą". Wiedząc, że każda żywa istota ma takiego pasożyta na jakiego zasługuje jasnym stałoby się, że Radzymin "do dupy jest i basta" bo szkodników to ma raczej mizernych. Owszem - spieprzyć potrafią, ale potrzebują na owo dzieło lat całych, gdy tymczasem w znacznie krótszym czasie taki Sombrero-Zapatero całego kraju gospodarkę rozłożył, czym wielkość narodu "Spaniszy" [jak mawiają Polacy na Greenpoincie] udowodnił. Oczywiście, Sombrero-Zapatero to socjalista, więc jemu było łatwiej - jak ktoś jest zdefiniowanym kretynem, to i wymagać od niego nie można tyle, co od gostka do kretynizmu przysposobionego. Ale wynik jest wynik. A cóż my w cudownoprzywiślańskim Radzyminie mamy? Jakaś żenada. I szkodnictwo dość pospolite i pasożytnictwo niezbyt wyszukane.
Oczywiście, wszystkiego nie można zrzucać na burmistrzowskich "tytanków" - swoich groszy kilka i Czcigodne Rajce dorzucili. Są w Radzie dwie, no, może pięć osób, o których IQ można mówić, że istnieje, ale większość… Mam swoją ulubienicę, Radną z jednej z mocno forowanych miejscowości - mogę godzinami wpatrywać się w fizys, której żadna troska nie mąci. Kiedyś, dawno, dawno temu uczono mnie, że płód anencefaliczny to żadnej możliwości nie posiaduje by samodzielnie sobie w przyrodzie egzystować, a tu… proszę - można. I to jeszcze jak lat słusznych dożywając! A gdy się jeszcze to-to odezwie - miodzio. I to dosłowne miodzio, bo to i Słowackiemu w pięty by poszło, i Prusowi, i profesorowi Miodkowi. Ale ulubienica moja nie ogranicza się do generowania nowopolszczyzny. O nie! Nie zatrzymała się w swym tfu-rczym rozwoju na etapie lingwistycznym. Postanowiła i Gödla i Tarskiego, Boole'a i Russella zakompleksić tworząc absolutnie genialny, choć dla zwykłego wciągacza chleba zupełnie niezrozumiały, system logiczny [co tam zwykły chleba wciągacz - dla nikogo niezrozumiały jest system ów - i tu kryje się geniusz Radnej].
I nagle myśl mnie napadła, małego "znienacka" uskuteczniając - oj, mylicie się towarzyszu, mylicie. Dlatego, chociaż nie zaczyna się od "awięców" i "takwięców", zacznę w ten oto deseń:
Tak więc, niniejszym samokrytykę przed kolektywem składam za oczernianie tytanów i herosów "von und zu Radzymin", gdyż i albowiem w swej ograniczoności nie pojąłem jakie Dobro przydarza się mieszkańcom Najwspanialszej Gminy, iże dane jest im od pierwszego do pierwszego zapierniczać pod czujnym, troskliwym i litościwym okiem Ojców Rozłożycieli. Nie pojmowałem, że szkodnictwo i pasożytnictwo przez nich w trudzie i znoju uskuteczniane prawdziwym Darem Niebios dla maluczkich est, jako, że bez ciągłej walki byt ich podły w gnuśność by się obrócił.
Paweł Sieger
(22.12.2011)
Wielu mężczyzn chce się pocieszać konstatacją, że nie rozmiar jest ważny, ale "ogólna kondycja". Niektórzy specjaliści twierdzą, że ani jedno, ani drugie, ale przekrój poprzeczny jest najważniejszy. Jakby nie patrzeć "coś" decyduje, że jest "wporzo", albo "niewporzo".
Nie chcę wnikać co czytelnik miał przed oczyma czytając powyższy skład liter - mnie chodziło o. wzrost. Niewątpliwie znajdzie się całkiem sporo osobników "pci menskiej", którym Najwyższy i Niewypowiedziany poskąpił południkowych wymiarów, a którym udało się skutecznie w Historii zamieszać [czasem była to tylko bardzo lokalna Historyjka, ale wynik jest wynik.]. Możliwe, że przyczyny należy upatrywać w pewnej [i swoistej] frustracji - idzie sobie ulicą taki kolo a tu wszyscy nań z góry patrzą. Idzie a oni patrzą. Po jakimś czasie, gdy tak chodzi i chodzi, to wreszcie "dochodzi" - do wniosku kolo dochodzi, że "ja im pokażę". I zaczyna się rozkręcać. A gdy już się rozkręci na dobre i zaczyna z góry, ale przecież wciąż z dołu, patrzeć na wszystkich, to mu się totalnie we wnętrzu puszki mózgowej odwraca i wtedy wszyscy mają przerąbane. Oczywiście, bardzo możliwe, że zupełnie nie mam racji i zazdroszcząc sukcesu niewymiarowej personie paszkwile w domowym zaciszu układam. Nawet jeśli tak jest, to mam całkiem doborowe towarzystwo paszkwilantów, bo nie sam w takich ocenach pozostawam.
I tyle tytułem wstępu, ponieważ "na tapetę" trafia Niemiłosiernie Panujący Bürgermeister "Wszystko Jednym Telefonem Załatwię" Peterson, Ko[s]miczny Ekonom, Podpora lokalnego odłamu religii powszechnej, Dobroczyńca Człowieka [istnieją - podobno - osobniki, które owego mitycznego człowieka widziały a nawet poznały…], Czarodziej i Wodzirej Prawie Spełniony, wreszcie Zwolennik Niekanonicznych i Nieortodoksyjnych Rozwiązań Powalających na Kolana i Łopatki [szczególnie Gminę].
Mała dygresja - pokolenie temu pobierałem nauki w takiej śmiesznej dziedzinie jak genetyka. Było to dawno i ze łba prawie wszystko uleciało, ale jeszcze małe co-nie-co pozostało - min. taki oto strzęp wiedzy: za jasną cholerę nie wiemy, czy i w jaki sposób ekspresja jakiegoś genu, albo genów, wpływa na inne; czegoś tam się domyślamy, coś tam już z probówek oczkiem łypie, ale generalnie, to jeszcze nie ma tak jak z wiedzą na temat wbijania gwoździ - że jak się dobrze przypieprzy to wejdzie w ścianę lub drewienko, a jak człek źle się złoży to ma zagwarantowaną przyjemność z NFZ-etem; bo w tej genetyce, panie, to czasem jak się źle przypierniczy, to całkiem fajne a nieoczekiwane efekty wychodzą, jak nie przymierzając z taką np. anemią sierpowatą, albo inną "potworą rokującą".
A po gwizdek dygresja? A, bo to panie, zastanawiam się na ile niewymiarowość wertykalna przełożyła się na alternatywność kojarzeniową. I przyznać się muszę - bez bicia - że zaczynam się skłaniać ku poglądowi, że i owszem - wertykalizm na kojarzeniowość przekłada się i to bardzo. Więcej - przekłada się okrutnie.
Spośród wielu dziarskich działań inkryminowanej persony [wierzę, że w niedługim czasie dla większości stanie się jasne, że jest to jednak persona non grata] przytoczę działania przy okazji zorganizowanego przez prywatne osoby balu charytatywnego dla dzieci:
Spotkanie z Ko[s]micznym Ekonomem w jego norce służbowej - onże deklaruje pomoc w zorganizowaniu sponsorów, wyciąga telefon, "memory five" i łączy się z misiem:
"Pomożecie?" - pyta Podpora - Pomożemy! - odpowiada słuchawka. I tak kilka razy. Organizatorzy, a nawet organizatorki, kiecki w górę i chodu do sponsora a tu… Zonk - sponsor robi oczy jakby poczuł co to znaczy "homolove", kobieciny łączą się w owym doznaniu ze sponsorem… Ale - o co kaman? Przecież Bürgermeister "memory five" przy nas zrobił i gadał… Ze mną gadał? Bürgermeister? O sponsorowaniu? Dżizusie - never!
OK, powie ktoś - chłop zadzwonił, ale zapomniał powiedzieć, że nie ze sponsorem, ale z cieciem, albo własną automatyczną sekretarką sobie pogadał. Się zdarza. Chciał Wertykalno-Kojarzeniowy dobrze, ale troszku nie wyszło.
Ale nie, Nieortodox nie poprzestaje na gadaniu do głuchej słuchawki - dowiaduje się, że lokalne Rundfunk patronacik objęło nad imprą, więc chwyta za wynalazek Imć Bella i dalej:
Słuchajcie no - imprę zacną dla dziecków robię - Ja Sam Robię - więc strzelcie ze mną Interview, alles klar? Zmieszana słuchawka, gdy tylko nieco ochłonęła dalej do organizatorek "memory five" uskutecznia:
Bürgermeister pozwonił i skazał, szto on tę waszą imprę robi, więc my z nim chyba Interview machniom. Ale, czy to prawda, że on spirytus movens i .Patron Honorowy? Zmieszana przez chwilę "za bal odpowiedzialna", gdy się już pozbierała po owej odkrywczej wiadomości, rzuciła: ………. - koniec cytatu.
Myliłby się kto sądziłby, że na tym poprzestał Wertykalno-Kojarzeniowy. Ponieważ to Podpora Religijna, to mu Trójca kierunek wyznacza. Gdy więc dotarło doń [oj, zajęło to trochę czasu, zajęło…], że na drzewo został spuszczony i nikt jego powabnej fizys na balu dla dziecków nie chce oglądać, dalej kombinuje i para-myśli by po raz trzeci coś wysmażyć. I wy-para-myślił, wysmażył:
Jak wy mnie tak, to ja wam tak i - rach-ciach - alternatywną imprę uskutecznił nie omieszkając poinformować tego i owego, że impra balowa jest do el doopy a prawdziwą wartość ma zapierniczanie pod honorowe dyktando Nieortodoxa w saneczkach po śniegu w jednej z umiłowanych i hołubionych wsi. I tak, w nocy przed balem, około północy czasu lokalnego niektórym w telefonach objawiły się ss-many od Bürgermeistera sprowadzające się do stwierdzenia - pieprzyć ich.
Ale jak zwykle wyszło nie tak jak Gminny Stachanowiec sobie wykombinował:
Jak chce dobrze, to wychodzi do Arscha, jak coś chce spieprzyć, to wychodzi całkiem fajnie [jaka szkoda, że tak mało chce spieprzyć - Radzymin byłby Istnym Rajem na Ziemi!]. No, bo zastanówmy się - chciał chłop imprezę dla dziecków upierniczyć, a tu okazuje się, że dziecki miały dwie impry. Szkoda, że nie przyłożył się bardziej do upierniczania, bo może wyszłoby tych imprez jeszcze więcej. Ale - wszystko przed nami.
Zaprawdę powiadam Wam - rozmiar ma znaczenie. Jak Najwyższy zacznie odbierać wertykalności to po całości leci i w elemencie wieńczącym białkową konstrukcję też spustoszenie czyni. Totalne. Gdybym miał więcej czasu i jakąś zmyślną aparaturkę, to zaraz bym zajrzał w Szanowną Puszeczkę Tytana by zobaczyć co też tam na synapsach przeskakuje. Albo dlaczego zupełnie nic.
Paweł Sieger
(24.01.2012)
Dwudziestokilkutysięczna, podwarszawska gmina z kilkoma dużymi firmami i tysiącami nowych, lepiej niż średnio zarabiających mieszkańców może się pochwalić budżetem, którego wstydziliby się włodarze podobnych gmin znajdujących się w "obszarach strukturalnego bezrobocia" i "zacofania cywilizacyjnego". I nie jest to bezpodstawna ocena - to fakt. A dlaczego to fakt? Wystarczy porównać, np. Radzymin i Pasłęk, który ma budżet o prawie 20% większy, choć znajduje się w jednym z najbiedniejszych regionów Polski, czyli na tzw. ziemiach niesłusznie wyzyskanych [a takich przykładów jest więcej].
Oczywiście, nie radzę pytać pożal-się-Boże Burmistrzów, czy Radnych/Rajców dlaczego tak jest - prawdopodobieństwo, że uzyska się składną, logiczną i merytoryczną odpowiedź jest taka sama jak wygranie "szóstki" skreślając pięć liczb. I drugie "oczywiście": zupełnie nie chce mi się tłumaczyć powody takiego stanu rzeczy - kto chce, sam znajdzie odpowiedź. Ważne jest coś innego - wbrew temu co przy różnych okazjach parlają różni tacy co ja wiem a inni rozumieją - Radzymin nie jest skazany na sukces. Radzymin jest skazany na totalną klęskę i klapę. Można rzec, że jak się bolszewizm doczłapał do Radzymina, tak w nim pozostał. Na wieki wieków i amen.
Cóż z tego, że znajdzie się wśród Radnych kilka [bardzo kilka!] osób sensownych, że i w Urzędzie pracuje równie liczna grupa wartościowych, że kilku "starych", zdeterminowanych mieszkańców próbuje wyrwać Gminę z aparatczykowo-geszefciarskich łap. Większość ma wszystko w el doopie - bo to jest ich "miś" od dziesiątek lat, "miś" na miarę ich bardzo ograniczonych możliwości: tu bogoojczyźniana procesyjka, tam ciotka robiąca za nieusuwalną sprzątaczkę a wujek za karkołomnego ciecia, dla niepoznaki zwanego miejskim "strasznikiem". Wszystko znane, wszystko od pokoleń poukładane. A że goovniane? Ale to ich goovno i żadnej przyjezdnej łajzie nic do tego. Zresztą i wśród owych "łajz przyjezdnych" większość to gostkowie z "inszych Radzyminów".
Dla tych, którzy chcą by Radzymin był "Radzyminem SA" [jeśli nie spierniczą w podskokach] wyjścia są tylko dwa: zapomnieć o takim rozwiązaniu, pogodzić się z losem, położyć uszy po sobie, siedzieć cicho ciesząc się, gdy cokolwiek uda się załatwić, albo wypierniczyć całą Gminę w kosmos, posłać do diabła obszczymurską bandę debili "zarządzających masą upadłościową". Problem tylko w tym, że może to być walka z wiatrakami; że może trzeba będzie czekać, aż wymrze jedno, albo nawet dwa pokolenia matołków przyzwyczajonych do własnego "misia" a narodzą się pokolenia nowych "starych" mieszkańców średnio związanych z rodzinnymi układzikami kształtującymi cudowny obrazek dzisiejszego, bolszewickiego Radzymina.
Cóż - zobaczymy wkrótce, czy jest jakakolwiek szansa by jednak zbliżyć się do "Radzymina SA".
Paweł Sieger
(22.02.2012)
Przynajmniej od kilku miesięcy wiadomo bardzo powszechnie, że w "państwie radzymińskim" nie dzieje się najlepiej. Rok temu pojawiły się bardzo niepokojące informacje: Gmina totalnie zadłużona, Gmina nie reguluje na czas swoich zobowiązań, radni przyznają, że jest bardzo źle i że nie wiedzieli co czynili akceptując wszystko co im Imć Burmistrz pod nosy podtykał, itd. Oczywiście, żeby nie było niejasności - według person zarządzających Gminą wszystko było w porządku. A że inwestycje "kaczo" realizowane, że udało się stworzyć "Gminę dwóch prędkości" - w jednych pakujemy kasę, w innych ni hu-hu… - życie!
Mimo zapewnień, zaklęć a nawet modłów okazało się, że najwidoczniej jednak nad Radzyminem czuwa Boża OpaCZność i wszystko zaczęło się rozpirzać - taka piękna katastrofa. I nawet nie chodzi o to, że Burmistrz i Jego Szanowny Zastępca nadają się do zarządzania czymkolwiek bardziej skomplikowanym niż młotek jak żółw do sprintu. Chodzi o to, że:
- z jednej strony wspierały i wciąż wspierają ich destrukcyjne dzieło "wybitne siły fachowe" w postaci niektórych urzędników [np. Skarbnik Gminy, czy Radczyni Żmijewska]
- a z drugiej "wysokich" lotów gminne kombinacje koalicyjno-rodzinno-znajomościowe [czyli "polityka" przez duże "do d…"] spowodowały, że ekonomicznie to leżym i kwiczym.
Lewe przetargi i inwestycje, wydawanie pieniędzy niezgodnie z prawem, bezmyślne projekty kolejnych budżetów, kupowanie poparcia przez pakowanie milionów w wybrane miejscowości - nie tylko dostępne dokumenty Gminy, nie tylko opinie RIO, i raport NIK, ale wypowiedzi samych radnych nie pozostawiają wątpliwości co do tego jak funkcjonuje Gmina "cudów i cudaczków".
Czy dobrze się stało, że miesiąc temu Przewodnicząca Rady i jej Zastępcy ukatrupili kolejny chory pomysł Burmistrza - pomysł, który nagle znalazł poparcie u części radnych, którzy jeszcze kilka miesięcy wcześniej wieszali psy na Naczelnym Ekonomie nie mogąc mu darować jak zostali przezeń załadowani…?
I cóż się takiego stało? Że nie ma uchwalonego budżetu? I dobrze - zrobi to RIO i jest cień szansy, że przynajmniej ten budżet będzie miał jakie takie umocowanie w rzeczywistości a nie majakach i wizjach.
I w tej chwili zupełnie nie interesują mnie powody decyzji, która wywaliła w kosmos niestarannie przygotowany "zamaszek staniku". Nie interesuje mnie kto komu, co i w ogóle czy coś obiecał za udział w "przewrociku" - fakt, że nie udało się przykładnie ukarać ludzi, którzy przestali być "przyjaciółmi" Burmistrza [szczególnie Przewodnicząca, której - jak wieść gminna niesie - onże nie może darować doniesienia do Prokuratury; i to doniesienia, które sobie nie umarło a wręcz przeciwnie - kolejne "czynności" są podejmowane…]. Nie interesuje mnie też dlaczego 11 radnych postanowiło nie przyjść na wtorkową sesję. Interesuje mnie tylko, że jedni i drudzy przedryblowali, przedobrzyli, przekombinowali zapominając po co są radnymi - i chwała im za to! Dzięki temu co się ostatnio wydarzyło lepiej widać kto Gminą "zarządza" a i łatwiej dostrzec kto i jaką odpowiedzialność ponosi. Albo poniesie… Łatwiej będzie również - i to jest najważniejszy "plus dodatni" - przeprowadzić zmiany, których Gmina potrzebuje, tak jak kania łaknie dżdżu, albo Piękny Radny stanowiska.
Kto ma oczy i patrzy, ten widzi, że zapewnienia o trosce, przejmowaniu się losem…, działaniach na rzecz… oraz ku…, i że najważniejsze jest dobro Gminy" - to wyborcze pierdoły. I tylko jedno jest prawdą, że skarbem [sukcesem] Gminy są mieszkańcy - ponad dwadzieścia tysi do regularnego golenia. Od lat.
Burmistrz i niektórzy radni sprawiają wrażenie, jakby kontakt z rzeczywistością odzyskiwali na coraz krótszy czas. Zupełnie nie zdają sobie sprawy, że zbyt wiele się wydarzyło, że "tematu" nie da się już zamieść pod dywan, że znalazło się kilka osób, które nie odpuszczą - jedni bo chcą mieszkać w Gminie a nie bolszewicko-bogoojczyźnianym pipidówku, inni bo chcą upiec swoje polityczne pieczenie, jeszcze ktoś bo się regularnie wkurzył, że traktują go jak idiotę, któremu można wciskać kit. To se ne vrati.
I na koniec - mam nadzieję, że to nie koniec interesujących wydarzeń w "Gminie cudaczków" a lokalna odmiana programu "Rodzina [co to ja wiem a ty rozumiesz] na swoim" właśnie sobie zdechła.
Paweł Sieger
(29.02.2012)
Copyright © 2011 Paweł Sieger - siegersraum.com
Created by: IT-LOGIC
Strona używa cookies (ciasteczek). Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.